tag:blogger.com,1999:blog-16140947368680728982024-03-18T10:26:31.827+01:00Kultura literBLOG O KSIĄŻKACH, I NIE TYLKO, UTRZYMANY W IŚCIE JESIENNYM STYLUkultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.comBlogger102125tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-70655210669027792332022-03-31T12:18:00.002+02:002023-02-09T10:31:57.514+01:00Margaret Forster "Podróże Maudie Tipstaff", Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971<p> </p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-lbrutSE5zfySLoKnPVfr7Zf6ded_uZ456BOZkg07v1m5gODy-OKaZSkt9maYOFHfd1WRQdcLrfJdgAj6LzKxIXGSC41-SHdmB459WrWiL8T-iQFu-zx13n3n8UoVrMOPJxJ5VR8zlIkmxwOsQ0k8D6lMbKgXZKyWMT1j9KERj4GdjwtUrZ0j1Fyxfw/s300/352x500.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="300" data-original-width="190" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-lbrutSE5zfySLoKnPVfr7Zf6ded_uZ456BOZkg07v1m5gODy-OKaZSkt9maYOFHfd1WRQdcLrfJdgAj6LzKxIXGSC41-SHdmB459WrWiL8T-iQFu-zx13n3n8UoVrMOPJxJ5VR8zlIkmxwOsQ0k8D6lMbKgXZKyWMT1j9KERj4GdjwtUrZ0j1Fyxfw/s1600/352x500.jpg" width="190" /></a></div>Niektórym wszędzie
dobrze, ale w domu najlepiej. Druga część tego przysłowia w pełni definiuje główną bohaterkę
powieści Margaret Forster, żyjącej w latach 1938–2016. Surowa w stosunku do
siebie oraz do innych, Maudie Tipstaff, najlepsze lata, w które wpisuje się między
innymi wychowywanie trójki dzieci, ma już za sobą, i raczej zupełnie nie
przeszkadza jej samotne życie, które zostaje urozmaicone między innymi wyczekiwaniem na listy
od syna i dwóch córek. Któregoś dnia jednak Maudie postanawia wybrać się do
dorosłych już pociech i spędzić u każdej z nich miesiąc. Mimo wielkich nadziei
na niezapomniane wrażenia kłopoty pojawiają się już na początku<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>podróży, a dalej jest już tylko gorzej. I
dotyczy to nie jedynie samego dostawania się do miejsc docelowych, ale przede
wszystkim relacji z dziećmi. Apodyktyczna, 70-letnia kobieta to wyjątkowo
trudny towarzysz życia, którego mało kto byłby w stanie zaakceptować. <o:p></o:p><p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Autorka po mistrzowsku
opisuje relacje głównej bohaterki z dziećmi oraz z innymi, napotkanymi po
drodze osobami, a wszystko to przedstawione w zabawny, humorystyczny sposób,
który sprawia, że czytelnik nabiera chęci na dłuższe pozostanie w świecie pani
Tipstaff (w przeciwieństwie do osób mających z nią bezpośredni kontakt). <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><i>Podróże Maudie
Tipstaff </i>dobitnie ukazują, jak brak miłości doprowadza człowieka do
zgorzknienia i zobojętnienia. A może problem Maudie tkwi zupełnie gdzie
indziej? Powieść obyczajowo-psychologiczna Margaret Forster to prawdziwa
perełka literatury (choć raczej nie dla osób, które preferują sensacje czy szybkie zwroty akcji). I aż wierzyć się nie chce, że jak wynika z moich poszukiwań, tylko
trzy powieści autorki przetłumaczono na język polski. I żadna z nich nie znajduje
się w bibliotece miasta powiatowego, do której zaglądam. </p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Czasem jednak o wiele
lepiej poszperać wśród książek wydanych z kilkadziesiąt lat temu i nie wznawianych,
zamiast brać do ręki nowości, które niestety często po przeczytaniu kilku stron
zwyczajnie odpychają. <o:p></o:p></p><div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-21018139807500670892021-08-13T11:10:00.001+02:002021-08-13T11:11:41.842+02:00Z cyklu "Sposoby czytania" (2)<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjT-wto7Em6BMY9IXO8QllcIfRFUXTOt6ej5EiAs_9IHVcmFHYMsvIuAgli5h_6V7afdDx2vPPusHPHMNp7xT_g4F4ubNwGgZr8xcYykCyjjPkaGBx0zWax0hmBhyih9yNEYGJA1qcvzJf8/s940/Kopia+Kultura+liter+3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="788" data-original-width="940" height="379" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjT-wto7Em6BMY9IXO8QllcIfRFUXTOt6ej5EiAs_9IHVcmFHYMsvIuAgli5h_6V7afdDx2vPPusHPHMNp7xT_g4F4ubNwGgZr8xcYykCyjjPkaGBx0zWax0hmBhyih9yNEYGJA1qcvzJf8/w452-h379/Kopia+Kultura+liter+3.jpg" width="452" /></a></div><br /> <p></p><div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-89305913683315451152021-08-09T12:32:00.001+02:002021-08-10T09:48:58.439+02:00Majgull Axelsson "Pępowina", WAB, Warszawa 2011<p style="text-align: justify;"> </p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWlZw3S95BIDshOqX8bpgmgw6eWozdjv9w4mIuHqSWb4NrjCbQjm6dHhRVWLWb9hs0MLgtDIgp7zpOwvmP2IRwrCKEFvwr0q2CaGgwtZWhCh-oWBBt-hXmwtQkS-kY6stDu8Yti_Bv_8N-/s640/pepowina-b-iext43253336.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><img border="0" data-original-height="640" data-original-width="406" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWlZw3S95BIDshOqX8bpgmgw6eWozdjv9w4mIuHqSWb4NrjCbQjm6dHhRVWLWb9hs0MLgtDIgp7zpOwvmP2IRwrCKEFvwr0q2CaGgwtZWhCh-oWBBt-hXmwtQkS-kY6stDu8Yti_Bv_8N-/s320/pepowina-b-iext43253336.jpg" width="203" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Krótki czas, który wydaje się jednak okresem wlekącym się w
nieskończoność, kilka osób i niewielkie szwedzkie miasteczko, które nawiedza
powódź. Kilkoro mieszkańców oraz przypadkowo znajdujących się w mieście osób
chroni się w restauracji u Sally, którą jedna z głównych bohaterek – Minny, odziedziczyła
po swojej ciotce. Wynikłe z zaistniałych warunków zagrożenie sprawia, że
sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. Nagle spokojne dotąd miejsce, w
którym można było zjeść ciepły posiłek albo uraczyć się filiżanką gorącej kawy, staje
się tymczasowym więzieniem, w którym do głosu dochodzą i gniew, i wzajemne pretensje,
i inne silniejsze emocje, a ponad tym wszystkim zawisa chęć jak najszybszego
wydostania się z pomieszczenia i opuszczenia pozostałych skazanych na swoje
towarzystwo osób. Bohaterowie usiłują jakoś przetrwać mało przyjemne chwile,
które trzeba będzie przepędzić w oczekiwaniu na nadejście pomocy, i niechcący
czy mimowolnie poniekąd odkrywają przed innymi więźniami restauracyjnych wnętrz
swoje drugie ja. Groźna, porywająca ludzi jak gałęzie drzew woda stanie
się tym elementem, za sprawą którego ukazane postaci będą musiały odnaleźć się
w zupełnie nowych warunkach i tak samo jak dotąd, a może jeszcze bardziej, mierzyć się z
nurtującymi ich dotychczas problemami.</div><o:p></o:p><p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><i>Pępowina</i> Majgull Axelsson prawdopodobnie nie bez przyczyny
otrzymała taki właśnie tytuł. Niemal każdy z bohaterów nosi w sobie pewną
tragedię lub boryka się z trudną codziennością. W każdym umiejscowiła się jakaś
drzazga, której nie da się wyjąć pęsetą ani dostatecznie zręcznymi palcami,
ponieważ tkwi ona zbyt głęboko. I co najważniejsze, owa rana częstokroć znajduje
swój początek już w dzieciństwie. Postępowanie rodziców, sposób, w jaki traktują
dziecko, to, ile poświęcają mu uwagi, wpływ otoczenia, brak miłości lub jej nadmiar
wywierają olbrzymi wpływ na dalszy rozwój młodego człowieka i na jego dalsze, dorosłe już życie.
Przykłady tej od dawna poruszanej przez psychologów kwestii dostatecznie dobrze
obrazuje w swojej książce Axelsson. Jej bohaterowie zostali jak gdyby naznaczeni
właśnie w dzieciństwie (choć może nie wszyscy z nich) i między innymi stąd bierze się ich
takie, a nie inne postępowanie; stąd tak, a nie inaczej, wychowują
swoje dzieci, i najczęściej nie mają pojęcia, a może nie chcą zanadto dopuścić do głosu prawdy o
popełnianych przez siebie rodzicielskich błędach. Mimo całej miłości dla swoich
córek czy synów i mimo że chcą dla nich jak najlepiej, to niedostatki czegoś wewnątrz
sprawiają, że w ich rodzicielskim podejściu do potomków napotyka się usterki,
które pociągają za sobą dalsze konsekwencje.</p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Majgull Axelsson po mistrzowsku przedstawia stronę
psychologiczną postaci. Powołuje do życia niezwykle barwne, skomplikowane
bohaterki (przede wszystkim kobiety), z których każda mogłaby stanowić materiał
na odrębną powieść. Perfekcyjna Anette, której nawet jeden pyłek na dywanie nie
da spokoju, dopóki się go stamtąd nie pozbędzie – zakochana w swoim
pociągającym z butelki mężu, który w swojej nieporadności wiecznie potrzebuje
jej opieki. Tyrone, który ma serdecznie dość nieustannej gadaniny swojej żony i nierzadko zadaje sobie pytanie, czemu służą te wszystkie słowa wypowiadane
przez ludzi, wciąż jednakowe i w zasadzie o niczym. Ale to nie jedyny problem
tego bohatera, o którym ma się ochotę, podobnie jak o pozostałych, dowiedzieć
jeszcze więcej i więcej. Bo historia każdego z nich wciąga niesłychanie mocno. Nęcą
niepomiernie wszystkie możliwe szczególiki i szczegóły, jeszcze więcej tego, co
dają nam od siebie Minny, Tyrone czy pozostałe osoby. Ich nieujawnione przed
otoczeniem myśli tu wynurzają się jak kret z norki – wtedy, gdy nikt nie widzi.
<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">I w zasadzie zastrzeżeń brak. Poza jednym. Za aut należy
oczywiście uznać fakt, że każda z postaci <i>Pępowiny</i> nosi w sobie jakąś zadrę,
tajemnicę. I podobnie rzecz ma się ze sposobem przedstawienia myśli uwięzionych w restauracji osób. Jest kapitalny.
Tyle tylko że czytając kolejne rozdziały, zaczyna odnosić się momentami
wrażenie, że każdy z nich dotyczy tej samej osoby, ponieważ zastosowane style cechuje
zbytnie podobieństwo, żeby nie powiedzieć, że są niemal identyczne. Gdyby nie
postawione na wstępie rozdziałów imiona postaci, trudno nawet byłoby się
początkowo zorientować, kto w danym momencie mówi, czyj to cichy monolog. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Mimo tego naprawdę polecam <i>Pępowinę</i> wszystkim miłośniczkom
i miłośnikom powieści psychologiczno-obyczajowych. Nie można się od niej
oderwać – podobnie zresztą jak od <i>Ja nie jestem Miriam</i>, która, moim
zdaniem, nawet przebija omawianą tu lekturę. Realia inne, czasy inne, kompletnie odmienne problemy, ale to
jest coś. Takich książek się nie zapomina.<o:p></o:p></p><div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-60646196056489790332021-05-23T11:51:00.002+02:002021-05-24T08:15:07.098+02:00"Effi Briest" Theodor Fontaine, tłum. Izabela Czermakowa, Świat Książki 2010.<p> </p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglxrpZjUNO1Pc83DHx26FBCRPfm0Yl4fydRkUqOExz2vaFeNkjV_qEgfU250uxV8U3eH_sJdqDEvurSBUDyESNBqbYfGOI8V2qvFmPa_1TCfVOCIZy1EE1cU-HP_ZNK7iN72W55kQYHuym/s400/effi.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="252" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglxrpZjUNO1Pc83DHx26FBCRPfm0Yl4fydRkUqOExz2vaFeNkjV_qEgfU250uxV8U3eH_sJdqDEvurSBUDyESNBqbYfGOI8V2qvFmPa_1TCfVOCIZy1EE1cU-HP_ZNK7iN72W55kQYHuym/w253-h400/effi.jpg" width="253" /></a></div><br /><div style="text-align: justify;">Jest lekka, ale nie aż tak lekka jak te książki stworzone
specjalnie z myślą o żeńskiej części moli książkowych; nie aż do tego stopnia
leciutka, że odkłada się ją na półkę albo oddaje do biblioteki po przeczytaniu
raptem kilku stron, z myślą „O rany, jest tak lekka, że nie mam siły dalej
brnąć przez tę lekkość”. </div><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">I oczywiście można by ją uznać za łatwą, lecz nie do
przesady. Nie aż do tego pułapu, przy którym zaczyna się rozumieć, że to pozycja o
niczym i że jutro, a najdalej za tydzień, całkowicie się o niej zapomni i stwierdzi: "Ożeż, żeby stracić tyle czasu na czytanie czegoś takiego!”. I nie
na tyle łatwa, że nie daje w ogóle do myślenia, że nie oferuje nic w zamian za
przeczytanie jej. Nie do tego schodka łatwa, że stawia się nad nią zdanie z
wykrzyknikiem: „To nie na moje nerwy! Ten brak jakiegokolwiek problemu, punktu
zaczepienia mnie przerasta!”. </p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Jeśli chodzi o przyjemność, to daruję sobie porównania,
ponieważ najpierw należałoby
postawić sobie pytanie, co tak właściwie oznacza słowo „przyjemna” w kontekście
czytania książek, a które to słowo, jak wiadomo, skorelowano (w moim odczuciu)
z jednym tylko gatunkiem literatury, tj. z literaturą kobiecą. I czy właściwie,
czy nie, też roztrząsać nie będę. W każdym razie „przyjemna” dla jednej osoby nie
musi być „przyjemną” dla drugiej osoby. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Ale do rzeczy.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Pierwszy
rozdział <i>Effi Briest</i> Theodora Fontaine’a zdecydowanie przywodzi na myśl
powieść dla młodzieży, dlatego zanim dotrze się do kolejnego "etapu", ma się
ochotę odłożyć książkę na półkę. Zważywszy na to, należałoby na wstępie podać
do wiadomości publicznej, że to nie proza dla młodszych odbiorców, więc bądźcie
cierpliwi i wyglądajcie cięższych kawałków, oczekujcie na nadejście szybszych
zwrotów akcji, pogłębienie obrazów psychiki bohaterów tudzież na wystąpienia problemów nie do końca ukazanych w sposób adekwatny
dla nastolatków.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Dalsze części to już
nie opis swawolnej zabawy czworga dziewcząt, ich opowieści czy przekomarzania
się, ale zupełna zmiana tematu, ponieważ nagle, ni z tego, ni z owego, tytułowa
bohaterka, ta młoda dziewczyna, której wyobrażenie utrwalono na okładce
książki, dowiaduje się, że o jej rękę prosi 38-letni baron Geert von
Innstetten. W zasadzie całe to zdarzenie nie jest dla 17-letniej Effi niczym
nadzwyczajnym – wszak takie rzeczy się zdarzają. Ktoś kiedyś powinien poprosić
o jej rękę i komuś kiedyś powinna odpowiedzieć, że się zgadza, więc z jakiej
racji nie człowiekowi, który swego czasu był zakochany w jej matce. Dlaczego
nie bogatemu, dobrze sytuowanemu, dystyngowanemu i doświadczonemu życiowo panu
Innstettenowi? Tak dobra partia może się więcej nie powtórzyć; z powodu nieprzyjęcia
tak znakomitej partii jej rodzicom może być przykro (a skoro na drodze młodej
panienki nie staje nikt, kto wzbudziłby żywsze bicie jej serce…). Choć nawet takie
pytania nie zaprzątają uroczej główki żywej jak ptaszek Effi, która wyjaśnia
swoim zdziwionym przyjaciółkom, że: „Jeśli się jest dwie godziny narzeczoną,
jest się zawsze szczęśliwą. Przynajmniej tak mi się wydaje” (s. 20). Effi z pewnością
wydaje się też, że jej jedno „tak” sprawi radość nie jedynie jej rodzicom, ale
przede wszystkim baronowi i jej samej; wszystko przecież przebiega doskonale – okres
narzeczeństwa, ślub, podróż poślubna... a następnie dalsze życie… które nie
zawsze jednak układa się tak, jak układają się wizje w młodym dziewczęcym umyśle.<span style="mso-spacerun: yes;"> Bo c</span>zy da się pozostać obojętną,
jeśli świat oferuje o wiele więcej niż tylko spokojne, stateczne życie u boku
dużo starszego, kochającego ją przecież męża? Zwłaszcza wówczas, gdy zapewnić się, że
„za myśli i życzenia nie ponosi się odpowiedzialności”? (s. 144). Porównanie do
„Anny Kareniny” nie wydaje się tu bezzasadne, aczkolwiek obydwa dzieła są
diametralnie różne nie tylko pod względem stylistycznym.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Jedna z najbardziej ponoć cenionych z powieści Theodora
Fontaine’a stanowi bardzo interesujący, napełniony dialogami obraz XIX-wiecznych
obyczajów, pokaz walki między tym, co jak najbardziej wskazane i pochwalane, a
tym, za co potępiano poprzez wykluczenie poza krąg tzw. dobrego towarzystwa. Sam
pisarz twierdził, że życie kobiet – ich historie – są o wiele ciekawsze niż
życie mężczyzn. Być może także z tego względu Tomasz Mann uznał <i>Effi Briest</i> za jedną z najważniejszych powieści, jakie napisano. I to się nazywa pochwała
od mistrza. Niestety na razie nie znam pozostałych pięciu mistrzowskich dzieł, które
wymienił Mann. Poza tym problem w tym, że w natłoku dzisiejszej prozy ta ocena wydaje
się zdecydowanie zdezaktualizowana. Niemniej <i>Effi Briest</i> to kawałek prozy jak najbardziej godny polecenia czytelnikom, którzy przepadają za przenoszeniem się
do książkowych światów obrazujących życie społeczeństw w przebrzmiałych czasach.
Kompletnie inne realia, zupełnie odmienny sposób bycia i, co najważniejsze,
możliwość absolutnego oderwania się od rzeczywistości, przynajmniej raz na
jakiś czas.</p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p><div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-44088872446778394432021-04-20T16:54:00.000+02:002021-04-20T16:54:30.190+02:00Linn Ullmann "Zanim zaśniesz", słowo / obraz terytoria, Gdańsk 2004<p style="text-align: justify;"> </p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisQ-vJ6CxWY06ybl7HLN3ffiFmKi7Ka6rWjdgx1J-2c5Om1t62ek65Q3MHSM4JRO_695UKe-rvs_fQSamuplzz8mvbxa7NLYgZ2cbXc3ASPPznw7SkmTeU30C9KaGVfg_B6Fd_MQoebMBp/s400/352x500.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="270" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisQ-vJ6CxWY06ybl7HLN3ffiFmKi7Ka6rWjdgx1J-2c5Om1t62ek65Q3MHSM4JRO_695UKe-rvs_fQSamuplzz8mvbxa7NLYgZ2cbXc3ASPPznw7SkmTeU30C9KaGVfg_B6Fd_MQoebMBp/w270-h400/352x500.jpg" width="270" /></a></div><div style="text-align: justify;">Debiutancka powieść Linn Ullmann <i>Zanim zaśniesz</i>, ponoć dobrze
przyjęta przez publikę, ma niemało wspólnego z powieścią <i>We mgle</i>, która
ukazała się w późniejszym okresie. Podobnie bowiem jak w wydanej w Polce w roku 2016 pozycji
w tej również występują dwie siostry, babcia oraz matka, na twarzy której
jednak nie pojawia się zamyślenie wywołane podejrzeniem, że mąż ją zdradza, i
której nie towarzyszy też wieczne zabieganie, lecz nawet w obliczu najgorszego ociera łzy i wychodzi do świata z podniesionym wysoko czołem, mimo wszystko. Właśnie matka – Anni – jedna
z głównych bohaterek powieści, jest dla narratorki, tj. dla Karin Blom, kimś
wyjątkowym, magnetyzującym otoczenie swoim pięknem, a jednocześnie kimś, kto
doskonale zdaje sobie z tego sprawę i kto także – podobnie jak pozostali
bohaterowie – nie pozostaje wolny od życiowych problemów.</div><o:p></o:p><p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">To tylko jeden z kilku głównych wątków. Karin wprowadza nas
w rodzinną historię poprzez ukazanie przygotowań do ślubu swojej siostry Julie,
którą podziwia w nie mniejszym stopniu niż swoją rodzicielkę. I już początkowe fragmenty zmuszają
do zastanowienia. A to z tego względu, że autorka przebiega skrupulatnie przez wszystkie etapy
ceremonii zaślubin i wesela, aż przychodzą na myśl sceny z filmu <i>Łowca
jeleni</i>. Dokładanie przytacza słowa wypowiedziane przez odprawiającego
nabożeństwo księdza, który to zabieg natychmiast rodzi pytanie: po co powtarzać
te wszystkie zdania, poszczególne etapy, które pewnie większość ludzi doskonale zna? Czy Linn Ullmann zamierza nieco wydłużyć tekst? Aby nie wydał się zbyt krótki? A może opowiada
wszystko z perspektywy dziecka, które po raz pierwszy uczestniczyło w tego typu
wydarzeniu, i postanawia dokładnie uwiecznić każdy szczegół, nie – jak jest to w
zwyczaju – za pomocą setek zdjęć, lecz za pomocą rzetelnego opisu. Tymczasem
powtórzenia zdań, wyrazów nie znikają. Nadchodzą niekiedy z taką
częstotliwością, aż ma się ochotę powiedzieć: „Dobra, ale to już wiemy. Może
pora przejść dalej”. Czy jednak owa, zapewne nieco dla niektórych czytelników
irytująca powtarzalność może stanowić – co staje się w zasadzie jednym z logiczniejszych wyjaśnień – działanie celowe? Czy nie tym sposobem Linn Ullmann ma zamiar wskazać na
śmieszność pewnych sytuacji? Może nawet ów zabieg do tego się sprowadza, niemniej
trudno uznać <i>Zanim zaśniesz</i> za powieść zabawną, jak
wskazano w opisie. To nieco tak jak z filmem <i>Cztery wesela i pogrzeb</i> –
owszem, nie przeczę, że go lubię, ale nazwanie go nad wyraz zabawnym, tj. takim, który wywołuje śmiech, to lekka przesada.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Poza wątkiem matki i Julii pojawiają się też wątki babci, ojca, dziadka Rikarda oraz wątek jędzowatej ciotki Selmy, który wnosi niemało urozmaicenia
do oparów tej lekkiej, sennej mgły, która unosi się nad tekstem. Historie
poszczególnych postaci rysują się niczym rozległe, momentami zbyt mocno pokryte
rosą trawy, przez które przechodzi się w dziwnej atmosferze, ponieważ czasem odnosi
się wrażenie, że akcja jak pociąg zatrzymała się na stacji i nie ruszy już po
torach (to te momenty, gdy woda zaczyna moczyć nie tylko buty, ale także
skarpetki), a jednocześnie chęć poznania ciągu dalszego nie mija – wręcz przeciwnie
(to te momenty, gdy wciąż widzimy piękno roztaczającego się widoku zielonych traw).
Możliwość wgłębiania się w historie postaci, w ich postępowanie, decyzje, w
ukazanie strony psychologicznej stanowi ogromny plus powieści. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Nie mogę tego jednak powiedzieć o rozdziałach poświęconych
samej narratorce, czyli Karin. A przede wszystkim o jej wynikłych z fantazji
opowieściach, które niepomiernie irytują, a tym samym zaburzają jasność,
ponieważ sprawiają, że trudno w pierwszej chwili zorientować się, iż to jednak
wcale nie dalszy opis rzeczywistości, ale coś z gruntu odmiennego, coś, co
bardzo negatywnie wpływa na całość. I nigdy nie można być pewnym, czy następne fragmenty również nie stanowią wyłącznie formy napełnionego fikcją „urozmaicenia” – dodam, formy kompletnie nietrafionej. Sposób bycia Karin, jej kolejne wypatrywanie
mężczyzny, który przyda się na jakiś czas, drażni. Postępowanie każdego innego
bohatera wciąga, postępowanie Karin zachęca do pożegnania się z historią o
nazwie <i>Zanim zaśniesz</i>, bo ma się wrażenie, że nie wnosi ono niczego nowego,
lecz zabiera cenny czas. Tymczasem, może właśnie poprzez swoje postępowanie, poprzez brak zahamowań,
poprzez swoje dziwaczne długie wtrącenia Karin ma zamiar zwrócić uwagę na siebie oraz na
to, jak marnie prezentuje się jej egzystencja w porównaniu z życiem matki czy siostry
– mimo że i w ich ziemskich wędrówkach nie brak dylematów. Czy nie towarzyszy temu chęć uwypuklenia, jak wielka pustka kłębi się we wnętrzu niepotujnej Karin? Aż młoda kobieta musi wypełniać
ów niezapełniony balon męczącymi, fantastycznymi opowiastkami, rodem z bajek
dla dzieci.</p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">A jednak niezmiennie, mimo wszystko, pod tym całym długim, może miejscami na pozór jałowym obrazem kryją się przede wszystkim uczucia. W pewien
sposób można dojść do takiego wniosku wówczas, gdy czyta się czy też gdy
przypomina się sobie słowa wypowiedziane przez dziadka Rikarda, też nawiązujące
do sfery uczuciowej: „…jak się nad tym zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że naszą
wielką miłość można porównać jedynie do walki o tytuł mistrzowski w Madison
Square Garden albo w Montrealu. O TYTUŁ MISTRZA ŚWIATA, rozumiesz?”.</p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Jeżeli pominąć wątek Rikarda i ojca, można uznać, że Karin w największym stopniu skupia się na kobietach rodu, tych, które muszą
walczyć – jeśli przywołać wypowiedziane niegdyś przez babcię, przejęte przez Anni motto: „Nie
oglądaj się za siebie, nie wracaj do przeszłości, idź naprzód”. Zgodnie z nim kobieta jest niczym żołnierz, bo tylko ową zdroworozsądkową postawą jest w stanie znów podnieść
się ze swojego utrapienia, upodlenia czy poniżenia i iść naprzód bez względu na
wszystko.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><i>Zanim zaśniesz</i> z pewnością zainteresuje czytelników,
którzy lubią rozkładanie elementów na czynniki pierwsze, nie zasypiają przy
dłuższych opisach i cenią teksty z aspektem psychologicznym. <o:p></o:p></p><div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-48054068943117956312021-01-10T13:59:00.003+01:002021-01-10T14:10:53.377+01:00Linn Ullmann "We mgle". W.A.B., Warszawa 2016<p></p><div style="line-height: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: left;"><div style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzWRy5C8iUSsAeCBsP3HBh5_JrCwTN-8BRXDAtVioRC-hkhkmDhFj5DR89uKq9O48yHX3XNArCO8HM_HwvAOaYf-pNgHWMjfjTYhnufKD53Tg4U6s3LhyphenhyphenqMdEaZssVveLH9mRE9vwCsSvz/s1024/23eb718d401aa1a1b60a4f67ff7f.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="aaaaaaaaaaaaaa" border="0" data-original-height="1024" data-original-width="647" height="319" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzWRy5C8iUSsAeCBsP3HBh5_JrCwTN-8BRXDAtVioRC-hkhkmDhFj5DR89uKq9O48yHX3XNArCO8HM_HwvAOaYf-pNgHWMjfjTYhnufKD53Tg4U6s3LhyphenhyphenqMdEaZssVveLH9mRE9vwCsSvz/w202-h319/23eb718d401aa1a1b60a4f67ff7f.jpg" width="202" /></a> Jest on (Jon), ona (Siri) i ta druga, trzecia, a może czwarta... Na piętrze babcia Jenny Brodal, znana z prowadzenia księgarni i z tego, że przygarnęła Irmę – wysoką, korpulentną kobietę, która w zasadzie nie wiadomo, skąd się wzięła ani kim jest dla najstarszej członkini rodziny, a która być może wzbudza podszyte podejrzeniami zainteresowanie bliższych i dalszych sąsiadów, a być może nie. Jest pierwsza z sióstr – ta o bardziej złożonym charakterze, ze swoimi nie zawsze jasnymi myślami i wzbudzającym zastanowienie zachowaniem, oraz druga z sióstr – obezwładniająca prostotą bycia i entuzjazmem, który bierze się pewnie z samego faktu istnienia.</div><div style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div style="clear: both; text-align: justify;">Na tej wyliczance grono bohaterów się nie kończy, bo któregoś lata (które na pewno będzie dla niej (Siri) zabieganym latem) ona przyjmuje pod swój dach opiekunkę dla dziewczynek – młodą Mille o twarzy księżyca w pełni. A sama, wiecznie zastanawiająca się, dokłada sobie kolejne zajęcie i postanawia zorganizować przyjęcie z okazji 70. urodzin swojej matki (aż przychodzi na myśl wiecznie wydająca przyjęcia pani Dalloway, choć to zupełnie inna historia). Jednak czy na pewno to trafiony prezent dla starszej pani, która pewnie wciąż, mimo upływu lat ma w pamięci śmierć swojego małego synka i raczej nie tęskni za towarzyskimi spotkaniami?</div></div><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: 0cm;">Nieważne, przynajmniej na razie. O wiele ważniejsze jest to, że właśnie tamtego dnia, w którym pod zachodzącym chmurami niebem przyjdzie jej (Siri) rozkładać i na nowo składać obrusy na rozstawionych na zewnątrz stołach, nowa opiekunka zniknie jak obawa, że za chwilę lunie deszcz, ale lepiej być zapobiegliwą i nie narazić obrusów na przemoknięcie. Alma o twarzy księżyca w pełni rozpłynie się we mgle. Ta dziewczyna, na pewno zauroczona nim (Jonem) – panem domu i znanym pisarzem, którego dopadła niemoc twórcza i który – uwięziony w owej niemocy – robi wszystko, by udowodnić własnej żonie, że każdy jego dzień spędzany przed ekranem komputera to kawałek wytężonej pracy umysłowej, kolejny kawałek zmierzający w kierunku ukończenia trzeciej części błyskotliwej powieści. Tyle że czas wydłuża się do granic możliwości. Tyle że Siri (ona), która prowadzi dom, restauracje i ma na utrzymaniu rodzinę, jednocześnie przemykając cichaczem obok swojego męża, nieustannie upewnia się, że jest nadal tą jedyną – tą, która z premedytacją postanowiła udowodnić mężczyźnie swojego życia (gdy zobaczyła go po raz pierwszy i gdy jeszcze się nie znali), że nie wszystkie kobiety przyciągnie swoim spojrzeniem, co zawsze dotychczas działało. </p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: 0cm;">Tymczasem Mille o twarzy księżyca w pełni zniknęła... i ten fakt będzie wciąż unosił się nad dwojgiem głównych bohaterów.</p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: 0cm;">To trudne, a w zasadzie irytujące dla czytelnika, dawać mu wgląd do tego, co się dzieje we wnętrzu bohatera, i raptem zabierać mu część dalszą tego wnętrza, umiejętnie i bez ostrzeżenia oferować udanie się w głąb myśli kolejnej postaci. Ta taktyka poniekąd przypomina zaproszenie odbiorcy do wejścia w bramy kuszącego ogrodu, aby zanim postąpi kilka kroków, zatrzasnąć przed nim z hukiem wielkie wrota. Linn Ullmann daje niebywale dużo tego, co tli się, burzy, kwili czy rośnie w każdym z bohaterów, a mimo to, gdy przedstawienie jednej postaci się kończy, czytelnik wolałby jeszcze więcej, i w swoim oburzeniu jakby mimochodem jednak całkiem zapomina o pretensjach, ponieważ szybciej, niż mógłby się spodziewać, niezwykle mocno uwodzi go sposób postrzegania świata czy myśli następnej postaci. </p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: 0cm;">Autorka z niesamowitą wprawą nakreśla kolejne obrazy, na których rysują się obawy, przemyślenia, przejścia do przeszłości i teraźniejszości danej osoby. Każda z nich staje się wyjątkowa i każdą chce się poznać jeszcze lepiej, bo każda stanowi tajemnicę. Gdy tymczasem następuje koniec i okazuje się, że jednak żadnej tajemnicy nie ma. Owszem, ona (a może nie ona, tylko to niepoznane, to, co tylko zdaje się tajemnicą) zawsze może istnieć w środku każdego z bohaterów, w każdym człowieku – i w środku Siri, Almy czy Irmy. Ale nie odkrycie owej zagadki stanie się ukoronowaniem dzieła, tylko prosta rzeczywistość, na odmienny sposób postrzegania której wpłynęła forma przedstawienia zaistniałej sytuacji i osób z nią związanych. </p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: 0cm;">Wciąż na wszystkim plamą kładzie się zaginiona we mgle Alma. Tylko że nawet jeśli powieść ociera się o kryminał, w rzeczywistości takie określenie w ogóle do niej nie pasuje. Tutaj nie ma miejsca na wywołanie szoku czy zaskoczenia. Autorka nie zamierza dostarczać sensacji – rozwiązania, na które nikt by nie wpadł, i tym sposobem poniekąd zawodzi czytelnika. </p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: 0cm;">W tym prowokowaniu do nastawienia się na odkrywcze zakończenie, w zwodzeniu zawiera się jednak wielkość. I wciąż kusi niepowtarzalny klimat, którego nie chce się opuszczać…</p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: 0cm;">Polecam.</p><div><br /></div><p></p><div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-55082991568008727952020-10-18T11:47:00.005+02:002020-10-18T11:47:43.095+02:00Martin Šmaus, "Dziewczynko, roznieć ogieniek", tłum. Dorota Dobrew, Czeskie Klimaty, Wrocław 2013<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7JxDkpcz-u05Or1rhDY_7aR3H7v2HcGHddPcAczrwCOgsiLwx3H4E0jmHK1a43BN11-LnPcnSQelA5xBnoUXKK8FPnfOY0gQWa0gzfT8zUOOjZf3KqQmlaaAbQ2q2Nve4KFjhTEiE7doy/s268/pobrane+%25284%2529.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="268" data-original-width="188" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7JxDkpcz-u05Or1rhDY_7aR3H7v2HcGHddPcAczrwCOgsiLwx3H4E0jmHK1a43BN11-LnPcnSQelA5xBnoUXKK8FPnfOY0gQWa0gzfT8zUOOjZf3KqQmlaaAbQ2q2Nve4KFjhTEiE7doy/w281-h400/pobrane+%25284%2529.jpg" width="281" /></a></div><span style="text-align: justify;">Dawne czasy, spokojnie pędzone przez Cyganów w wiosce Wyżna Polana na wschodzie Słowacji to już przeszłość, z którą więzy trzeba było z całą bezwzględnością rozerwać między innymi dlatego, że zapotrzebowanie na handel końmi i kowalskie prace zostało zredukowane do minimum w początkach zataczającej coraz rozleglejsze kręgi mechanizacji gospodarstw rolnych. Romowie wraz ze swoimi pełnymi żałości pieśniami zmuszeni zostali szukać innego sposobu zarobku i owym wybawieniem stawało się miasto, które dawało niemałe szanse na pracę i w którym można było liczyć na przyznanie mieszkania oraz pomoc finansową, choć prędko zorientowano się, że takie rozwiązanie raczej ciężko określić najlepszym wyjściem. Lecz mimo to miasto stanowiło ratunek. Jednak z drugiej strony to samo miasto ze wszystkich sił i ze wszystkich stron skutecznie odpychało Romów. Ich obecność w tym wysoce cywilizowanym świecie kojarzona była bardzo negatywnie i z marszu uznawano ich za naród, któremu ufać nie sposób, o którym sądy już dawno wydane, nad którym użalać się nie ma co. Ta grupa wciąż potykała się w rozumieniu innych o margines i jednocześnie sama się w stronę marginesu (lecz w innym rozumieniu) kierowała poprzez swój styl bycia. Brak zarobkowego zajęcia niejednokrotnie wiązał z koniecznością poszukiwania innych źródeł dochodu, co często ograniczało się do mniejszych i większych przestępstw – w ten sposób działało poczucie konieczności przetrwania, do czego asumptem stawała się właśnie owa niemożność życia na wsi czy życia wędrownego – później już całkowicie zabronionego:</span><p></p><p></p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><i>To było dawno, teraz nie ma Cyganów, są Romowie. Już nie tańczą, nie śpiewają „jajajaj” pod gwiazdami, ale dalej żyją po swojemu. Przed południem chodzą po urzędach, a wieczorem roją się na rynku. Rano trzeba po nich sprzątać potłuczone butelki, a na spowiedzi ciągle jakaś babcia płacze, że wczoraj te cygańskie łobuzy, niech im Pan Bóg przebaczy, ukradły jej portmonetkę z całą emeryturą.</i> (s. 319)<o:p></o:p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Na taką rzeczywistość nie zgadza się Andrejek, który już od dziecka robił za maszynkę do pieniędzy. Wykorzystywany i zaniedbywany przez krewnych, wciąż jednak widzi wśród nich bezpieczeństwo, bo dostaje go o wiele mniej w miejscach,<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>w których nakazem gadziów, czyli nie-Romów, bywa osadzony. Osamotniony, opuszczony i sponiewierany nieustannie jest jeszcze w stanie poszukiwać lepszego życia, ale ono albo daje mu marną chwilę odpoczynku, swoistego szczęścia, albo przyciska z zaskoczenia, po raz kolejny dopomina się jak gdyby o spłatę za to, co dobre. Cierpienie podąża za Andrejkiem bez najmniejszych skrupułów, jakby ktoś drogę przed nim wyścielił samymi nieszczęściami. Jest ich tak wiele, że po kolejnym i jeszcze jednym ma się wielką ochotę zamknąć rozdział pod tytułem „Dziewczynko, roznieć ogieniek” i nie słyszeć dłużej tej fali udręki, która nawet gdy opada, to za moment staje się jeszcze silniejsza. Złożona z bólu psychicznego i fizycznego egzystencja młodego człowieka mogłaby mieć swój kres właśnie tam – w spokojnej Wyżej Polanie, w miejscu zdolnym położyć szlaban gwarowi, wiecznemu tłokowi miasta i jego ślepym, prowadzącym w jeszcze ciemniejsze zakątki uliczkom, jego brutalności i wyuczonym na pamięć schematom, a także dyskryminacji czy uprzedzeniom. Tymczasem nawet w tej wolnej krainie zawsze znajdzie się ktoś, przez kogo Andrejek zostanie uznany za nie swojego.<o:p></o:p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><i>Gdyby tak dało się cofnąć czas, stanąć na początku drogi, znowu poczuć ziemię pod stopami… </i>[…]<i> Odemknąłby książkę, której teraz nie ma już siły czytać, a drzwi, o które tyle razy rozbił sobie głowę, stałyby otworem. Żeby tak zapalić lampę naftową, wziąć światło w dłonie i oświetlić sobie drogę…</i> (321)<o:p></o:p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Ale nie można. A gdyby nawet… nawet tam, "gdzie do władzy daleko, a do Boga wysoko” nic już nie zmieni faktu, że życie głównego bohatera po jakimś czasie przestaje układać się w ciągłość zdarzeń, jasnych i prostych do pojęcia, i zaczyna być przerywane przez ciągi zamyśleń, stanów otępienia, niemożności pojęcia. Bo może i człowiek wszystko zniesie, ale nigdy nie będzie już taki jak dawniej. <o:p></o:p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Ta trochę naciągana niedola Andrejka staje się czymś, w co aż uwierzyć się nie da, bo nieszczęścia latają za bohaterem jak głodny komar letnią nocą.<o:p></o:p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;">A jednak mimo to <i>Dziewczynko, roznieć ogieniek</i> to powieść tragiczna. To w pewnym sensie doskonała, ale trudna do przejścia lekcja tolerancji i szacunku nie tylko wobec Romów, ale wobec wszystkich, którzy odstają od tłumu tylko z powodu innej narodowości, koloru skóry czy specyficznych cech. Oby tylko została dobrze odrobiona przez tych wszystkich niby tolerancyjnych i tych, którzy owej tolerancji oczekują od innych, a nie są w stanie jej zaoferować. I to nie ma nic wspólnego z dzisiejszymi politycznymi rozgrywkami (bo temat na fali, więc ktoś mógłby tak pomyśleć), ale z człowiekiem jako jednostką, bez względu na to, do jakiej partii czy ruchu, czy nie wiem czego jeszcze należy czy nie należy.</p><div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-56379774883586465412020-10-14T12:54:00.002+02:002020-10-14T12:54:51.663+02:00Pan Henryk <div style="text-align: justify;">Poniższy post tak sobie tu leży od lat kilku i dopiero teraz dał mi się we znaki. Teraz, czyli gdy przypadkiem zauważyłam, że cały czas jest tekstem w wersji roboczej. Pochodzi z roku 2014 i o niczym specjalnym, jak zwykle zresztą, nie mówi:</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">
Ponieważ obecnie jestem zajęta Henrykiem, (przez moment zastanawiałam się, czy pisze się "Henryk" czy "Hendryk") i nieczęsto ostatnio robię coś innego, dlatego niestety raczej rzadko tu zaglądam, żeby nie powiedzieć, że nie zaglądam w ogóle. A Henryk, jak to Henryk - głowę człowiekowi zaprząta, o czym może zaświadczyć Stefan Żeromski: </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
"Józef opowiadał mi rzecz następującą. Był raz w zimie t. r.
w Staszowie, miał interes na poczcie, czekał tam więc. Razem z nim czekało na
przyjście poczty ze dwudziestu szewców, czeladników, sklepikarzy – czekali na <<Słowo>>. Gdy poczta przyszła, urzędnik pocztowy zaczął czytać <<Potop>> na głos… Ci
ludzie czekali tam parę godzin, oderwawszy się od pracy, aby usłyszeć dalszy
ciąg powieści. Nie darmo mówią, że naród zdaje rachunek przed Sienkiewiczem z
uczuć polskich. Jest to objaw znamienny. Sam widziałem w Sandomierskim, jak
wszyscy, tacy nawet, którzy nigdy nic nie czytają, dobijali się o <<Potop>>.
Książki kursują, rozbiegają się błyskawicznie. Niebywałe, niesłychane
powodzenie."*<span class="MsoFootnoteReference"><a href="file:///C:/Users/BOGUNIA/Desktop/Sienkiewicz%20-%20praca/cytaty%20r%C3%B3%C5%BCne%20-%20do%20potrzeb%20osobistych.doc#_ftn1" name="_ftnref1" title=""><!--[endif]--></a></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span class="MsoFootnoteReference"><span class="MsoFootnoteReference"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span class="MsoFootnoteReference"><span class="MsoFootnoteReference">Cóż, Józefowi nie wierzyć nie wypada. Dobrze tylko, że w dzisiejszych czasach poczty nie są takie zawalone, bo przyszłoby z pół dnia stracić na stanie i czekanie, żeby wysłać jeden mały list. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span class="MsoFootnoteReference"><span class="MsoFootnoteReference">Niestety jest też niefortunna dla Henryka wiadomość: "Potop" już nie wzbudza sensacji... no chyba że kogoś zaleje, wówczas jak najbardziej. Ale, jak wiadomo, są wyjątki :).</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span class="MsoFootnoteReference"><span class="MsoFootnoteReference"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span class="MsoFootnoteReference"><span class="MsoFootnoteReference">A warto też przytoczyć opinię Djorde (mniejsza o nazwisko; gdyby ludzie nie wymyślali tak skomplikowanych słów, życie byłoby prostsze): </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span class="MsoFootnoteReference"><span class="MsoFootnoteReference"><br /></span></span></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
<span>„Opowiadała mi o tym
pewna stara nauczycielka. W pierwszych latach naszego wieku objęła ona posadę
na zapadłej wsi w zachodniej Serbii. Prowadziła również wiejską bibliotekę i
wypożyczała chłopom książki do czytania. Pewnego dnia przybiegła do niej
zrozpaczona chłopka z pretensją: <<Na miłość boską, nauczycielko, cóż to za
książki dałaś mojemu mężowi? Zupełnie zwariował! Czas brać się do pracy, a on
wstaje wczesnym rankiem, książkę pod pachę i – pod gruszkę. O wszystkim
zapomniał, o domu, o bydle, o pracy. Zupełnie mi chłop zwariował!>>. Nauczycielka nie wiedziała, co począć, ale chłop nie rozstał się z książkami,
dopóki ich nie przeczytał. Były to dwa tomy "Ogniem i mieczem".**<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
<span><br /></span></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
<span>Tak. To by było na tyle, ale nie zaszkodzi jeszcze zacytować opinii Andrzeja Stawara na temat jednego epizodu z "Quo Vadis":</span></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
Powalenie tura przez Ursusa Stawar porównuje do „chwytów
stosowanych w walce japońskiej dżudo":</div><div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;"><br /></div><div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">[…] "Jedynym śladem realizmu jest to, że
człowiek dobiegł do byka ukosem. Natomiast trudno sobie wyobrazić powolne osadzanie
byka, jak to opisuje Sienkiewicz […] Jeden ruch łba wystarczyłby, aby go odrzucić
daleko. Cudem prawdziwym byłoby to, że Ligia wyszła cało, padając z bykiem na
piasek.”***</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ja rozumiem, że w powalenie byka, który waży np. 700 kg, raczej trudno uwierzyć, ale jak ktoś ma na imię Ursus (taki model ciągnika, zdaje się, produkowano), no to m o ż e się da. W dawnych czasach podobno takie sytuacje naprawdę się zdarzały, ale gdzieś mi się zapodział odpowiedni cytat, więc dowodu na to nie podam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To tyle z najciekawszych recenzji, jakie znalazłam, jeśli na coś jeszcze wpadnę, dam znać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<!--[endif]-->
<div id="ftn1">
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;"><span class="MsoFootnoteReference"><!--[if !supportFootnotes]--><span class="MsoFootnoteReference"><span>*</span></span></span>S. Żeromski, <i>Dzienniki.</i> t. 3, Warszawa 1956, s. 195.</span></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;"><br /></span></div>
</div>
<div id="ftn2">
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;"><span class="MsoFootnoteReference"><!--[if !supportFootnotes]--><span class="MsoFootnoteReference"><span>**</span></span></span> Djorde Zivanovic ,<i> Sienkiewicz w literaturach serbskiej i chorwackiej.</i> [w:] <i>Henryk Sienkiewicz. Twórczość i recepcja światowa</i>, red. A. Piorunowa, K Wyka, Kraków 1968, s. 377-378.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">*** Andrzej Stawar, <i>Quo Vadis, Krzyżacy</i> [w:] <i>Pisarstwo Henryka Sienkiewicza</i>, Warszawa 1960, s. 263-304. (hmm... zapomniałam zapisać strony) </span><span style="font-size: 14pt;"> <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoFootnoteText">
<br /></div>
</div>
</div>
<div>
<div id="ftn1">
</div>
</div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-52007113746394490832020-08-05T10:38:00.002+02:002020-08-05T10:43:17.830+02:00Podobno niektórzy wakacje spędzają na Lesbos... W zasadzie nie najgorsze miejsce do czytania... choć bywają lepsze.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXex5RBhIfL4LdUFoXTkkwUDS3Xj1A8cVE8tMd-TMsdh1_d_nHAvR4X-j1ZqkgOMyEkUR5yNkP4avZrnz5GjNzeM6e8x9JgD-Y6A2b6-nJ5ChSqWafOIM3mGr7WonOZBZ_l8jMQ-WPwgN0/s1600/KulturaLiter+6+%25281%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1182" data-original-width="1410" height="536" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXex5RBhIfL4LdUFoXTkkwUDS3Xj1A8cVE8tMd-TMsdh1_d_nHAvR4X-j1ZqkgOMyEkUR5yNkP4avZrnz5GjNzeM6e8x9JgD-Y6A2b6-nJ5ChSqWafOIM3mGr7WonOZBZ_l8jMQ-WPwgN0/s640/KulturaLiter+6+%25281%2529.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-50629112631203231762020-06-29T11:31:00.001+02:002020-06-29T11:31:36.571+02:00Z cyklu "Sposoby czytania" (1)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Można też tak:</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwDA2AMeojf1NY8yJdZ9vm9q7S1gO3Jh8YkTgrW9PD-lbX6Xry2S6elDuv6fWWy1FYkE2wd_eyZhx3HZf67hwSHN0qvs5PhYOHoEvAv40Sk2d_xp2TjVL_9eeLPsJoiW7QKM-MLF7G-y7z/s1600/Kultura+liter+2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1182" data-original-width="1410" height="534" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwDA2AMeojf1NY8yJdZ9vm9q7S1gO3Jh8YkTgrW9PD-lbX6Xry2S6elDuv6fWWy1FYkE2wd_eyZhx3HZf67hwSHN0qvs5PhYOHoEvAv40Sk2d_xp2TjVL_9eeLPsJoiW7QKM-MLF7G-y7z/s640/Kultura+liter+2.jpg" width="640" /></a></div>
<br /><div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-74233841609036916002020-06-25T11:58:00.003+02:002020-10-07T09:12:44.751+02:00Tarjei Vesaas "Dom w ciemności", Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2011<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjcKUDq5inrqqrTLWfYn_yxlbHmuza_mwkxOp9pWC91KWI1Og_JK01T4AgAbwyW_KDouGHk12VLoqVL5HKhY2lf43NMhymVAtgxout5rbzknGlhJQd5Tc-23jr07OAtK01CDKXdGb3lFX6/s1600/Dom+w+ciemno%25C5%259Bci+%25282%2529.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1182" data-original-width="1410" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjcKUDq5inrqqrTLWfYn_yxlbHmuza_mwkxOp9pWC91KWI1Og_JK01T4AgAbwyW_KDouGHk12VLoqVL5HKhY2lf43NMhymVAtgxout5rbzknGlhJQd5Tc-23jr07OAtK01CDKXdGb3lFX6/s320/Dom+w+ciemno%25C5%259Bci+%25282%2529.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tytułowy dom pogrążony w ciemności został podzielony na dwie
części - przeznaczoną dla tych, którzy ustalili reguły, oraz dla tych, którzy
zostali zmuszeni do absolutnego podporządkowania się im. Wszelkie wyłamywanie
się z tłumu posłusznych grozi wywiezieniem na taczce (i dalszymi konsekwencjami). Jej przesuwanie się po
ciemnych uliczkach budzi w stłamszonych strach i nakazuje zachować czujność, w
której zawiera się jedno, najważniejsze pytanie: czy<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>tym razem ten mały pojazd zatrzyma się przed moim domem i niewidzialna
ręka wepchnie mnie do jego środka? Oczywiście nie obywa się bez akcji podziemnych,
które mają na celu zniszczenie tyranów i znienawidzonych strzałek –<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>największego symbolu tej panującej w
mrocznych wnętrzach niewoli. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Książka Tarjeia Vesaasa w niezwykle prosty sposób
przedstawia obraz funkcjonowania domu ciemności i znakomicie ukazuje
to, co dzieje się we wnętrzu jednostki, która próbuje stawić opór i doprowadzić do upadku ciemiężców, a także we wnętrzu jednostki, która cały czas się miota i
nie potrafi zdecydować, czy skierować się ku kolaboracji, czy jednak stanąć po
stronie sprawiedliwości, bo przecież zdrada i współpraca z dyktatorem stanowi
kuszący sposób na zapewnienie sobie i swojej rodzinie życia na poziomie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zobrazowana przez autora walka z przemocą, walka dobra ze złem, jak podkreśla
tłumaczka Anna Marciniakówna, ma wymiar uniwersalny. Nawiązuje nie
tylko do okupacji niemieckiej, choć taka teza może nasunąć się sama, bo autor tworzył powieść właśnie w jej okresie. Zbudowana z prostych zdań książka, kapitalnie
wskazuje, w jaki sposób zaistniała sytuacja zniewolenia wpływa na
poszczególnych ludzi i ku jakim działaniom ich popycha. Ten jasny obraz przedstawia niezwykle skomplikowany proces szamotania się jednostki, która nagle znalazła
się w zupełnie niecodziennych warunkach i która w obliczu wiszącego nad nią
niebezpieczeństwa zostaje zmuszona do podjęcia niełatwych decyzji, a te często okazują się błędne, ale świadomość tego przychodzi za późno. Chęć
przetrwania i wyjścia z twarzą jest w stanie kompletnie zmienić dotychczasowy
sposób postępowania człowieka. To też wskazanie, że podstawą w owym poszukiwaniu
właściwej drogi zawsze pozostaje wolność wyboru. Od nas w dużej mierze zależy,
czy znajdziemy w sobie dość odwagi do walki z wrogiem, czy pozostaniemy bierni. Ale nawet stanięcie po słusznej stronie może nie przynieść oczekiwanych rezultatów.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wydany w 1945 roku <i>Dom w ciemności</i> został przez wielu
krytyków okrzyknięty jedną z najważniejszych powieści XX wieku i jest
najbardziej cenionym dziełem Tarjeia Vesaasa - jednego z najlepszych pisarzy norweskich.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Dla mnie rewelacyjny.</div>
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
<br /><div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-68830014037647092182020-04-19T12:08:00.000+02:002020-04-19T12:16:11.915+02:00Robert Tuttle Morris "Na ostrzu skalpela. 50 lat z życia chirurga", Replika Poznań 2019 <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgeQgEf6jKVazg-YUelb22ri34mtKg_xJZzSyebMWQhddOsqRzuKQWdu1YJqdVAIU5_0D2s2Mgg7DQFr6Ys0sZxwpeBixQx4oVrQGL5rh4a-n_nZ9dW5SoMlUuVRyNxwasCY7EtPMnBktUk/s1600/Na_ostrzu_skalpela-504x712.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="712" data-original-width="504" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgeQgEf6jKVazg-YUelb22ri34mtKg_xJZzSyebMWQhddOsqRzuKQWdu1YJqdVAIU5_0D2s2Mgg7DQFr6Ys0sZxwpeBixQx4oVrQGL5rh4a-n_nZ9dW5SoMlUuVRyNxwasCY7EtPMnBktUk/s400/Na_ostrzu_skalpela-504x712.jpg" width="282" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Wielu lekarzy z pewnością miałoby niemały problem, gdyby poproszono ich nie – jak to zwykle bywa – o poradę lekarską, ale o spisanie historii swojej praktyki lekarskiej. Tymczasem Robert T. Morris nie miał z tym najmniejszego kłopotu, ponieważ zapisał się w historii nie jedynie jako lekarz, ale także jako człowiek, który dostarczył potomnym intrygujący i malowniczy obraz swojej praktyki lekarskiej, a jednocześnie obraz przemian zachodzących w wielu obszarach medycyny na przełomie XIX i XX wieku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jego wspomnienia czyta się niczym ciekawą powieść, w której jednak prym wiodą strona dokumentalna oraz własne doświadczenia doktora. Morrisa już na wstępie można określić jako lekarza z powołania, ponieważ jak sam przyznaje, „każdy człowiek chory stał się dla niego o wiele bardziej interesujący niż ludzie zdrowi”, a w początkowym stadium pełnienia służby lekarskiej, kiedy nie występował już wyłącznie jako asystent innych lekarzy, „lęk przed niewłaściwym [leczeniem] zaczął przybierać u niego zatrważające rozmiary”. Młody doktor doskonale zdawał sobie sprawę, jaka odpowiedzialność na nim ciąży, i również temu poświęca nieco miejsca w swojej książce. Owych kwestii natury duchowej pojawia się o wiele więcej. Warto wspomnieć chociażby o takim problemie, jak traktowanie swoich pacjentów przez niektórych lekarzy jedynie jako obiektów choroby, z pominięciem odpowiedniego, psychologicznego podejścia do nich, czy też o tym, że w ówczesnych czasach lekarzy rodzinnych darzono zaufaniem nie mniejszym niż księży. I w momencie, gdy zaczynała toczyć się walka o życie człowieka, niejednokrotnie jego rodzina zamiast zastosować się do zaleceń chirurga i zgodzić się, aby operacja odbyła się w szpitalu, a nie jak dotąd bywało w domu pacjenta, wpierw zasięgała porady swojego „przewodnika”. To nie jedyna sprawa, która dziś może dla niektórych trącić absurdem. Niewłaściwe postawione diagnozy, źle dobrane dawki środków zaniechujących także są jak najbardziej na porządku dziennym, ale nie mogło być inaczej, kiedy rozwój medycyny dopiero postępował naprzód. Sławny chirurg wiele miejsca poświęca między innymi także operacjom, leczeniu zapalenia wyrostka robaczkowego, opisuje działania znachorów oraz ludzi uznawanych za cudotwórców, skupia się na psychoanalizie i metafizyce i nie pomija pierwszych lat własnej praktyki lekarskiej, podczas których jego gabinet, delikatnie mówiąc, nie był oblegany przez potrzebujących natychmiastowej specjalistycznej porady, oraz okrasza całość wciągającymi, a nawet humorystycznymi opisami sytuacji, do których dochodzi również tam, gdzie toczy się ta najistotniejsza z walk. </div>
<div style="text-align: justify;">
To jednak i tak tylko część zagadnień, jakie można znaleźć w „Na ostrzu skalpela”. Autor wprowadza czytelnika do świata ciągle postępujących odkryć na gruncie medycznym, przenosi go sto lat wstecz, do czasów, kiedy ludzie zaczynają porozumiewać się ze sobą za pośrednictwem telefonów, lekarze z szacunku do pacjentów spieszą do nich bez względu na porę dnia czy nocy w surdutach, a niektórzy wierzą, że uderzenie pioruna może zdziałać cuda, dlatego są w stanie nawet wyjść mu naprzeciw, ufni, że jego porażenie przyniesie im ulgę w cierpieniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ta książka z pewnością zainteresuje lekarzy, studentów medycyny czy też tych, którzy uwielbiają wgłębiać się w tajniki i historię medycyny.</div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-13738498091765250782018-04-09T13:47:00.000+02:002018-04-09T13:47:02.071+02:00Karen M. McManus "Jedno z nas kłamie", Prószyński i S-ka, Warszawa 2018<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEOvyNLmjY6-3MtH4hNdQSlIJS_FW9_Dyz2_ALKn-ymVjL0hgWvTZ8wgM6MzMzqybcsznlomP3nNsA_1gkCisOlMRyD2Frie88c_NnOjzfSE6L_-p_HsHCeAS5dePAOnRaE2FjWEoRj0UZ/s1600/jedno+z+nas....jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="360" data-original-width="240" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEOvyNLmjY6-3MtH4hNdQSlIJS_FW9_Dyz2_ALKn-ymVjL0hgWvTZ8wgM6MzMzqybcsznlomP3nNsA_1gkCisOlMRyD2Frie88c_NnOjzfSE6L_-p_HsHCeAS5dePAOnRaE2FjWEoRj0UZ/s400/jedno+z+nas....jpg" width="266" /></a><br />
<div style="text-align: justify;">
„Jedno z nas kłamie” to książka, którą czyta się jednego dnia, za jednym zamachem, jednym kartek przewróceniem, przy okazji odpychając wszelkie sprawy drugorzędne (w tym momencie), które przerywają nam lekturę. Byle jak najszybciej dowiedzieć się, który z czwórki uczniów, za karę odbywających dodatkowe zajęcia, odpowiada za śmierć piątego ucznia – Simona – twórcy szkolnej aplikacji podobnej do internetowego Pudelka albo innej plotkarskiej strony. Simon, niczym Big Brother, znał wszystkie niepochlebne, pikantne tajemnice szkolnej braci Bayview i najzwyczajniej w świecie donosił o nich pozostałej licealnej społeczności, powiększając grono swoich nieprzyjaciół. Również podejrzana o morderstwo czwórka skrywa sekrety, które – wywołane na światło dzienne – mogą poczynić niemałe przewroty w jej życiu. Kto ma najwięcej do stracenia i postanowia ukrócić poczynania Simona? Perfekcyjna Bronwyn, która zrobi wiele, by dostać się na wymarzony uniwersytet; królowa balu, stąpająca posłusznie u boku swojego chłopaka – Addy; wplątany w narkotykowe sprawki Nate czy Cooper – futbolista, do którego dobijają się ze swoimi ofertami łowcy dobrze się zapowiadających, byle tylko po ukończeniu liceum oświetlił swoim talentem ich kluby? </div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Karen M. McManus do końca trzyma odbiorcę w napięciu i fachowo obmyśla zakończenie. Zagadka jest nadzwyczaj trudna i nie jestem pewna, czy rozwiązałby ją sam Sherlock Holmes. Obstawiam, że poradziłby z nią sobie może jeden procent czytających (choć mogę się mylić). Tym bardziej że tytuł podsuwa tylko jedno rozwiązanie – jasno ogranicza krąg podejrzanych do czwórki głównych bohaterów. A ci wprowadzają czytelnika do swojego życia poprzez przedstawienie wydarzeń z własnego punktu widzenia – przez co natychmiast ujawniła się analogia do czytanej przeze mnie niedawno „Perfekcyjnej dziewczyny”. Niestety także tu narracje nie różnią się między sobą do tego stopnia, by móc stwierdzić, że kryją w sobie znaki rozpoznawcze, identyfikatory opowiadających. Są niesłychanie podobne i nieco ugrzecznione. A już z pewnością nie sposób wyobrazić sobie, żeby w XXI wieku jakikolwiek uczeń, streszczając komuś na przykład wydarzenie dnia, użył określenia „pani dyrektor Gupta”. Nie twierdzę, że nikt tak nie mówi, ale wydaje się to mało prawdopodobne (chyba że w podstawówce). Na próżno szukać w stylu narracji punktów, które mogłyby stać się wyznacznikami charakteryzującymi wypowiedzi bohaterów i ich samych. </div>
<div style="text-align: justify;">
Znaczący staje się podjęty w książce problem, tj. ciemne strony internetowej siatki, których twórcy (nie jedynie hejterzy – świadomi czy nieświadomi skutków swoich poczynań – niesłychanie często bezlitośnie wpływają na ludzkie życie, nierzadko przyczyniając się do tragedii. </div>
<div style="text-align: justify;">
Absolutnie polecam debiut McManus – nie tylko starszej młodzieży (bo to w zasadzie pozycja dla niej) – i czekam na jej kolejną książkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS: Pozostaje tylko jedna niewyjaśnialna kwestia – jakim sposobem Simon wiedział wszystko o wszystkich. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-44436508433062052322017-12-27T18:00:00.000+01:002017-12-27T18:00:42.685+01:00Henry James "Zaufanie", Prószyński i S-ka, Warszawa 2017 <div class="MsoNormal">
<br />
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9hw2kzGb4xdCypqnK0SpN8QEylOPCj_dlD6g3dvUNHVjlEKm1HykYWRVBJZtvywHJHJomrELWjGmSeG4kTU17rl_qaj95P3XN8CKM1SL_LAc4TFqC7fPWRvahxE3DQZGjtHhRQgRkxnb_/s1600/James_zaufanie.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="616" data-original-width="400" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9hw2kzGb4xdCypqnK0SpN8QEylOPCj_dlD6g3dvUNHVjlEKm1HykYWRVBJZtvywHJHJomrELWjGmSeG4kTU17rl_qaj95P3XN8CKM1SL_LAc4TFqC7fPWRvahxE3DQZGjtHhRQgRkxnb_/s400/James_zaufanie.jpg" width="257" /></a>Kiedy Gordon Wright donosi w liście swojemu przyjacielowi
Bernardowi Longueville’owi, że poznał pannę, wobec której ma poważne zamiary, i
prosi go, żeby przybył mu na ratunek i metodą wnikliwych obserwacji ocenił kandydatkę na żonę, oddany kompan natychmiast spieszy z pomocą do
Baden-Baden. Ale gdy dociera na miejsce, sprawa wydaje się godna uwagi bardziej, niż przypuszczał, bo wybranką Gordona okazuje się Angela Vivian,
którą Bernard poznał dwa lata wcześniej
w Sienie. W tym momencie, jak zapewniał Gordona, Bernard zaczyna uważnie przypatrywać się Angeli, ale w
zasadzie przez pryzmat wydarzeń, które miały miejsce we włoskim mieście, i choć w
jego mniemaniu dawne spotkanie na pewno nie powinno wpłynąć na ukształtowanie oceny, nie
jest to do końca tak oczywiste.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bernard nie tyle rozwiązuje dylemat przyjaciela, ale doprowadza
do jeszcze większego zawikłania spraw. Tytułowe zaufanie, jakim darzą się dwaj Amerykanie, wkrótce zostaje wystawione na próbę, a na odpowiedź na pytanie, czy przyjaźń dwóch młodych obieżyświatów
przetrwa, trzeba cierpliwie poczekać. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Prawo dżungli jest aktualne i na terenach niezalesionych,
jak powiedział albo napisał Mieczysław Michał Szargan, ale nie w tym wypadku.
Henry James stawia na pierwszym miejscu dialog; w jego powieści nikt nie
posunie się do rozróby czy do walki na śmierć i życie. To nie te klimaty. James
przenosi na papier opis stosunków międzyludzkich, do którego przed nim w pisarstwie
uciekały się kobiety. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W zasadzie niepewność i niejasność dominuje (co natychmiast skojarzyło mi się z filmem "Pokój z widokiem" Jamesa Ivory - podobne czasy, podobne sytuacje). Niepewne i
niejasne są uczucia niemal wszystkich najważniejszych postaci. Począwszy od
Bernarda. Trudno dociec, co naprawdę sądzi o
Angeli ten ironista, co świat traktuje jak przyjęcie, na którym można się nieźle zabawić, obserwując tego i owego:</div>
<div style="text-align: justify;">
„Rozmawiając z przyjaciółmi, nieraz skrzył dowcipem, lecz
śmiałbym twierdzić, że najlepsze kąski zachowywał na własny użytek. I wcale nie
działo się tak z pogardy dla rozumu współbraci: po prostu własne towarzystwo
stało się dlań większym bodźcem niż towarzystwo innych ludzi. Mimo to nie
lubował się w samotności; przeciwnie, był nader towarzyską bestią”. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
I właśnie nad tą towarzyską bestią trzeba pochylić się najbardziej, żeby w
końcu uznać, że uczucie, które odkryła mniej więcej na powieściowym finiszu,
otrzymało swój początek już w pierwszym rozdziale, aż mniej cierpliwi mieliby
prawo krzyknąć: „No i nie można było tak od razu? Zamiast ciągnąć wątek i
uzupełniać go dodatkowymi?!”.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Można było, ale gdyby wszyscy natychmiast wszystko rozumieli,
życie ziałoby nudą, a co dopiero powieści... <i><o:p></o:p></i></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mniej zawikłaną postacią niż Bernard jest Gordon. Żaden
z niego romantyk; na pierwszym miejscu stawia rozum, a i tak w którymś momencie
uznaje, że dokonał niewłaściwego wyboru. Najważniejsze stało się dla niego
rozpracowanie kandydatek do przybrania jego nazwiska i wybranie takiej, która
wzbudzi podziw nie tylko jego, nie tylko Bernarda, ale całej otaczającej społeczności.
Chce się żenić, ale broń Boże zakochać. W życiu na ogół bywa odwrotnie. Tymczasem
Gordonem rządzą specyficzne poglądy, chociaż nie tak bezpodstawne, jak mogłoby
się wydawać:</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
„Chcę ożenić się, mając oczy otwarte. Chcę znać moją żonę.
Nie sposób kogoś poznać, gdy jest się zakochanym. Człowiek ma klapki na
oczach”.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
No właśnie, a Gordon ma podwójne, albo i potrójne klapki, co
łatwo zauważyć w końcowej fazie powieści. </div>
<div style="text-align: justify;">
Za to na pewno nie ma klapek na
oczach Angela, i choć skomplikowana, rozgryza sytuację jak królik marchewkę, na
kawałeczki i bezbłędnie. To postać robi za rozważną, a nawet wszechwiedzącą. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pozostaje nieco przewrotna Blanche, ponoć bezużyteczna. Jest
tym, „co Francuzi zwą bibelotem”. Potrafi mówić 24 godziny na dobę i
zabawiać towarzystwo, ale i przy niej pojawiają się znaki zapytania. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak więc komplikacja goni komplikację. Henry James
pozawieszał na ścianach psychologiczne portrety i uwikłał z nich powieść, która,
choć liczy właściwą – jak na powieść – ilość stron, wydaje się jakby opowiadaniem.
Bohaterowie są w niej podróżnikami, podobnie jak James był nim przez całe
życie. Mężczyźni i kobiety bywają (na salonach), składają zapowiedziane i
niezapowiedziane wizyty i rozmawiają. Ci pierwsi szukają wrażeń albo żon, bo majątek
oczywiście odziedziczyli, a te drugie mężów, najlepiej z majątkiem, najlepiej z
dużym majątkiem - może być odziedziczony. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Fani prozy Jamesa powinni obowiązkowo zajrzeć do „Zaufania”,
bo to rzecz wciągająca i warta poświęcenia jej czasu, ale nie gwarantuję, że ta po raz pierwszy przetłumaczona
na język polski powieść wywoła u nich to samo wrażenie, co niezapomniany
„Portret damy”.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-84505840941175187752017-11-20T13:56:00.000+01:002019-03-21T14:58:22.011+01:00Margaret Atwood, "Grace i Grace", Prószyński i S-ka, Warszawa 2017<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdezPIbCwDB7BGP_yiRS_BaI0m9yBv6bU0Y_CNzcZPM-tTJDcjyga7hNyZosacrplQ0rmxlLdLokP5HJsmNv4Y_0ziVGco7grHQKL8DTv0-hPYic5PW_HZyv1z_wsfBgtCTSgMlkNbyRjS/s1600/grace-i-grace.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="583" data-original-width="400" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdezPIbCwDB7BGP_yiRS_BaI0m9yBv6bU0Y_CNzcZPM-tTJDcjyga7hNyZosacrplQ0rmxlLdLokP5HJsmNv4Y_0ziVGco7grHQKL8DTv0-hPYic5PW_HZyv1z_wsfBgtCTSgMlkNbyRjS/s400/grace-i-grace.jpg" width="273" /></a>Grace Marks od ośmiu lat przebywa w więzieniu w Kingston za współudział w
zamordowaniu swojego pracodawcy Thomasa Kinneara i jego służącej Nancy
Montgomery. Mimo skazania na dożywocie prawdziwe wydarzenia, jakie miały
miejsce w 1843 roku, owiewa tajemnica, ponieważ, czy to na skutek szoku, czy
wskutek zaburzeń umysłowych, niektóre chwile z tamtego okresu zostały wymazane
z pamięci Grace. Gdy w Kingston pojawia się dr Simon Jordan, który ma zamiar
odkryć, jakie sekrety drzemią w umyśle kobiety, życie powiązanych z nią osób i
jej samej zaczyna bić szybszym rytmem. Jordan
nie tylko staje się osobą, której Grace wyjawia zawikłane dzieje swojego życia, ale
także wprowadza zamieszanie wśród płci przeciwnej, którą żywo interesują
badania doktora i on sam. Nie bez powodu – uczony posiada dostęp do spraw
będących poza zasięgiem kobiet żyjących w czasach, w których wciąż nie przysługują
im prawa dane mężczyznom, tj. dostęp do wglądu we wnętrze człowieka: „kobiety
te pożądały wiedzy, choć nie mogły się do tego przyznać, gdyż była to wiedza
zakazana – wiedza o posmaku sensacji, wiedza, jaką się zdobywa, zstępując na
samo dno. Był tam, dokąd one nigdy nie mogły dotrzeć, wiedział to, czego one
nie mogły zobaczyć […]”. Ale bardziej niż ludzkie wnętrzności interesują go choroby
psychiczne, dlatego jako lekarz Grace Jordan pragnie dociec, czy „objętość jej
wspomnień może być czymś w rodzaju szaleństwa, sposobem odwrócenia uwagi od
jakiegoś ukrytego, lecz zasadniczego faktu”, a przede wszystkim może wydać
opinię, która przyczyni się do uwolnienia skazanej na dożywocie. Jednak to nie tak banalnie proste, jak mogłoby się wydawać, w czasach, gdy niektórzy sądzą, że „fanatyzm religijny
jest źródłem szaleństwa równie płodnym, co pijaństwo”, lecz nie mogą być szalonymi ci,
którzy ubierają się modnie, „zwłaszcza jeśli mają zegarek ze złotą dewizką” –
jak zauważa główna bohaterka. Poza tym szaleństwo powinno przeważać u kobiet - jeśli
posłużyć się zdaniem któregoś z bohaterów, że generalnie to one „mają słabszą
kondycję nerwową”. Ale jakich poglądów można się spodziewać w początkowej fazie
prac nad ludzkim umysłem, które powinny być tym dla XIX wieku, czym studia nad
materią były dla wieku XVIII. W każdym razie to nie Jordan, otoczony przez kobiety chętne do zeswatania go lub do przyjęcia jego nazwiska i czujący się przez to tak, jakby ktoś dusił go materacem, znajduje się na pierwszym planie. Na pierwszy plan wysuwa się skryta w więziennej celi lub w domu żony komendanta Grace – ta osóbka, lat 24,
której nie należy podawać nożyczek, bo mogłaby w razie ataku kogoś nimi zranić,
a która jest zwinna, zręczna, ładna i doskonale radzi sobie z wszystkimi
pracami, zaś w innych okolicznościach mogłaby nawet starać się o posadę pomocnicy
modystki…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
Powieść Margaret Atwood
wydana po raz pierwszy w 1996 roku została oparta na prawdziwych wydarzeniach.
Kanadyjska powieściopisarka włożyła do czarno-białej historii tyle dynamiki,
obrazowości, szczegółów, a przede wszystkim tyle fikcji, tak umiejętnie skonstruowała
fabułę i postaci, że czytelnik nie może się oderwać. Nie zaszkodzi wprost
stwierdzić, że główną wadą <i>Grace i Grace</i>
jest to, iż, jako wabik zagrażający wypełnianiu innych obowiązków, staje się niebezpiecznym, tymczasowym
nałogiem w ręku czytelnika. A w cięższych przypadkach, podatnych na uzależnienia,
mógłby doprowadzić do sytuacji podobnej tej: <o:p></o:p></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
„Opowiadała mi o tym
pewna stara nauczycielka. W pierwszych latach naszego wieku objęła ona posadę
na zapadłej wsi w zachodniej Serbii. Prowadziła również wiejską bibliotekę i
wypożyczała chłopom książki do czytania. Pewnego dnia przybiegła do niej
zrozpaczona chłopka z pretensją: <<Na miłość boską, nauczycielko, cóż to
za książki dałaś mojemu mężowi? Zupełnie zwariował! Czas brać się do pracy, a
on wstaje wczesnym rankiem, książkę pod pachę i – pod gruszkę. O wszystkim
zapomniał, o domu, o bydle, o pracy. Zupełnie mi chłop zwariował!>>
Nauczycielka nie wiedziała, co począć, ale chłop nie rozstał się z książkami,
dopóki ich nie przeczytał. Były to dwa tomy <i>Ogniem
i mieczem.</i>”<a href="file:///C:/Users/BOGUNIA/Desktop/recenzje/Grace%20i%20Grace.doc#_ftn1" name="_ftnref1" title=""><span class="MsoFootnoteReference"><!--[if !supportFootnotes]--><span class="MsoFootnoteReference">[1]</span><!--[endif]--></span></a>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
Cały problem w tym, że <i>Grace i Grace</i> jest jak serial, ale z
pewnością nie polski - długi, wciągający, wielopostaciowy, wielowątkowy, z dozą
namiętności (w zasadzie tu przesadnie obrazowanej), a przede wszystkim kryje
tajemnicę, którą widz jak najszybciej chce poznać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
Początkowo wydaje się,
że kolejne przedstawione w powieści postaci są przedmiotem ośmieszania: oto
mamy m.in. wielebnego Verringera „o cienkiej i wyblakłej skórze i włosach, niefortunnie
małych i wydętych ustach – zupełnie jak u kijanki”, nie lepiej wygląda jego
gospodyni – „o twarzy jak sosnowa deska”; z kolei głowa pani Quennell
przypomina „srebrnego miniaturowego pudelka” – jakby autorka umyśliła sobie,
by koniecznie ośmieszyć każdą kolejną, na pewno drugoplanową postać. Z tłumu wyłamuje się m.in. Lydia i pani Humphrey
– ale obydwie osoby określa coś zgoła innego, z czym im nie do twarzy, więc
pominiemy to milczeniem. I wśród osób bezwadliwych znajdzie się podziwiana,
prawie nieskazitelna Grace i uczony. Tymczasem autorka miesza szyki tym,
którzy byli już pewni prawidłowego zakończenia, a wszelkie ubarwienia postaci zdają
się bardziej niż o przyjęciu konwencji bajki, świadczyć o niewątpliwym talencie Atwood
do tworzenia wielkich literackich malowideł uzupełnianych wszelkimi możliwymi
szczegółami. Jednak Atwood przede wszystkim zdaje się wskazywać na problem społeczny
kobiet żyjących w XIX wieku – często traktowanych gorzej niż płeć przeciwna, instrumentalnie, z jedną
albo żadną drogą wyboru. I raczej trudno uznać ten wniosek za bezpodstawny,
ponieważ autorkę uważa się feministyczną i, jak sama stwierdziła, sympatyzuje z
feminizmem.<br />
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoFootnoteText" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div>
<!--[if !supportFootnotes]--><br clear="all" />
<hr align="left" size="1" width="33%" />
<!--[endif]-->
<br />
<div id="ftn1">
<div class="MsoFootnoteText">
<a href="file:///C:/Users/BOGUNIA/Desktop/recenzje/Grace%20i%20Grace.doc#_ftnref1" name="_ftn1" title=""><span class="MsoFootnoteReference"><!--[if !supportFootnotes]--><span class="MsoFootnoteReference"><span style="font-size: 10pt;">[1]</span></span><!--[endif]--></span></a> Djordje Żivanović, <i>Sienkiewicz w literaturach serbskiej i chorwackiej</i>, w: <i>Henryk Sienkiewicz. Twórczość i
recepcja światowa</i>, red. A. Piorunowa, K
Wyka, Kraków 1968, s. 377-378. </div>
,
<br />
<div class="MsoFootnoteText">
<br /></div>
</div>
</div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-84867873171419932352017-11-14T11:53:00.000+01:002017-11-14T12:22:23.855+01:00Julian Barnes "Zgiełk czasu", 2017<div class="MsoNormal">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCGWabpocj63YvRN0EPwzNJgJz3i6ErkJ8cXofId34qOiDvaozMt9uYLRvsl8k4OV8ei1fEAStc4K8HpSDnPORWeFgRkoDNg8r51TSmOullS8ZEqu6qiMSUTn36CFGSetYSjMeIiG_kpis/s1600/zgie%25C5%2582k+czasu.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="284" data-original-width="177" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCGWabpocj63YvRN0EPwzNJgJz3i6ErkJ8cXofId34qOiDvaozMt9uYLRvsl8k4OV8ei1fEAStc4K8HpSDnPORWeFgRkoDNg8r51TSmOullS8ZEqu6qiMSUTn36CFGSetYSjMeIiG_kpis/s400/zgie%25C5%2582k+czasu.jpg" width="248" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
W opowiadaniu <i>Śmierć
urzędnika</i> Antoniego Czechowa główny bohater Iwan Dmitrycz Czerwiakow
podczas oglądania operetki kichnął, parskając przy tym na siedzącego tuż przed
nim dyrektora departamentu komunikacji. Dmitrycz tak się przejął tym, że swoim
nietaktownym postępkiem mógł zrazić do siebie urzędnika, że przepraszał go dwa
razy, ale mimo przyjęcia przeprosin przez urzędnika i natychmiastowego puszczenia w niepamięć całej
sprawy, „winowajca” wciąż obawia się najgorszego, dlatego
następnego dnia ponownie spieszy przeprosić poszkodowanego, po czym jeszcze
bardziej strwożony, że popełnił większy od poprzedniego występek, kolejnego
dnia znów pędzi z przeprosinami, aż zirytowany jego najściami dyrektor wypędza
go, a zdruzgotany Dmitrycz umiera.</div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ta groteskowa sytuacja poniekąd przypomina wydarzenia ze<i> Zgiełku czasu</i>, choć nie tak tragiczne w
skutkach, a może jednak jeszcze tragiczniejsze - dotyczą przecież niemal równie
absurdalnego, ale cięższego przewinienia niż kichnięcie, przewinienia wpisanego
do zawieszonego na rosyjskim nieboskłonie „zeszytu wykroczeń nieprzyjaciół
komunizmu” towarzysza Stalina, za panowania którego ponoć „nawet jabłonie rosły
odważniej” – przyjąwszy, że owe jabłonie to nie rosyjski lud. Mianowicie towarzysze
Stalin, Mołotow, Mikojan i Żdanow z loży rządowej oglądają <i>Lady Makbet mceńskiego powiatu</i>, do której muzykę skomponował Dmitrij
Dmitrijewicz Szostakowicz, ale orkiestra zajmująca miejsce w loży reżyserskiej – tuż pod rządową,
ze zdenerwowania gra coraz głośniej i niezgodnie z pierwotnym zamierzeniem, aż
rządzący, którym pewnie od hałasu puchną uszy, jeden po drugim, opuszczają teatr.
Niezaprzeczalnym staje się fakt, że muzyka Szostakowicza rozdrażniła władzę; wkrótce też
zostaje uznana za niepodążającą ścieżką sztuki radzieckiej, a dodatkowo w
„Prawdzie” pojawia się krytykujący ją artykuł <i>Chaos zamiast muzyki</i>, w którym chaosem, a dalej kwakaniem,
wzdychaniem i sapaniem określono kompozycje Szostakowicza i dodano przestrogę,
że cała jego zabawa „może się źle skończyć”. Z repertuaru zostają usunięte opery
i balety tego „bezpartyjnego bolszewika”, któremu dodatkowo odbiera się źródło
utrzymania i któremu wmawia się, że był świadkiem rozmowy o zamachu na życie
Stalina. Dotychczasowi piewcy talentu Szostakowicza raptem odwracają się od
niego i z przymusu przyklaskują, a jeśli nie przyklaskują, to na pewno zgadzają
się z państwową krytyką, bo nie wypada inaczej w kraju, gdzie, jak może
wszędzie, „najstarszym marzeniem artysty jest pomóc rozkwitnąć duszom”, ale
gdzie też inżynierowie owych rosyjskich i uległych w tamtym okresie dusz czynią
sztukę jałową, czemu trzeba się poddać ze względu na bezpieczeństwo własne i bliskich. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wszystko to staje się dla kompozytora podstawą do podjęcia
radykalnych środków. Groźba, która nad nim zawisła, czyli przeczucie, że NKWD
lada dzień pojawi się w jego domu, każe mu przyjąć stan gotowości, dlatego żeby
nie dopuścić do spotkania mundurowych ze swoją żoną i z córką, każdej nocy
przez kilka kolejnych dni, ze spakowaną walizką przy boku, czeka przed windą na
ich przybycie. Przedsięwzięte środki zapobiegawcze, nie bezpodstawne jak w <i>Śmierci urzędnika,</i> okazują się jednak na
razie niepotrzebne. Ale to nie koniec historii twórcy muzyki do filmu <i>Turbina 50 000</i>.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nieprzychylność górnodowodzących nieco blaknie, gdy pewien
dziennikarz określa kolejny utwór kompozytora – <i>V Symfonię,</i> „twórczą odpowiedzią radzieckiego artysty na słuszną
krytykę”, ale dopiero <i>VII Symfonia</i>,
której „antyfaszystowskie przesłanie [ponoć] rozbrzmiało na całym świecie”,
rzeczywiście pozwala mu wrócić do łask, a przynajmniej kontynuować proces twórczy,
choć pod czujnym okiem „partyjnych biurokratów i potulnych muzykologów”, a w
konsekwencji stawia przed nim większe cele – wierne, mało stanowczo odrzucane
przez Szostakowicza, służenie komunistycznej władzy z pierwszego z
„uprzywilejowanych” rzędów, a niechby i niezgodnie z samym sobą, a niechby i
niezgodnie z prawdą – byle, zgodnie z zarządzeniem, uczynić kraj matką wszystkich odkryć i wynalazków –
„po pierwsze dlatego, że to Rosja, gdzie urojenia są na porządku dziennym”, a przy okazji oczyścić potężny naród z wad, chociaż, mimo usilnych zabiegów, nie dało się
nigdy wyeliminować z Rosjan prawdziwego rosyjskiego smutku, a tej właśnie starej
rosyjskości nienawidzi władza i na jej miejsce wmusza nową optymistyczną
radzieckość, dlatego również Szostakowicza
należało uczynić radosnym, dlatego jego muzyka musiała też dawać radość, choćby
i przymusową, i musiała charakteryzować się prostotą i realizmem. Zapobiegliwa
władza uświadamia światu, że obywatele, z Szostakowiczem na czele, są absolutnie zgodni z jej ideami.
Bohater podpisuje swoim nazwiskiem podkładane mu pod nos artykuły, czyta
napisane za niego teksty, zdradza siebie, własną muzykę, ideały i w tym
wszystkim nie jest w stanie nawet wyskoczyć na terenie wolnej Ameryki –
jedynego ratunku – z okna w przygotowaną przez Amerykanów sieć, by zyskać
amerykańską wolność. To ciągłe poddawanie się naciskom, uleganie, wybieranie
między mniejszym złem, wyrzucanie sobie nieumiejętności sprzeciwienia się
wykańcza kompozytora; wloką
się za nim samobójcze myśli, ale nigdy nie zdobędzie się na ten krańcowy
krok. „Odwaga siedzi na krześle podszytym strachem” – jak pisał Hłasko, tymczasem
w komunistycznej Rosji „tchórzostwo to kariera na całe życie […] wymaga
nieustępliwości, wytrwałości, niechęci do zmiany – co w pewien sposób czyni z
niego rodzaj odwagi”. Szostakowicz całkowicie zatraca własne sumienie, kiedy
Stalina zastępuje kolejny władca. Uświadamia sobie, że śmierć, którą
gwarantowałoby mówienie prawdy, byłaby lepsza niż życie, które zaczyna mu
zagrażać, bo „żywych da się jeszcze upodlić”. Ucieka w rodzinę, miłość, muzykę,
broni się ironią.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czasem zastanawia się tylko: „Czy naprawdę koniecznie trzeba
było zabijać tych wszystkich inżynierów, generałów, naukowców, muzykologów? Czy
koniecznie trzeba było w imię rewolucji zsyłać miliony do obozów, robić z ludzi
niewolników i zmuszać ich, by zapracowali się na śmierć, stosować terror,
wymuszać fałszywe zeznania […]”</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Julian Barnes, który twierdzi, że „żeby pisać, musisz
przekonać samego siebie, że jest to nowa droga nie tylko dla ciebie, ale i dla
całej historii<a href="file:///C:/Users/BOGUNIA/Desktop/recenzje/Zgie%C5%82k%20czasu.doc#_edn1" name="_ednref1" title=""><span class="MsoEndnoteReference"><!--[if !supportFootnotes]--><span class="MsoEndnoteReference"><span style="font-size: 12pt;">[i]</span></span><!--[endif]--></span></a>, zgodnie z własnym wskazaniem dał historii
powieści nową drogę – historię opartą na biografii znanego rosyjskiego
kompozytora, uznawanego za największego symfonika XX wieku. Brytyjski
powieściopisarz stworzył wirtuozerski pokaz odwagi życia w warunkach
przekraczających możliwości ludzkiej psychiki. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Lektura absolutnie wyjątkowa.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<br />
<div>
<!--[if !supportEndnotes]--><br clear="all" />
<hr align="left" size="1" width="33%" />
<!--[endif]-->
<br />
<div id="edn1">
<div class="MsoEndnoteText">
<a href="file:///C:/Users/BOGUNIA/Desktop/recenzje/Zgie%C5%82k%20czasu.doc#_ednref1" name="_edn1" title=""><span class="MsoEndnoteReference"><!--[if !supportFootnotes]--><span class="MsoEndnoteReference"><span style="font-size: 10pt;">[i]</span></span><!--[endif]--></span></a> Za J. Barnes, w: <i>501 wielkich pisarzy</i>, red. Julian
Patrick, Warszawa 2009, s. 592.</div>
</div>
</div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-2678190192098814932017-11-07T11:37:00.001+01:002017-11-13T15:39:28.494+01:00Claire Fuller "Lekcje pływania", 2017<div class="MsoNormal">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipPTrVereVXMeNSLpCJyfkoZgLiB8MIoTmCUzpKCtOgSYWExV4cjEUplpGSxcEdr-OcEXBy3fLCpJm1GBbJUyi_oruqQtQVYoeiLyhDjy9Ahmj629B2e_HxDRoLshCseL5p716mnZ4ymJU/s1600/lekcje.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1005" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipPTrVereVXMeNSLpCJyfkoZgLiB8MIoTmCUzpKCtOgSYWExV4cjEUplpGSxcEdr-OcEXBy3fLCpJm1GBbJUyi_oruqQtQVYoeiLyhDjy9Ahmj629B2e_HxDRoLshCseL5p716mnZ4ymJU/s400/lekcje.jpg" width="251" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy Ingrid Coleman zaczyna brać udział w warsztatach pisarskich Gila – wziętego pisarza – mimo że zajęcia
z nauką pływania mają niewiele wspólnego, wypływa na głęboką wodę. Przystojny
nauczyciel, o którym krążą plotki, że miał romans z żoną zastępcy rektora
uczelni, z jego sekretarką, a nawet że jest homoseksualistą albo że szuka ofiar
wśród swoich studentek, burzy plany, które Ingrid snuła wspólnie z przyjaciółką Louise
(spokojnie, to nie duet <i>Thelma i Louise</i>
w reż. Ridleya Scotta). A jest ich wiele:
wyzwolone studentki postanawiają odrzucić wszystko, co mogłoby je
krępować, a więc mężczyzn, dzieci i
domy, nie mieć żadnych zobowiązań i natychmiast po ukończeniu studiów wyruszyć
w podróż, żeby zerknąć, co zaoferuje świat. Skandal (romans studentki z nauczycielem)
nie tyle wisi w powietrzu, co materializuje się w zastraszającym tempie, kiedy Ingrid
zamiast poznawać życie u boku przyjaciółki, poznaje je dzięki skutecznym zabiegom
Gila. Kilkanaście lat później Gil odkrywa w gromadzonych przez siebie książkach
listy od zaginionej Ingrid, adresowane do niego. A te obnażają przed czytelnikiem
gorzką prawdę o związku młodej dziewczyny i niemłodego nauczyciela
akademickiego.</div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Lekcje pływania</i>,
jak to z pływaniem bywa, mają swój dobrze wyrobiony rytm – wydarzenia teraźniejsze
przeplatają się z przeszłymi – autorka ilustruje niewidoczne dla świata sekrety
bycia żoną znanego pisarza. Składać hołdy jakiemuś artyście tylko dlatego, że
jest sławą, to nieco żenujące. Ale oto przed nami ów wielki wspaniały, przed którym na wieczorach autorskich ustawiają się kolejki miłośniczek jego książek, a głównie miłośniczek jego najbardziej
znanego dzieła (na wspomnienie treści którego płoną ze wstydu policzki dzieci
pisarza), by tylko superartysta XXI wieku wyrył swoim niewiecznym piórem ślad w
ich dopiero co nabytym egzemplarzu książki, a najlepiej (jak wynika z wyznań niektórych oczekujących) poczynił dalsze
podchody, prowadzące do zacieśnienia więzów damsko-męskich. A tuż przy nim albo
nieco w oddali jego żona – szara myszka – ta, którą uwiódł w jej czasach
studenckich i jednym namiętnym latem zamknął całą resztę jej studenckich lat, a
raczej lat niedokończonych. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Zwykle byłam zbyt
zajęta przy dziewczynkach, żeby chodzić z Tobą na większość Twoich spotkań z
czytelnikami. „Nie będzie ci się podobało”, mówiłeś zwykle. I dodawałeś: „Pełno
na nich nudnych, zapatrzonych w książki ludzi, sterczących wokół i gadających zbyt
długo o sobie samych”. Udało mi się kiedyś wyrwać na jeden z Twoich wywiadów w
telewizji: dziesięć minut z Tobą, zasiadającym wygodnie w fotelu, i z gośćmi na
widowni w telewizyjnym studiu na żywo. Przed Tobą na stoliku szklaneczka
whiskey. <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>[…] Oczarowałeś
wszystkich: pracowników studia, publiczność, rektora prowadzącego wywiad (i
mnie); wszyscy śmiali się lub cichli na zmianę, przysłuchując się każdemu
wypowiedzianemu przez Ciebie słowu. Byłam taka z Ciebie dumna! Zachwycali się
Tobą, Twoją książką, Twoimi historyjkami i Twoim wyglądem.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Trzeba przyznać, że Claire Fuller nieźle opisała tę właśnie sytuację,
która przypomina scenę z filmu <i>Sylvia</i>
– gdy kobiety obecne na odczycie Teda Hughesa, bo żeńska część przeważa, z zachwytu
składają ręce, słuchając w skupieniu wygłaszanego przez poetę wiersza, a z tyłu
przy drzwiach stoi Sylvia Plath i obserwuje „ceremonię” uwielbienia. Poza tym <i>Lekcje pływania</i> motywem żony pisarza trochę przyrastają do znakomitej książki Philipa Rotha <i>Cień pisarza</i>, choć obydwa teksty znacznie się od siebie różnią, ale
problem ten sam.</div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Fuller w zasadzie daje lekcję przedmałżeńską. Wymienia
wszystkie pułapki, jakie czyhają na żonę pisarza –w wypadku, gdy pisarz, albo inna znakomitość, okazuje się kobieciarzem – pułapki, jakie czyhają na
kobietę, a właściwie jedną pułapkę. Znalezienie się w niej, poprzedzone
uroczymi scenkami, nie zawsze gwarantuje kontynuację idylli w przyszłości.
Zabawa się kończy, a zdobycz musi spojrzeć prawdzie w oczy i w napięciu
wyczekiwać kolejnej nieoczekiwanej niespodzianki. Zdobywczyni nagrody Desmonda
Elliota umiejętnie, choć może płynąc po trochę płytkiej wodzie, przedstawia zagubienie Ingrid, przemawiając głosem samej
bohaterki, która wprost, bez owijania w bawełnę kolejno przypomina wszystkie
przekroczone przez Gila granice, a z drugiej strony autorka zmusza do
zastanowienia, czy ten niegodziwiec Gil istotnie zasłużył na karę, jaka go poniekąd
spotkała.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-61878227267097307692017-10-31T15:34:00.000+01:002017-11-13T15:38:31.621+01:00Gilly Macmillan "Perfekcyjna dziewczyna" (2017)<div class="MsoNormal">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhz8t9TNGXjXJo3uQi5Mply4YQAbVTX1zNNn9vTwrV4WlxcSBdE4DtWHnazpzQ1qFKxdmgtsxVVOHp1TP5JYOO0yMyHfFauPHJPSkrRqhq_-rTRTV3fvt_9iSTuBsTtIIPRrWMet9j2-_fx/s1600/perfekcyjna.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1005" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhz8t9TNGXjXJo3uQi5Mply4YQAbVTX1zNNn9vTwrV4WlxcSBdE4DtWHnazpzQ1qFKxdmgtsxVVOHp1TP5JYOO0yMyHfFauPHJPSkrRqhq_-rTRTV3fvt_9iSTuBsTtIIPRrWMet9j2-_fx/s400/perfekcyjna.jpg" width="251" /></a><br />
<div style="text-align: justify;">
24 sierpnia 2014 roku w kościele w Bristolu rozpoczyna się
koncert muzyki poważnej. Goście zasiedli, by wysłuchać utworów Brahmsa,
Debussy’ego, Liszta, Scarlattiego i oczywiście Chopina – w wykonaniu siedemnastoletniej
Zoe Maisey i syna jej ojczyma – Lucasa Kennedy’ego. Gwiazdy wieczoru w
skupieniu przyciskają palce do klawiszy fortepianu, wygrywając pierwsze nuty; publiczność, już przekonana, że czeka ją nie lada gratka, zaległa w ciszy; Tessa –
ciotka Zoe, poduczona wcześniej przez Lukasa, czuwa nad kamerą, za pomocą
której uwieczni występ, by później dało się wychwycić błędy popełnione w
trakcie gry i pracować nad unikaniem ich; Maria – matka Zoe, oraz Chris –
ojczym Zoe, czuwają nad całością. Wszystko przebiega zgodnie z planem do czasu,
gdy muzykę zagłusza mężczyzna, który wpadłszy do kościoła, patrząc wprost na Zoe,
wykrzykuje, że to hańba i wstyd. Maria natychmiast próbuje opanować sytuację i
uspokajająco przemawia do człowieka, którego najwyraźniej zna; Zoe, widząc go,
ucieka z podium w stronę drzwi za ołtarzem; Chris i Lucas raczej nie mają
pojęcia, kim jest zakłócający spokój awanturnik.<br />
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Z następnych kart książki dowiadujemy się, że przeszłość
tytułowej perfekcyjnej Zoe nie jest tak świetlana, jak można by się spodziewać.
Główna bohaterka nosi na sumieniu trzy życia, za których zniszczenie już odpokutowała,
a tymczasem, za sześć godzin od chwili rozpoczęcia koncertu, ma zostać
zniszczone kolejne. Tym razem życie jej matki. Kto przyczyni się do śmierci?
Mężczyzna, który zakłócił koncert? Tessa, Chris, a może sama Zoe? To pytanie
główne, dla którego podstawa ulokowała się w przeszłych wydarzeniach. Czytelnik
musi jednak uzbroić się w cierpliwość, bo kiedy już, już wydaje
się, że prawda rysuje się jasno, a odpowiedź jest oczywista, okazuje się, że nic bardziej mylnego. <br />
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Gilly Macmillan w zasadzie stworzyła thriller kryminalno-psychologiczny
(choć trochę naciągane to stwierdzenie), bo druga część zdecydowanie bardziej
przypomina kryminał. Początkowo tekst rzeczywiście robi wrażenie, później
dreszcz emocji gdzieś się gubi, a i strona psychologiczna pozostawia nieco do
życzenia.<br />
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Podczas pisania <i>Perfekcyjnej
dziewczyny</i> Gilly Macmillan postanowiła nadać jej trzy cechy. Po pierwsze
akcja miała rozgrywać się w krótkim czasie – co się zgadza. Po drugie: powinien pojawić się
nastolatek / nastolatka o silnej psychice. I owszem, przed nami siedemnastolatka,
która, identycznie jak osoby w jej wieku, ma swoje marzenia, pasje, plany, gorsze i
lepsze dni, ale wyróżnia ją ponadprzeciętny iloraz inteligencji i umiejętność gry
na fortepianie. A poradzenie sobie z wyrzutami sumienia, po niecelowym doprowadzeniu do
śmierci dwóch koleżanek i kolegi, można
uznać za wynik silnej psychiki. Choć przy tym punkcie nie zaszkodzi się zastanowić,
czy na pewno Zoe ma silną psychikę. Jeśli tak, to ta silna psychika każe jej
„codziennie dostosowywać się do życzeń innych”. Największe zastrzeżenia mam do
punktu trzeciego, tj. do założenia, według którego powieść powinno opowiadać
wielu narratorów. Zamierzenie wypełniono – każdy z kilku narratorów –
bohaterów, przedstawia wydarzenia ze swojego punktu widzenia, ale gdyby zebrać
je w jedno, pominąć imiona wstawione przed każdym kolejną częścią opowieści,
prawdopodobnie trudno byłoby połapać się, która wypowiedź do kogo należy. Ich
podobieństwo stylistyczne wydaje się tak widoczne, jakby jeden monolog lepił
się do drugiego; za wyjątek można co najwyżej uznać narrację Zoe, o pewnych
znakach szczególnych. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br />
A trzeba dodać, że autorka nieźle się napracowała, bo za
wzór wzięła aż dziesięć powieści, które spełniają trzy wyżej wspomniane cechy, a
między nimi najbardziej znany tytuł – <i>Buszujący
w zbożu</i> Salingera. I aż kusi, żeby zajrzeć do wymienionych dzieł i
dowiedzieć się, jak tam wdrożono wskazane cechy. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br />
Siłą powieści Macmillan, chwilami nużącej – ale na pewno nie
w pierwszej połowie, jest poruszenie kilku aktualnych problemów społecznych, a przede wszystkim problemu człowieka, który nie z własnej winy zadziera z prawem, co zaważa na jego późniejszym życiu, ale też na życiu
osób z nim powiązanych. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br />
Książka znakomita zwłaszcza dla dyskusyjnych klubów książki
i innych dyskutujących, których na pewno zainteresują zawarte na końcu książki „Pytania ułatwiające analizę powieści w
grupach dyskusyjnych”. Tak więc, Członkowie Grup, dyskutujcie! Oby bez
rękoczynów. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
A swoją drogą, nie mam pojęcia, kto to jest perfekcyjna dziewczyna, podobnie jak nie mam pojęcia, kto to jest perfekcyjny człowiek. Jeśli ktoś takiego zna, proszę o informację.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-5595170465911274702017-08-28T12:10:00.000+02:002017-11-12T15:39:23.606+01:00Jacek Pałkiewicz, "Menu świata", Warszawa 2017, Świat Książki<div class="MsoNormal">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7bUNoES5wojTY9jIf6bVQNNt9LnTzTgJWF36gtgHc94ArLGq3e-tw-JpeaOofUhBc2e9SqBJBHE-igi1LTGDdnaBy1k9cGgpBBBEtw5DDnbIPym85PD4Mlw4Qcad0wIMfl0gSmA9lBia1/s1600/menu.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1358" data-original-width="961" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7bUNoES5wojTY9jIf6bVQNNt9LnTzTgJWF36gtgHc94ArLGq3e-tw-JpeaOofUhBc2e9SqBJBHE-igi1LTGDdnaBy1k9cGgpBBBEtw5DDnbIPym85PD4Mlw4Qcad0wIMfl0gSmA9lBia1/s320/menu.jpg" width="226" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
„Kto nie jadł z patelni sąsiada, niewiele o nim wie” –
hipoteza ciekawa, ale nie do końca mogę się z nią zgodzić. I gdyby chociaż nie
ta patelnia – narzędzie w rękach niektórych, podobno w szczególności kobiet,
niekoniecznie bezpieczne, bo poza smażeniem potraw ponoć wykorzystywane do
załatwiana damsko-męskich porachunków. A że ciężar do najniższych nie należy
(zważyłam – <st1:metricconverter productid="1,25 kg" w:st="on">1,25 kg</st1:metricconverter>
masy brutto, czyli z uchwytem; podczas mojego ostatniego kontaktu z patelnią
myślałam, że dojdzie do skręcenia nadgarstka), radziłabym mieć się na baczności.</div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tymczasem, jak widać, Jackowi Pałkiewiczowi patelnie
niegroźne, podobnie jak 60-stopniowy syberyjski mróz, 50-stopniowy upał na
pustyni Kara-Kum w Azji, krokodyle, jadowite węże, pająki i inne niebezpieczne
dla człowieka stworzenia w Papui Zachodniej czy burza pisakowa na pustyni Gobi,
ponieważ wyznaje zasadę: „Jeśli inni dali radę, to ja też dam”. No i daje radę, i dociera do najbardziej niebezpiecznych miejsc, w których przeżycie dla
większości ludzi nieobeznanych z danym terenem graniczyłoby z cudem. Każde z
odwiedzonych zakątków ma w sobie coś strasznego, ale i coś interesującego, a
często sama historia terenu czy wpleciona ciekawostka stanowi osobliwość,
którą zamiast kolejnego dania serwuje czytelnikowi autor. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Najwięcej takich ciekawostek dostarczył w rozdziale o
Jangcy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Otóż język chiński to, jak wiadomo, rzecz skomplikowana. Chińczycy posługują się tak różnymi dialektami regionalnymi
i gwarami środowiskowymi, że niekiedy trudno im porozumieć się ze sobą nawzajem,
dlatego doskonałe wyjście stanowi kontakt pisemny. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Niestety tym, którym zniszczono domy w imię postawienia Tamy
Trzech Przełomów, nie pomógł ani jeden, ani drugi sposób komunikacji:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
„Na potrzeby tej największej na świecie elektrowni wodnej
Chińczycy poświęcili nie tylko cud natury, ale przesiedlili niemal półtora
miliona osób, pozwalając, by woda zalała 17 dużych miast, 140 miasteczek i ponad
trzy tysiące wsi! Konsekwencją powstania zapory stało się zatopienie ponad 1600
dotychczas istniejących fabryk i kopalń oraz 1300 stanowisk archeologicznych”. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Może jeszcze coś z Wietnamu: „[słonie] wykonują bardzo różne
czynności, począwszy od transportu drewna i turystów w parkach narodowych, a
skończywszy na udziale w procesjach religijnych […] W starożytnych czasach
zwierząt tych używano także w operacjach wojennych i jak podają kroniki, do
wykonywania wyroków śmierci. Występowały w roli katów jeszcze w ubiegłym
stuleciu”.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nieźle, najpierw zabijali człowieka, a potem brali udział w
procesji. I wszystko odpokutowane. Albo w odwrotnej kolejności…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W zasadzie w <i>Menu
świata</i> około 20% informacji poświęcono samym potrawom, więc tytuł czy idea
książki nie całkiem adekwatna do treści. Czytelnika bardziej zajmują fascynujące
przygody autora, niż opisywane przez niego delicje. A na te mało kto dałby się skusić.
Ale tym, którzy wyznają zasadę: co nas nie zabije, to nas wzmocni, polecam:
larwy (dostarczają tyle samo protein, co wołowina), pieczoną małpę, anakondę,
martwy ugotowany kaczy płód, świnie przed upieczeniem zakopane w ziemi,
tarantule smażone na oliwie, smażone insekty, pająki, skorpiony, psy czy myszy
– dla niektórych niebo w ustach. </div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A skoro o myszach mowa… Pewien misjonarz (nie pamiętam z jakiego
kraju) opowiadał o starszej kobiecie, której dach domu wymagał naprawy.
Pojechał na miejsce. Kobieta, żyjąca w skrajnym ubóstwie, siedziała przy małym
ognisku i czekała na kota, którego kiedyś uratowała. Od tamtego czasu kot
codziennie przynosi dwie myszy – jedną dla siebie, drugą dla niej. Oczywiście
misjonarz był pewien, że kobieta coś sobie ubzdurała, ale po jakimś czasie
idzie kot, a w zębach trzyma dwie myszy – jedną kładzie przy swojej pani, a
drugą zjada. Historia autentyczna i w dodatku współczesna. Nie jestem pewna, czy kobieta miała do
zjedzenia coś jeszcze poza myszą.</div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-77404293236269341532017-08-07T11:15:00.000+02:002017-08-07T11:15:07.303+02:00Wiersze - prześladowcy<span class="Apple-style-span" style="font-size: 16px;">Nikt i nic mnie nie prześladuje oprócz wierszy. Ostatnio po ulicy chodzi za mną <i>Na ulicy</i> Julii Hartwig:</span><br />
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><br /></span>
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i>Wariatka Jak to się łatwo mówi<br />
jak to się łatwo myśli<br />
Nie o takiej którą zamyka się na klucz<br />
ale o takiej którą spotkać można na ulicy<br />
zdawałoby się podobnej do reszty przechodniów<br />
Jakże wówczas oko twoje jest bystre<br />
jak błyskawicznie pojawia się w tobie<br />
to drgnienie ten sygnał czuły na każdą odmienność<br />
- mam cię ptaszku<br />
Wystarczy zalotny kwiat na zmiętym kapeluszu<br />
albo kiedy w letni dzień zobaczysz na niej obwisłe stare futro<br />
lub kiedy gada do siebie i wygraża -<br />
najłatwiejsza do rozpoznania<br />
Ale ja myślę o takiej która ma spojrzenie jak nóż<br />
i wciska w kieszenie zaciśnięte pięści<br />
Myślę o takiej która ma w oczach własną śmierć<br />
a ciemność którą w sobie nosi jest jej przepaścią<br />
Ale myślę o takiej która idzie ze zwieszoną głową<br />
jakby nic przed sobą nie widziała<br />
potyka się i wciąż idzie</i></span><br />
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i><br /></i></span>
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">A przedostatnio:</span><br />
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i><br /></i></span>
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i>List 40</i></span><br />
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i><br /></i></span>
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i>Boli mnie twa kpina.</i></span><br />
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i>Boli mnie twe rozdrażnienie.</i></span><br />
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i>Boli mnie twa złość.</i></span><br />
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i>Ale najbardziej boli mnie twe milczenie [...]</i></span><br />
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i><br /></i></span>
<span style="font-family: "Times New Roman"; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i>(</i>Jorge Bucay<i>, Listy do Klaudii)</i></span><div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-40313273338234568442017-07-24T12:52:00.002+02:002017-11-12T15:39:56.786+01:00Gilles Paris, "Nazywam się Cukinia", Świat Książki 2017<br />
<div class="MsoNormal">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzfxkndmeO1vphXnjnSZwhCqOSmeUHcStS6BJViCh4Ow5wPPcEmhygVKqcJd_GMCgLD-qitW2Ai89_1X5N2sTEbZETbZJECpj9MOrEezovW6HJ8owWvauzM74raJBUBn_eqzV2i9q5xrFF/s1600/90090183+nazywam+sie+cukinia.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1008" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzfxkndmeO1vphXnjnSZwhCqOSmeUHcStS6BJViCh4Ow5wPPcEmhygVKqcJd_GMCgLD-qitW2Ai89_1X5N2sTEbZETbZJECpj9MOrEezovW6HJ8owWvauzM74raJBUBn_eqzV2i9q5xrFF/s400/90090183+nazywam+sie+cukinia.jpg" width="251" /></a><i style="mso-bidi-font-style: normal;">Nazywam się Cukinia</i>
to druga książka Gilles'a Parisa – specjalisty ds. PR i organizatora imprez. W
Polsce powieść po raz pierwszy ukazała się w 2007 roku pod nazwą <i style="mso-bidi-font-style: normal;">To ja, Matołek</i>. Nie do końca Matołek i
nie do końca Cukinia, ponieważ główny bohater nosi imię Ikar, ale życzy sobie,
żeby wołano na niego Cukinia – to przezwisko woli o wiele bardziej.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Historia napisana prostym stylem, opowiedziana w pierwszej
osobie, przez tytułowego Cukinię, pozwala spojrzeć na świat oczyma małego
chłopca i jego rówieśników, którzy, podobnie jak Ikar doświadczeni traumatycznymi przeżyciami, trafili do domu dziecka, gdzie rozgrywa się akcja. Ludzie uznawani za ich prawowitych opiekunów zafundowali im taki los. Zastępczy
dom nie zapewni im miłości rodziców i nie wpłynie na wymazanie z pamięci gorzkiej
przeszłości, ale przynajmniej do pewnego stopnia zagwarantuje bezpieczeństwo i
godne warunki życia. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Może niesłusznie, jako że nie jestem psychologiem, ale nieco
dziwi mnie zachowanie czy odczucia Cukini względem wcześniejszego tragicznego
przeżycia – straty własnej matki – do którego, oczywiście mimowolnie, ale
jednak w jakiś sposób się przyczynił. Jakby przechodzi nad tym do porządku
dziennego i pisze swoją historię właściwie tak, jak gdyby zupełnie zapomniał,
że trzymał w ręce pistolet. Dlatego nie bardzo mnie przekonuje konstrukcja postaci,
tym bardziej że Cukinia jest inteligentnym i sympatycznym chłopcem, takim, co
to muchy by nie skrzywdził. Jego stosunek do tego, co się stało, wydaje się
zbyt płaski. Owszem, bronił się przed własną matką i nie można nikomu nakazać,
żeby wzbudził w sobie jakiś choćby żal, bo pewnie często bywa odwrotnie (ofiary
zasypiają z ulgą dopiero wtedy, gdy ich prześladowcy przeniosą się na tamten
świat), ale trudno sobie wyobrazić, że tuż po tak tragicznym, zapadającym w
psychikę wydarzeniu ktokolwiek mógłby, tak jak Ikar, martwić się tym, że policjant
nie nazywa go Cukinią, tylko jego prawdziwym imieniem. A podczas rozmowy całkiem świadomie, takie przynajmniej można odnieść wrażenie, śmieje się z tego, jak
policjant wysuwa język, chociaż zaraz potem czytelnik otrzymuje informację, że chłopiec
„próbuje połykać łzy, które łaskoczą go w gardle” – czyli płacze. Szczerze
mówiąc, nie tylko w tym miejscu, ale w całej historii dostatecznie dobrze widać
pewne naciąganie – żeby w końcu wszystko ułożyło się pomyślnie - jakby autor otrzymał zadanie podniesienia wizerunku instytucji zwanej domem dziecka, gdzie to dzieci świetnie się ze sobą
dogadują i przeżywają mnóstwo ciekawych przygód – niejeden maluch po zapoznaniu
się z lekturą może zechciałby też znaleźć się w takim miejscu, skoro przyjaciół
nie brakuje, można się wygłupiać i ogólnie jest super. Trochę za proste
rozwiązanie – dlatego zastanawiam się, czy autor rzeczywiście adresował książkę
do dorosłych, czy może jednak do dzieci. Dorośli nie potrzebują happy endów –
to domena bajek, które zawsze kończą się wspaniale. Dorośli potrzebują prawdy – naturalnie widać ją w zachowaniu pokrzywdzonych dzieci, ale nie do końca w całej
książce.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Niemniej to powieść wartościowa, która z pewnością
przydałaby się na półkach starszych czytelników, ponieważ nie wydaje mi się,
żeby pewne zawarte w niej fragmenty powinny czytać dzieci. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przy okazji przypomniał mi się cytat z filmu <i style="mso-bidi-font-style: normal;">G. I. Jane</i>: „Nie ma
złych żołnierzy, są tylko źli dowódcy” – daje do myślenia, ale nie zaszkodzi
słowa „żołnierze” zamienić na słowo „dzieci”, a na miejsce „dowódcy” wkleić
„rodziców, opiekunów, nauczycieli” – bo w tym tkwi, nie do końca cały, ale
problem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Na podstawie książki powstał film animowany, którego polska
premiera miała miejsce 2 czerwca. </div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-45301341693160245002017-04-13T12:12:00.000+02:002017-11-12T15:40:32.641+01:00Anna Hope, "Sala balowa", Świat Książki, Warszawa 2017<div class="MsoNormal">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigfFAur6jcqQLQDi5RHWIRBW070cc-03zfFyACX2exCyKP2jeeUGgz9ZZOlyefVqpWhdHXW51ysb4acBL-QnlZAEZucd360_bHt7xTrLvKt2NOku_Yd3oQBBPRkkMONFsN1rq5GgK_61Rf/s1600/sala.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigfFAur6jcqQLQDi5RHWIRBW070cc-03zfFyACX2exCyKP2jeeUGgz9ZZOlyefVqpWhdHXW51ysb4acBL-QnlZAEZucd360_bHt7xTrLvKt2NOku_Yd3oQBBPRkkMONFsN1rq5GgK_61Rf/s400/sala.jpg" width="251" /></a><br />
<div style="text-align: justify;">
Władze zakładu dla obłąkanych Sharston mylnie pojmują swoją
misję. Zamiast leczyć wyłącznie chorych psychicznie, zagarniają dla swojego
więzienia również tych, którym przydarzyło się małe wykroczenie lub
nieplanowany, nieszkodliwy dla otoczenia incydent. Uspokajają niepokornych, przetrzymywanych
w dusznych pomieszczeniach, raz, a dobrze, przy pomocy krzyków i bicia. Zdrowi
stają się tutaj chorymi i jak ci drudzy wegetują od dnia do dnia, przez
jednakową codzienność. Nagrodą za niewychylanie się jest uczestnictwo w
piątkowych tańcach na olbrzymiej sali balowej wypełnionej brzmieniem muzyki
klasycznej, i właśnie tam, w miejscu, gdzie życie człowieka zdusza się jak
kawałek papieru, John spotyka Ellę.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Historia ich miłości, rozgrywająca się w 1911 roku, stanowi główny
wątek powieści, to jej finału wypatruje najbardziej czytelnik. Melodramat na
papierze, od czasu do czasu trącany nieosiągalnym na dobre powiewem wiatru z
wrzosowisk. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Jednak o wiele bardziej fascynuje historia doktora Charlesa
i podjęty w niej temat eugeniki, szkoda że nie rozwinięty szerzej. Oddany
muzyce klasycznej Charles, dla którego zakład stał się prawdziwym rajem, ma większe
ambicje: przyczynić się do rozwoju nauki i rozsławić szpital, negując poglądy,
jakoby chorych należało poddawać sterylizacji celem zapobieżenia katastrofie narodowej,
czyli ich rozmnażaniu się, i udowodnić, że muzyka to element korzystnie
wpływający na podopiecznych, pomocny w ich powrocie do normalnego życia, a
następnie, w nagrodę za dobre wykonanie zadania, uścisnąć rękę Churchilla –
zwolennika sterylizacji Brytyjczyków. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Ruch eugeniczny przyciągał też inne osoby z politycznej
półki. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<i>Brak inicjatywy, brak
kontroli i całkowita nieobecność właściwego postrzegania są przyczynami
skrajnej nędzy o wiele istotniejszymi niż te rzekome natury ekonomicznej. Jak
proponują Państwo rozwiązać ten problem? - </i>czytamy zacytowany przez autorkę fragment.<i><o:p></o:p></i></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Zaproponowałabym jego twórcy skupienie się na własnej całkowitej
nieobecności właściwego postrzegania. Takim komentarzem należałoby poczęstować
też autorów kolejnych absurdalnych poglądów: <i>najlepsi sędziowie i adwokaci byliby bez wątpienia także najlepszymi
sportowcami</i>, <i>członkowie źle opłacanej
klasy</i> [społecznej] <i>są przeciętnie z
natury mniej zdolni niż ci lepiej opłacani</i>, a <i>czytanie zdaje się niebezpieczne dla kobiecego umysłu</i> (rozumiemy, że
w przypadku męskich umysłów takie niebezpieczeństwo absolutnie nie istnieje, i
nie przyjmujemy tego do wiadomości). </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
To nie jest sala balowa Titanica, ale sala balowa samowystarczalnego
statku Sharston, na którym kobiety zajmują się praniem, a mężczyźni pocą się na
polach – choć może to jedyna odrobina wolności, i przy kopaniu grobów dla
przyszłych odeszłych. Gdy praca cichnie, biedakom dostarcza się odrobinę muzyki
klasycznej, jedzenia, spania, okien bez widoków, czekania na kolejny piątkowy
wieczór. Zatonięcie łajby dla niektórych oznaczałoby wyzwolenie.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<i>Gdy ludzi z dołów
opuszczają dusze, kończą tutaj </i>[w szpitalu psychiatrycznym]<i>. Ale gdy z ludźmi z góry dzieje się to
samo, robią się niebezpieczni.<o:p></o:p></i></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Momentami ma się ochotę na podrasowanie stylu, ale mimo to Anna
Hope wykonała niezłą robotę, połączyła historię z fikcją, a gdy przyszła pora,
może podobnie jak Virginia Woolf (w filmie <i>Godziny</i>),
zastanawiała się, kogo uśmiercić, w wyniku czego osiągnęła należyty efekt –
zdeptanie człowieka w całej pełni. Nawet nie tego jednego. Niektórzy czytelnicy pewnie oczekiwaliby bajkowego zakończenia, ale widać nie tym razem… Efekt nie byłby tak
mocny.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Rzeczywisty West Riding of Yorkshire funkcjonował od 1888 do
2003 roku. Autorka wyjaśnia, że nie odtworzyła wiernie warunków w nim
panujących, a do napisania książki skłonił ją fakt, że w zakładzie od 1909 roku
do 1918 przebywał jej prapradziadek. Wymysłem nie jest też wspaniała sala
balowa, cmentarz ze zbiorowymi mogiłami i niestety, nie są nim propozycje
selekcji ludzi. </div>
</div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-12400243532651561832017-02-26T14:52:00.000+01:002017-11-12T15:41:16.037+01:00Andy Jones, "Dwoje do pary", Świat Książki, Warszawa 2017<div class="MsoNormal">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEin938OlJqLxk0qh-BaQ7xCCaYWTN1Ig22bfUOGIWMyoZ9bk7OvReQhzDxwAryawnfKYtj7fFQN2hK5Pg6Sgk17mtZzl2EV21fYQYltjuDBb6dTWjtPEdMahwZ9LqwSo9KZhqwX3gRQtws-/s1600/dwoje+do+pary.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEin938OlJqLxk0qh-BaQ7xCCaYWTN1Ig22bfUOGIWMyoZ9bk7OvReQhzDxwAryawnfKYtj7fFQN2hK5Pg6Sgk17mtZzl2EV21fYQYltjuDBb6dTWjtPEdMahwZ9LqwSo9KZhqwX3gRQtws-/s400/dwoje+do+pary.jpg" width="252" /></a><br />
<div style="text-align: justify;">
Dwoje do pary,
czyli Ivy i Fisher, natrafiają na siebie w pracy, chociaż właściwie to bardziej
skomplikowane:</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<i>Prawda o naszym
związku jest zbyt skomplikowana, żeby dzielić się z nią z nieznajomą w
podmiejskim zajeździe, kiedy masz ochotę dopić drinka i iść na górę do pokoju.
Poza tym kwestia tego, jak się poznaliśmy, jest czysto akademicka. Nie pytasz
przecież, skąd wziął się deszcz, po prostu zachwycasz się tęczą.<o:p></o:p></i></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Tak więc pierwszy etap akcji mamy odfajkowany. Gdy
bohaterowie poznają się bliżej, a właściwie gdy poznają się bardzo blisko, w
ciągu zaledwie dziewiętnastu dni - czytelnicy otrzymują odpowiedź na pytanie, skąd
się biorą dzieci. (To zdecydowanie edukująca lektura, szczególnie dla
przyszłych matek). Raptem okazuje się, że nawet stan zakochania nie uwalnia od problemów, bo nadal trzeba mierzyć się z prawdziwym życiem i jego problemami. Wyrazy współczucia, Fisher – tak entuzjastyczne
podsumowanie mogłoby paść z ust siostry zadurzonego po uszy, która przez tę radość egzystencji już
przeszła o własnych siłach i swoimi wspomnieniami nierzadko nęka brata. Cóż, co dwoje dzieci,
to nie jedno. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Styl książki i cała atmosfera, w jakiej utrzymana jest historia naszych znajomych, początkowo przypominał mi opowiadania Anny
Gavaldy zawarte w <i>Chciałbym, żeby ktoś
gdzieś na mnie czekał</i>, potem świetną komedię <i>Notting Hill</i>, a następnie… jakby to sformułować? Następnie
stwierdziłam, że powinnam omijać z daleka pozycje z balonikami i innymi
miłosnymi fotografiami czy emblematami na okładkach i wziąć się za coś
cięższego kalibru. Delikatne błony wypełnione powietrzem już dawno stały się za
lekkie. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Niewykluczone, że gdyby autor nie zrywał się nieludzko
wcześnie rano z tym swoim pisaniem, tylko postawił na wieczory, wyszłoby coś
bardziej annokareninowego, ale z pewnością nie o stworzenie dzieła w stylu Tołstoja mu chodziło. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Romantyczna powieść Andy’ego Jonesa jest łatwa w
odbiorze, prosta, zabawna i kraulem płynie do przodu – szybko wzruszającym się radzę
zaopatrzyć się w chusteczki do nosa. Niejedna czytelniczka znudzona codziennością będzie pewnie z
nosem przyklejonym do książki przemycać po kryjomu myśl: „Ach, co to była za miłość! Nie to,
co z moim starym. Pierwszego roku jeszcze mnie doceniał, uwielbiał i obiecywał
góry złote, jasne! Zimą, jak śnieg spadnie, to nawet srebrne mam za darmo, a
teraz?!”. Itd.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Warunki przypisane współczesnym powieściom romantycznym, pożeranym
namiętnie przede wszystkim przez kobiety, zostały spełnione w stu procentach. Odrobinę
zawadza bezbarwność, a właściwie niedobór głównej bohaterki. W zasadzie w miarę dobrze poznajemy
tylko Fishera, jego punkt widzenia, uczucia, obawy, myśli. Jaka tak naprawdę
jest Ivy, trudno orzec. Nie ułatwia nam tego Fisher występujący w pierwszej osobie. Cóż, jak to
zakochany – zapomniał przedstawić miłość swojego życia, podczas gdy z zaprezentowaniem siebie
samego poszło mu całkiem, całkiem. Pamiętał natomiast o lakonicznych, niestety
– ale jednak – momentach refleksji:</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<i>Nikt nie ma ambicji,
żeby utrzymywać się z reżyserowania filmów reklamowych. Nikt w dzieciństwie nie
marzy o tym, żeby kręcić reklamy papieru toaletowego, tak jak nikt nie marzy o
pisaniu prasowych nagłówków, komponowaniu dżingli reklamowych,
fotografowaniu hamburgerów czy byciu
twarzą tanich ubezpieczeń samochodowych. Każdy chciałby pisać powieści lub
hymny, fotografować modelki, grać Hamleta, kręcić filmy, zarobić milion i
poślubić gwiazdę filmową. <o:p></o:p></i></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
„Każdy” to nieco
przereklamowane słowo w tym akapicie, zanadto uogólniające, aczkolwiek
odpowiednie – jak na pracownika agencji reklamowej – czyli Fishera, a zarazem
autora – przystało. Jednak z tym pisaniem hymnów, fotografowaniem modelek i
całą resztą ociupinę przeholowane. Już nie wspomnę o graniu Hamleta.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dwoje do pary</i> z
pewnością będzie idealnie pasować na półkę „Lekkie, słodkie i romantyczne” na
stronie lubimyczytać.pl. Chociaż… to nawet nadaje się na scenariusz filmowy.
Ale może najlepiej zapoznajcie się z opinią cioci ebi, na którą trafiłam
całkiem przypadkiem i która mnie wprost zahipnotyzowała. Opowiadać z takim
zapałem o książkach – to jest coś! </div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Ciociu Ebi, jak nic nadajesz się do
stworzenia nowego programu dla moli książkowych. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/rNLTNgfQA5o/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/rNLTNgfQA5o?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<br /></div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-5091248907329838892017-02-11T14:53:00.001+01:002017-11-12T15:42:16.072+01:00William Makepeace Thackeray, "Targowisko próżności"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihBIujEPurpQCifdozlZs97uVsoHksGf8X7YrG9BAQQrbfFCQMPVg7cXd-dkMk1jIuGMjUjKLochwk5vWsYZzMSBjfcPpWNrejrR287CS6mOn2AtUxMAhpr2qlyZKyR-xhc96sDUcZKTqz/s1600/targowisko.jpeg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihBIujEPurpQCifdozlZs97uVsoHksGf8X7YrG9BAQQrbfFCQMPVg7cXd-dkMk1jIuGMjUjKLochwk5vWsYZzMSBjfcPpWNrejrR287CS6mOn2AtUxMAhpr2qlyZKyR-xhc96sDUcZKTqz/s400/targowisko.jpeg" width="266" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
William Makepeace Thackeray swoim <i>Targowiskiem próżności</i> – powieścią o angielskiej arystokracji XIX
wieku, musiał podbić serce niejednej współczesnej mu czytelniczki, bo nie inna,
ale właśnie ta powieść przyniosła powieściopisarzowi największą sławę, a w późniejszych
czasach doczekała się wielu ekranizacji. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Thackeray głównymi bohaterkami <i>Targowiska</i> uczynił dwie z gruntu odmienne młode osóbki, które
właśnie opuściły pensję panny Pinkerton, a za progiem już czeka je życie, gdzie punkt
główny wytycza obracanie się w odpowiednim towarzystwie celem nawiązania
właściwych kontaktów, zaś w dalszej kolejności znalezienie kandydata na męża. I
już człapią konwenanse. Na tym targowisku, o którym autor przypomina zanadto
często, a nawet objaśnia jego znaczenie, jakby uznał, że otępiali czytelnicy
nie będą w stanie właściwie zinterpretować tytułu, jasnego przecież do wyjaśnienia po lekturze książki, ludzie z dostatecznie wysokim rodowodem, chlubiący się należycie dużym do "bywania" poziomem materialnym dumnie podnoszą głowy, jak gdyby chcieli dać do
zrozumienia ciżbie, kto ma tu władzę. Na salonach, gdzie odbywają się
towarzyskie spotkania naszych bohaterów, aż duszno od próżności tych, którzy
nie dopuszczają do siebie niegodnego ich wysokiego pochodzenia i sporego
majątku (niekiedy znanego wyłącznie z opowieści) plebsu, żeby nie wspominać o
odwracaniu się od dawnych, znajdujących się aktualnie w finansowych tarapatach towarzyszy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Liczy się majątek, nieskażona opinia, bywanie wśród innych
pochłoniętych wkręcaniem się do właściwego kręgu, żeby zapewnić nieskalaną przyszłość
własnym córkom i synom. Nieudacznikom pochodzącym z mniej zasobnych domów, o
których plotkuje się aż nadto, już dziękujemy! </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Na takich wielcy patrzą z pogardą, jak na inną rasę lub jak na trędowatych. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To punkt główny dzieła, które
momentami może nużyć, ale jest beletrystycznym upamiętnieniem dawnych
społecznych obyczajów, i dlatego zainteresowanych tym, jak wyglądały XIX-wieczne
koligacje możnych, powinno zaciekawić. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie znalazłam podpowiedzi na pytanie, czy powieść ukazywała
się w odcinkach, ale zważywszy na dygresje powieściopisarza, łatwo dojść do
takiego wniosku, chociażby gdy przywołać fragment poświęcony jednej z głównych
bohaterek – Amelii:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>„Nic nas ona nie obchodzi, jest mdła i bezbarwna” – pisze do
mnie jakaś nieznana korespondentka, która ma dobrze wyrobiony, prawdziwie kobiecy
charakter pisma i list zakleja piękną różową pieczątką. Dalej następują inne
uwagi na podobną modłę, lecz mógłbym je powtórzyć tylko w przypadku, gdyby były
naprawdę pochlebne dla młodej damy, o której mowa.</i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Natomiast po scenie pożegnania dwóch uczennic, opuszczających mury pensji panny Pinkerton, autor dodaje inną już, ale nie mniej ciekawą
dygresję:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Jestem przekonany, że Jones, który otworzy tę książkę w swoim
klubie, uzna wyżej przytoczone szczegóły za idiotyczne, dziecięco naiwne i
okrutnie sentymentalne. Widzę nawet, jak ów Jones (nieco zaczerwieniony po
zjedzeniu łopatki baraniej i wypiciu pół butelki wina) wydobywa ołówek,
podkreśla wyrazy „idiotyczne, trywialne” […]</i>.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W rzeczy samej, można i tak. Chociaż nie to mnie intryguje,
ale powieści w odcinkach, które ukazywały się w dawnych czasopismach. Nawet
obmyśliłam plan na wyłonienie najbardziej poczytnej współczesnej książki,
powiedzmy, polskiej. Otóż w kilku tygodnikach, dzienniki to lekka
przesada, trudnością byłoby już samo wyrobienie się na czas z tekstem, powinny
ukazywać się powieści w odcinkach. Taka praktyka szybko wskazałaby najbardziej
rozchwytywane teksty, bez konieczności urządzania niezliczonej ilości konkursów. Widzę jeden problem, nie wszyscy czytelnicy są fachowcami od
literatury, a często wolą lektury, przy których inni zasypiają już po
przeczytaniu kilku stron. Hmm… 40 zł na miesiąc… </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No, nieważne. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zajmijmy się czymś ciekawszym, otóż kobiety z powieści z
zapałem podziwiają kształtne męskie łydki, a poza tym stosują deskę do
prasowania… STOP!, deskę do prostowania pleców. Hmm… </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>[…] ponadto zaś pozwalam sobie zalecić na najbliższe trzy
lata regularne stosowanie (przez cztery godziny każdego dnia) deski do
prostowania pleców, bez której użycia nikt nie zdoła opanować tej wdzięcznej
godności ruchów i postawy, tak nieodzownej każdej wykwintnej damie. </i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Naprawdę nie rozumiem, dlaczego dziś nie stosuje się desek
do prostowania, tyle desek w okolicy.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Na koniec wspomnę, że powieść znalazła się na liście 100
książek (według BBC), które każdy człowiek powinien przeczytać: </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b><span style="background: white; color: #222222;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
</div>
<div style="text-align: justify;">
1. Duma i uprzedzenie – Jane Austen </div>
<div style="text-align: justify;">
2. Władca Pierścieni – John Ronald Reuel Tolkien </div>
<div style="text-align: justify;">
* Drużyna Pierścienia </div>
<div style="text-align: justify;">
* Dwie Wieże </div>
<div style="text-align: justify;">
* Powrót Króla </div>
<div style="text-align: justify;">
3. Jane Eyre – Charlotte Brontë </div>
<div style="text-align: justify;">
4. Harry Potter – Joanne Kathleen Rowling</div>
<div style="text-align: justify;">
* Kamień Filozoficzny</div>
<div style="text-align: justify;">
* Komnata Tajemnic</div>
<div style="text-align: justify;">
* Więzień Azkabanu</div>
<div style="text-align: justify;">
* Czara Ognia</div>
<div style="text-align: justify;">
* Zakon Feniksa</div>
<div style="text-align: justify;">
* Książę Półkrwi</div>
<div style="text-align: justify;">
* Insygnia Śmierci</div>
<div style="text-align: justify;">
5. Zabić drozda – Harper Lee </div>
<div style="text-align: justify;">
6. Biblia </div>
<div style="text-align: justify;">
7. Wichrowe Wzgórza – Emily Brontë </div>
<div style="text-align: justify;">
8. Rok 1984 – George Orwell </div>
<div style="text-align: justify;">
9. Mroczne materie (seria) – Philip Pullman</div>
<div style="text-align: justify;">
* Zorza północna</div>
<div style="text-align: justify;">
* Magiczny nóż</div>
<div style="text-align: justify;">
* Bursztynowa luneta</div>
<div style="text-align: justify;">
10. Wielkie nadzieje – Charles Dickens</div>
<div style="text-align: justify;">
11. Małe kobietki – Louisa May Alcott</div>
<div style="text-align: justify;">
12. Tessa D’Urberville – Thomas Hardy</div>
<div style="text-align: justify;">
13. Paragraf 22 – Joseph Heller</div>
<div style="text-align: justify;">
14. Dzieła zebrane Szekspira</div>
<div style="text-align: justify;">
15. Rebeka – Daphne du Maurier </div>
<div style="text-align: justify;">
16. Hobbit – John Ronald Reuel Tolkien </div>
<div style="text-align: justify;">
17. Birdsong – Sebastian Faulks </div>
<div style="text-align: justify;">
18. Buszujący w zbożu – Jerome David Salinger </div>
<div style="text-align: justify;">
19. Żona podróżnika w czasie (Zaklęci w czasie) – Audrey Niffenegger</div>
<div style="text-align: justify;">
20. Miasteczko Middlemarch – George Eliot</div>
<div style="text-align: justify;">
21. Przeminęło z wiatrem – Margaret Mitchell</div>
<div style="text-align: justify;">
22. Wielki Gatsby – Francis Scott Fitzgerald</div>
<div style="text-align: justify;">
23. Samotnia (Pustkowie) – Charles Dickens</div>
<div style="text-align: justify;">
24. Wojna i pokój – Lew Tołstoj</div>
<div style="text-align: justify;">
25. Autostopem przez Galaktykę – Douglas Adams</div>
<div style="text-align: justify;">
26. Znowu w Brideshead – Evelyn Waugh </div>
<div style="text-align: justify;">
27. Zbrodnia i kara – Fiodor Dostojewski </div>
<div style="text-align: justify;">
28. Grona gniewu – John Steinbeck </div>
<div style="text-align: justify;">
29. Alicja w Krainie Czarów – Lewis Carroll </div>
<div style="text-align: justify;">
30. O czym szumią wierzby – Kenneth Grahame</div>
<div style="text-align: justify;">
31. Anna Karenina – Lew Tołstoj</div>
<div style="text-align: justify;">
32. David Copperfield – Charles Dickens</div>
<div style="text-align: justify;">
33. Opowieści z Narnii – Clive Staples Lewis</div>
<div style="text-align: justify;">
* Lew, czarownica i stara szafa</div>
<div style="text-align: justify;">
* Książę Kaspian</div>
<div style="text-align: justify;">
* Podróż Wędrowca do Świtu</div>
<div style="text-align: justify;">
* Srebrne krzesło</div>
<div style="text-align: justify;">
* Koń i jego chłopiec</div>
<div style="text-align: justify;">
* Siostrzeniec czarodzieja</div>
<div style="text-align: justify;">
* Ostatnia bitwa </div>
<div style="text-align: justify;">
34. Emma- Jane Austen</div>
<div style="text-align: justify;">
35. Perswazje – Jane Austen </div>
<div style="text-align: justify;">
36. Lew, Czarownica i Stara Szafa – CS Lewis</div>
<div style="text-align: justify;">
37. Chłopiec z latawcem – Khaled Hosseini</div>
<div style="text-align: justify;">
38. Kapitan Corelli (Mandolina kapitana Corellego) – Louis De Bernieres</div>
<div style="text-align: justify;">
39. Wyznania Gejszy – Arthur Golden </div>
<div style="text-align: justify;">
40. Kubuś Puchatek – Alan Alexander Milne</div>
<div style="text-align: justify;">
41. Folwark zwierzęcy – George Orwell</div>
<div style="text-align: justify;">
42. Kod Da Vinci – Dan Brown </div>
<div style="text-align: justify;">
43. Sto lat samotności – Gabriel Garcia Marquez</div>
<div style="text-align: justify;">
44. Modlitwa za Owena – John Irving</div>
<div style="text-align: justify;">
45. Kobieta w bieli – Wilkie Collins </div>
<div style="text-align: justify;">
46. Ania z Zielonego Wzgórza – Lucy Maud Montgomery </div>
<div style="text-align: justify;">
47. Z dala od zgiełku – Thomas Hardy</div>
<div style="text-align: justify;">
48. Opowieść podręcznej – Margaret Atwood</div>
<div style="text-align: justify;">
49. Władca much – William Golding</div>
<div style="text-align: justify;">
50. Pokuta – Ian McEwan</div>
<div style="text-align: justify;">
51. Życie Pi – Yann Martel</div>
<div style="text-align: justify;">
52. Diuna – Frank Herbert</div>
<div style="text-align: justify;">
53. Cold Comfort Farm – Stella Gibbons </div>
<div style="text-align: justify;">
54. Rozważna i romantyczna – Jane Austen </div>
<div style="text-align: justify;">
55. Pretendent do ręki – Vikram Seth</div>
<div style="text-align: justify;">
56. Cień wiatru – Carlos Ruiz Zafon</div>
<div style="text-align: justify;">
57. Opowieść o dwóch miastach – Charles Dickens</div>
<div style="text-align: justify;">
58. Nowy wspaniały świat – Aldous Huxley</div>
<div style="text-align: justify;">
59. Dziwny przypadek psa nocną porą (Dziwny przypadek z psem nocną porą) – Mark
Haddon</div>
<div style="text-align: justify;">
60. Miłość w czasach zarazy – Gabriel Garcia Marquez</div>
<div style="text-align: justify;">
61. Myszy i ludzie (O myszach i ludziach) – John Steinbeck</div>
<div style="text-align: justify;">
62. Lolita – Vladimir Nabokov</div>
<div style="text-align: justify;">
63. Tajemna historia – Donna Tartt</div>
<div style="text-align: justify;">
64. Nostalgia anioła – Alice Sebold</div>
<div style="text-align: justify;">
65. Hrabia Monte Christo – Alexandre Dumas</div>
<div style="text-align: justify;">
66. W drodze – Jack Kerouac</div>
<div style="text-align: justify;">
67. Juda nieznany – Thomas Hardy </div>
<div style="text-align: justify;">
68. Dziennik Bridget Jones – Helen Fielding </div>
<div style="text-align: justify;">
69. Dzieci północy – Salman Rushdie</div>
<div style="text-align: justify;">
70. Moby Dick – Herman Melville</div>
<div style="text-align: justify;">
71. Oliver Twist – Charles Dickens</div>
<div style="text-align: justify;">
72. Dracula – Bram Stoker</div>
<div style="text-align: justify;">
73. Tajemniczy ogród – Frances Hodgson Burnett</div>
<div style="text-align: justify;">
74. Zapiski z małej wyspy – Bill Bryson</div>
<div style="text-align: justify;">
75. Ulisses – James Joyce</div>
<div style="text-align: justify;">
76. Szklany kosz – Sylvia Plath</div>
<div style="text-align: justify;">
77. Jaskółki i Amazonki – Arthur Ransome</div>
<div style="text-align: justify;">
78. Germinal – Emile Zola</div>
<div style="text-align: justify;">
79. Targowisko próżności – William Makepeace Thackeray</div>
<div style="text-align: justify;">
80. Opętanie – AS Byatt </div>
<div style="text-align: justify;">
81. Opowieść wigilijna – Charles Dickens </div>
<div style="text-align: justify;">
82. Atlas chmur – David Mitchell</div>
<div style="text-align: justify;">
83. Kolor purpury – Alice Walker</div>
<div style="text-align: justify;">
84. Okruchy dnia – Kazuo Ishiguro </div>
<div style="text-align: justify;">
85. Pani Bovary – Gustave Flaubert </div>
<div style="text-align: justify;">
86. A Fine Balance – Rohinton Mistry</div>
<div style="text-align: justify;">
87. Pajęczyna Szarloty – EB White</div>
<div style="text-align: justify;">
88. Pięć osób, które spotykamy w niebie – Mitch Albom </div>
<div style="text-align: justify;">
89. Przygody Sherlocka Holmesa – Sir Arthur Conan Doyle </div>
<div style="text-align: justify;">
90. The Faraway Tree Collection – Enid Blyton </div>
<div style="text-align: justify;">
91. Jądro ciemności – Joseph Conrad</div>
<div style="text-align: justify;">
92. Mały Książę – Antoine De Saint-Exupery </div>
<div style="text-align: justify;">
93. Fabryka os – Iain Banks</div>
<div style="text-align: justify;">
94. Wodnikowe Wzgórze – Richard Adams</div>
<div style="text-align: justify;">
95. Sprzysiężenie głupców (Sprzysiężenie osłów) – John Kennedy Toole</div>
<div style="text-align: justify;">
96. Miasteczko jak Alece Springs – Nevil Shute </div>
<div style="text-align: justify;">
97. Trzej muszkieterowie – Alexandre Dumas</div>
<div style="text-align: justify;">
98. Hamlet – William Shakespeare </div>
<div style="text-align: justify;">
99. Charlie i fabryka czekolady – Roald Dahl</div>
<div style="text-align: justify;">
100. Nędznicy – Victor Hugo</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Niewiarygodne, ani jednego polskiego pisarza. Cóż, nie
docenia BBC Polaków, a przecież mamy chociażby kilka świetnych książek. Poza
tym nie zastosowano podziału na kategorie (dzieci, młodzież, dorośli), więc mam
duże zastrzeżenia co do listy. I nie tylko z powyższych powodów, bo choć nie
czytałam wszystkich z ww., znalazłam jedną, albo nawet dwie powieści, których
raczej bym nie polecała, a co dopiero wmawiać komuś, że musi je koniecznie
przeczytać. Zamiast tej lepsza jest, moim zdaniem, lista 100 książek, które trzeba
przeczytać według polskich dziennikarzy i pisarzy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jest o wiele ciekawsza i
widzę kilka lektur do nadrobienia:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
1. Aiken Joan „Pokój pełen liści”<br />
2. Andersen H.CH. „Baśnie”<br />
3. Appelfeld Aharon „Kolej żelazna”<br />
4. Beckett Samuel „No właśnie co. Dramaty i proza w przekładzie Antoniego
Libery”<br />
5. Bell Daniel „Kulturowe sprzeczności kapitalizmu”<br />
6. Bernhardt Thomas „Zaburzenie”<br />
7. Białoszewski Miron „Szumy, zlepy, ciągi”<br />
8. Bolecka Anna „Uwiedzeni”<br />
9. Böll Heinrich „Utracona cześć Katarzyny Blum”<br />
10. Borges J.L. „Fikcje”<br />
11. Bowles Paul „Pod osłoną nieba”<br />
12. Bryson Bill „Krótka historia prawie wszystkiego”<br />
13. Bułhakow Michaił „Mistrz i Małgorzata”<br />
14. Capote Truman „Śniadanie u Tiffany’ego”<br />
15. Chandler Raymond „Żegnaj, laleczko”<br />
16. Coetzee J.M. „Hańba”<br />
17. Dasko Henryk „Odlot malowanego ptaka”<br />
18. Dąbrowska Maria „Noce i dnie”<br />
19. De Beauvoir Simone „Druga płeć”<br />
20. Dostojewski Fiodor „Biesy”<br />
21. Dostojewski Fiodor „Idiota”<br />
22. Dygat Stanisław „Pożegnania”<br />
23. Eliot T.S. „Wiersze”<br />
24. Epiktet „Encheiridion”<br />
25. Fitzgerald Francis Scott „Wielki Gatsby”<br />
26. Flaubert Gustav „Pani Bovary”<br />
27. Foucault Michel „Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu”<br />
28. Fowles John „Mag”<br />
29. Gary Romain (Émile Ajar) „Życie przed sobą”<br />
30. Ginsberg Allen „Skowyt i inne wiersze”<br />
31. Gogol Mikołaj „Martwe dusze”<br />
32. Gombrowicz Witold „Dziennik”<br />
33. Gombrowicz Witold „Transatlantyk”<br />
34. Gross Jan Tomasz „Sąsiedzi”<br />
35. Heller Joseph „Paragraf <st1:metricconverter productid="22”" w:st="on">22”</st1:metricconverter><br />
36. Hemingway Ernest „Opowiadania”<br />
37. Hornby Nick „Wierność w stereo”<br />
38. Irving John „Świat według Garpa”<br />
39. Iwaszkiewicz Jarosław „Sława i chwała”<br />
40. Janosch „Cholonek, czyli dobry pan Bóg z gliny”<br />
41. Janowska Anita Halina „Mój diabeł stróż”<br />
42. Jansson Tove „Kometa nad Doliną Muminków”<br />
43. Junger Ernst „Na marmurowych skałach”<br />
44. Kafka Franz „Zamek”<br />
45. Kapuściński Ryszard „Szachinszach”<br />
46. Kąkolewski Krzysztof „Jak umierają nieśmiertelni”<br />
47. Kenzaburō Ōe „Sprawa osobista”<br />
48. Kesey Ken „Lot nad kukułczym gniazdem”<br />
49. Konwicki Tadeusz „Kalendarz i klepsydra”<br />
50. Korczak Janusz „Pamiętnik i inne pisma z getta”<br />
51. Kundera Milan „Nieznośna lekkość bytu”<br />
52. Lem Stanisław „Solaris”<br />
53. Lessing Doris „Piąte dziecko”<br />
54. Littell Jonathan „Łaskawe”<br />
55. Lovecraft Howard Phillips „Zew Cthulhu”<br />
56. Mann Klaus „Mefisto”<br />
57. Mann Thomas „Czarodziejska góra”<br />
58. Márquez Gabriel García „Sto lat samotności”<br />
59. Mickiewicz Adam „Ballady i Romanse”<br />
60. Milne A.A. „Kubuś Puchatek” i „Chatka Puchatka”<br />
61. Miłosz Czesław „Wypisy z ksiąg użytecznych”<br />
62. Müller Herta „Dziś wolałabym siebie nie spotkać”<br />
63. Myśliwski Wiesław „Nagi sad”<br />
64. Myśliwski Wiesław „Traktat o łuskaniu fasoli”<br />
65. Nabokov Vladimir „Tamte brzegi”<br />
66. Nałkowska Zofia „Medaliony”<br />
67. Orwell George „Folwark zwierzęcy”<br />
68. Oryszyn Zyta „Madame Frankenstein”<br />
69. Plath Sylvia „Szklany klosz”<br />
70. Proust Marcel „W poszukiwaniu straconego czasu”<br />
71. Prus Bolesław „Lalka”<br />
72. Puzo Mario „Ojciec chrzestny”<br />
73. Remarque Erich Maria „Na Zachodzie bez zmian”<br />
74. Roth Philip „Kompleks Portnoya”<br />
75. Różewicz Tadeusz „Wiersze”<br />
76. Rymkiewicz Jarosław Marek „Kinderszenen”<br />
77. Salinger Jerome David „Buszujący w zbożu”<br />
78. Sartre Jean Paul „Mdłości”<br />
79. Schulz Bruno „Sklepy cynamonowe”/ „Sanatorium pod Klepsydrą”<br />
80. Shaw Irwin „Pogoda dla bogaczy”<br />
81. Smith Zadie „Białe zęby”<br />
82. Steinbeck John „Grona gniewu”<br />
83. Steinbeck John „Na wschód od Edenu”<br />
84. Styron William „Wybór Zofii”<br />
85. Szekspir William „Romeo i Julia”<br />
86. Szymborska Wisława „Wiersze wybrane”<br />
87. Świetlicki Marcin „Zimne kraje”<br />
88. Tokarczuk Olga „Dom dzienny, dom nocny”<br />
89. Tolkien J.R.R. „Władca pierścieni”<br />
90. Tołstoj Lew „Anna Karenina”<br />
91. Torańska Teresa „Oni”<br />
92. Tuszyńska Agata „Rodzinna historia lęku”<br />
93. Tuwim Julian „Groch z kapustą”<br />
94. Tyrmand Leopold „Zły”<br />
95. Undset Sigrid „Krystyna córka Lavransa”<br />
96. Vargas Llosa Mario „Rozmowa w „Katedrze”<br />
97. Vargas Llosa Mario „Pantaleon i wizytantki”<br />
98. Vonnegut Kurt „Rzeźnia numer pięć”<br />
99. Woolf Virginia „Pani Dalloway”<br />
100. Woolf Virginia „Własny pokój”</div>
<div class="MsoNormal">
<o:p> </o:p></div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1614094736868072898.post-74363745977385621162017-01-11T17:21:00.000+01:002017-01-11T17:21:23.044+01:00Roland Topor, "Czarne krowy", Replika 2014<div class="MsoNormal">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX-ykjADX950rozjiYGXmCsycDYj2c7WTnnkt4eCrjd4SzVox97AXxc49Mhlm0nxF5KTNYd3tgtfNoZ4zvrYHwj7006BcYUcc-7gLs-k-QfbN5UjGoSMJAmE-qiZo7vLdmfCy3Ceqzf3vv/s1600/czarne-krowy.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX-ykjADX950rozjiYGXmCsycDYj2c7WTnnkt4eCrjd4SzVox97AXxc49Mhlm0nxF5KTNYd3tgtfNoZ4zvrYHwj7006BcYUcc-7gLs-k-QfbN5UjGoSMJAmE-qiZo7vLdmfCy3Ceqzf3vv/s1600/czarne-krowy.jpg" /></a><span style="font-size: 12pt;"></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12pt;">François</span> Rollin przez kilka tygodni głowił się, męczył, ślęczał nad stworzeniem, upiększeniem,
poprawieniem wstępu do <i>Czarnych krów</i> Rolanda Topora.
Geniusz urodzonego w 1938 roku pisarza tak go powalił, że wszelkie zdania,
twierdzenia, objaśnienia nie oddawały w pełni istoty rzeczy. Tak czytam i rozumiem go, i zastanawiam
się, czy trudzenie się nad ułożeniem wstępu mogło doprowadzać Rollina do
nieprzespanych nocy, wyżywania się na innych, człapania z kąta w kąt; czy
szukał dostatecznie mocnych, oddających sens rzeczy określeń nawet przy ladzie w sklepie spożywczym. </div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie, żebym wyśmiewała męczarnie, może to za wiele
powiedziane, Rollina, broń Boże, zastanawiam się tylko (bardzo poważnie się zastanawiam), ile czasu zajęłoby
pisarzowi doprowadzenie do ładu swojej, powiedzmy, trzystustronicowej książki,
gdyby działał na takiej zasadzie, gdyby aż tak przykładał się do swojej pracy. Co począć, sama przy pisaniu tekstu na blog często posuwam się w rytmie pracy Rollina.
Poprawki nakładają się poprawki, i to jeszcze nie to, a i w nich znalazłoby się coś do poprawki. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ech, Panie Rollin, to właściwie nie do Pana się zwracam,
tylko tak sobie, w przestrzeń, czasem dla odmiany wybieram pierwsze imię lub nazwisko z brzegu; coś trzeba robić z tymi literkami, żeby zapełnić stronę. Przeczytałam
książkę Topora kilka miesięcy temu i dopiero teraz wystukałam parę zdań na
klawiaturze (z której już dawno poznikała część literek), i nawet nie dlatego,
że pustka w głowie doskwierała aż nadto. Ale gdyby Roland Topor (No i masz, pieśń
o Rolandzie już się wlecze) umiał, jak Pan napisał, „jednym
pociągnięciem ołówka rozjaśnić całą naszą bolesną rzeczywistość”, może
nastąpiłoby rozjaśnienie, proste i jasne wytłumaczenie, postawienie faktów, a
tymczasem stoję przed piramidą egipską i piaskowa lawina wyjaśnień nie nadciąga.
Teksty Topora nie działają na mnie uskrzydlająco ani nie dają podstaw do
zatrzymania się przy nich na dłużej. Może w zasadzie nie istnieją teksty
uskrzydlające, może nie znalazłam dotąd, może jakiś był, wybył i nie pamiętam, albo wyblakł. Owszem, prostota, brak figur stylistycznych rzuca się dosadnie w
oczy. Kropka.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nagle przypadł mi w udziale kolejny dylemat, czy istnieje
etyka recenzencka. Powinna. Musi. Więc jako niby-recenzentka, czyli żadna
recenzentka, bo jak w dodatku można pisać recenzję o książce już dawno poznanej
przez świat i ocenionej... Więc inaczej. Podporządkowując się etyce, nie jestem w
stanie napisać, że Roland Topor jest geniuszem, jeśli wziąć pod uwagę <i>Czarne
krowy</i>. To nie jest odpowiedź na wstęp, to nie jest odpowiedź na Pana wstęp ani
na żaden inny. To po prostu jedno z tryliona zdań. Może znalazłoby się kilku
geniuszy, może cała masa, ale nie dostrzegam wielkości twórczości Topora. Przypomina mi filmy Woody’ego
Allena, których humoru nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem. Owszem, są…
interesujące w jakiś sposób. Praktycznie wszystko może być w jakiś sposób
interesujące, w zależności od odbiorcy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A tymczasem u Topora czarne krowy i czarne myszy występują w zastępstwie
czarnych kotów. Bohater, jadąc pociągami, zamyka oczy, oby przypadkiem na
przestrzeniach łąk nie natknąć się na przyczynę swych ewentualnych przyszłych
nieszczęść.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Cierpienie i umieranie są przeznaczeniem ludzkości.
Niemniej jednak, gdyby było mniej czarnych krów, krowie placki przeznaczone
byłyby dla innych, a ja uniknąłbym kupy nieszczęść. </i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie tylko z pierwszego opowiadania wyłania się symbol. Jazda
z zepsutym hamulcem to kolejny – symbol podróży przez życie pełne zakazów i
obowiązków, do których należy się stosować z powodów niezależnych od nas
samych. Na każdym miejscu czają się pułapki, za nami przewrażliwienie na
punkcie schodów, a wybujała wyobraźnia już szykuje następny podstęp, jak np.
klaustrofobia, choć „w dziurach też można znaleźć światło”. Szczególnie gdy się
ma na głowie hełm górniczy z lampą. Rzeczy nabierają cech ludzkich. Topor nawet
w błahostkach znajduje powód do kilku uwag, spostrzeżeń odpowiednich do sporządzenia krótkiego opowiadania czy rozważania. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Narrator i bohater zlewają się w jedną osobę, a opowiadanie o
swoich przeżyciach i rozterkach z pewnością jest jej bardzo potrzebne. Świat to zbiór przedmiotów, dziwnych, niewiele znaczących zdarzeń, absurdalnych kawałów, choć momentami wydaje się, że dla bohatera to wydarzenia stulecia. </div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tyle Topor.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="blogger-post-footer">nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn</div>kultura literhttp://www.blogger.com/profile/14200229063496118821noreply@blogger.com0