UWAGA! Tekst pisany w godzinach,gdy umysł nie pracuje na pełnych obrotach (jak każdy zresztą), może zawierać błędy
logiczne i inne.
Wisława Szymborska, Wiersze wybrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2004.
Myszołów nie ma sobie nic do zarzucenia – wlecze się za mną to
zdanie od kilku dni, jeśli powiem, że spać nie daje, będzie to jawna przesada,
ale jakoś tak bezceremonialnie nie pozwala sobie na wyjście z mojej pamięci. A
od kilku dni dlatego, że przeczytałam ten być może nie wszystkim znany wers w
książce do języka polskiego dla klasy pierwszej gimnazjum; nazwy i autora nie
przytoczę, bo wpierw musiałabym poprosić pewną młodą osóbkę o pożyczenie na
chwil kilka książki, a jako że młoda osóbka tymczasowo wybyła, więc nie
poproszę. Ale pomyślmy lepiej o myszołowie, a właściwie o całym pierwszym
wersie, pochodzącym z wiersza Wisławy Szymborskiej Pochwała złego o sobie mniemania.
Bo to jest niezmiernie ciekawe,
że można przeczytać ten lakoniczny fragmencik na wiele różnych sposobów. Po
pierwsze stawiając na pierwszym miejscu zwierzątko, czyli ptaka, który istotnie
swoją dumnie uniesioną głową zdaje się głosić, iż w rzeczy samej nic do
zarzucenia sobie nie ma, (a niech to, znowu latają mi literki, bo obok myszki
komputerowej jeszcze ten nachalny panel dotykowy, tak to się nazywa, o ile się
nie mylę, włączył się i wyłączyć nie da rady) tyle że myszy łowi, a to już
natura myszołowów, które prawdopodobnie dla tępienia myszy na świat przyszły, a
właściwie przyleciały. W każdym razie jeśli postać myszołowa wysuniemy na plan
pierwszy, wówczas przeczytamy zdanie tak:
MYSZOŁÓW nie ma sobie nic do zarzucenia.
Jeśli natomiast postawimy nacisk
na fakt, że dostojny ptak istotnie nie ma sobie nic do zarzucenia, trzeba by
napisać ów ciekawy fragmencik w ten sposób:
Myszołów nie ma sobie NIC do zarzucenia.
Jeżeli w końcu chcemy uwypuklić
rozważania myszołowa, tj. jego własny do siebie stosunek, napiszemy:
Myszołów nie ma SOBIE nic do zarzucenia.
Tak więc sposób odczytywania
wiersza mamy za sobą, to znaczy ja mam za sobą, bo każdy aktor pewnie czytałby
tą linijkę po sto razy i jeszcze nie byłoby mu dość, ale mnie starczy, dzięki Bogu aktorką nie jestem. Analiza wiersza
się nie odbędzie, ale jeśli kogoś to interesuje, polecam odpowiednią stronę internetową
tudzież odpowiednie materiały książkowe, którymi niestety w tej chwili nie
dysponuję. Jedno jest pewne – wszystko wyjaśnia tytuł i tego trzymać się trzeba (a to kto napisał? A mniejsza z tym).
(Tak mówiąc w nawiasie, to
kompletnie dzisiaj nie wiem, co ja tu dzisiaj wypisuję.)
No i tak sobie układam po cichu, jak
też ten wers powinno się najlepiej przeczytać, aż przyszły mi do głowy inne
wiersze znanej noblistki, najpierw ten z ósmej klasy szkoły podstawowej,
zawarty w książce Kazimierza Krajewskiego Język
polski 8. Echo z dna serca. Warszawa 1992.: Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej, który swego czasu obrany
został za temat przewodni naszej lekcji języka polskiego, i po chyba raz
pierwszy rzeczywiście zainteresowała mnie jakaś poetka (pominąwszy Kochanowskiego,
choć może Kochanowski był później), a której zdjęcie widniało na poprzedniej
stronie, i przyglądając mu się, zaczęłam się zastanawiać nie tak bardzo nad Szymborską,
ale nad Ludwiką Wawrzyńską (do dziś pojęcia nie mam, kim była owa niewiasta,
wiem tylko, że zginęła, ratując płonące dzieci, o czym dowiedziałam się dzięki
przypisowi umieszczonemu obok wiersza), bo w tym momencie wiersz zajął pierwsze
miejsce, a spalona pani nauczycielka żadnego właściwie, jako że nieżyjąca, może
tylko to jedno należne jej miejsce w wersach czytanych tamtego dnia. Niemniej
na początku była Minuta ciszy…,
potem wersy wyszarpywane głosem Mannam:
Nic dwa razy, następnie Portret
kobiecy, przy okazji oglądania serialu Zaginiona; Portret kobiecy dedykowany matce
przez syna - pracownika radia, radia nieinteresującego zabieganej matki człowieka
prowadzącego audycję radiową, Portret…
słyszany w eterze, którego to Portretu... szukałam bardzo długo i w końcu wpadłam na trop, o
którym wiedzieli już pewnie wszyscy co
[…]
lubią poezję
Niektórzy –
Czyli nie wszyscy.
Nawet
nie większość wszystkich ale mniejszość.
Nie
licząc szkół, gdzie się musi
i samych poetów,
będzie tych osób chyba dwie na tysiąc.
(s.
289, Niektórzy lubią poezję)
Czyli wiedzieli o tym, że to
wiersz kobiety "poznanej" przeze mnie w klasie ósmej, na lekcji języka polskiego, siedząc w
ławce pierwszej, w rzędzie środkowym i słuchając pytania polonistki: czy odważylibyście
się skoczyć w ogień, jako temat pracy; jasne, dlaczego nie, tylko najpierw
trzeba by ten ogień zobaczyć, a potem powiedzieć: jasne.
Następnie był Pokój samobójcy i Kot w pustym mieszkaniu, i pytanie: Dokąd biegnie ta napisana sarna przez napisany las? Może do tego
myszołowu? Myszołowa? Jak to się pisze, nie jestem pewna i nie chce mi się
sprawdzać. Więc dokąd biegnie? Może do tego myszołowa właśnie, o którym
przeczytałam kilka dni temu.
Podobno ludzie, którzy nie lubią
kotów, w poprzednim wcieleniu byli myszami, jak przeczytałam kiedyś gdzieś, jeśli
ktoś wierzy w reinkarnację, toteż ludzie nielubiący myszołowów w poprzednim
wcieleniu musieli być również myszami.
A na obwolucie okładki Wiersze wybrane poetka paląca namiętnie
papierosa nad filiżanką ciemnej kawy. O ile to kawa.
Wydanie zawiera najważniejsze wiersze poetki.