Celem Jonasza jest napisanie książki, dotyczącej współtwórcy bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę i Nagasaki, tj. Felixa Hoenikkera.
By pozyskać materiały, Jonasz zwraca się do jednego z synów wynalazcy – Newtona,
a następnie do innych osób znających zdobywcę Nagrody Nobla. Celem pisarza nie ma
być jednak zebranie danych na temat tworzenia samej bomby, ale zebranie
wiadomości odnośnie do okoliczności towarzyszących jej zrzuceniu. Powoli, od
nitki do kłębka, liczba osób znających wielkiego wynalazcę rośnie, a tym samym wzrasta zakres informacji, jakie
uzyskuje Jonasz. „Wywiad” prowadzi głównego bohatera na San Lorenzo, wyspę
opanowaną przez bokononizm, czyli religię, która wyparła tam chrześcijaństwo.
Lawina zdarzeń, jakie mają miejsce później, staje się przyczyną nieprawdopodobnego końca,
czemu zresztą winien jest kolejny wynalazek nieżyjącego już doktora, znany jedynie
wtajemniczonym.
Tak pokrótce przedstawia się treść powieści i w tym miejscu
moja rola mogłaby dobiec końca, wystarczyłoby pospisywać z książki leżącej
przede mną ołówkowe notatki tam zamieszczone, (choć nie wiem, czy to właściwe
określenie) notatki czytelnika, który przede mną, a może jeszcze wcześniej, miał
powieść w swoich rękach, ponieważ owe wpisy charakteryzuje taki zachwyt, że z
pewnością niewielu moli książkowych pozostałoby obojętnych na Kocią kołyskę. Zacytuję niektóre z nich;
może to jednak dobre wyjście. (W pewnym momencie nawet się zastanawiałam, czy
nie powymazywać wpisów, bo jeszcze ktoś mógłby pomyśleć, że to mój głęboki
podziw tam został wyrażony; a o ile mnie pamięć nie myli, tylko w jednej książce
zostawiłam swój ślad ołówkowy, który brzmiał następująco: „Nie wiem, czy ja
dłużej męczyłam się czytaniem Odysei,
czy Homer jej pisaniem”, no więc już wiadomo, o jakie dzieło chodzi, choć teraz
się zastanawiam, czy to Iliada
przypadkiem nie była… Tak, jednak Iliada,
po Odyseję sięgnęłam chyba później. Przykro mi, Homera nie doceniłam, pewnie dlatego, że postanowiłam
skończyć tekst w jeden dzień, i udało mi się, ale satysfakcji żadnej, poza tą,
że nie musiałam zagłębiać się w lekturze po raz kolejny. A książka trafiła na
półkę „Uwolnij książkę”, gdyż tam właśnie ją znalazłam; szkoda, bo to było
takie ładne stare wydanie i może właśnie leży na stercie makulatury albo zostało spalone).
Tak więc cytaty: (w cudzysłowach słowa Vonneguta, kursywą słowa
wpisane ołówkiem)
s. 20: Przy słowach: „Na świecie jest tyle miłości, że
wystarczy dla wszystkich, trzeba tylko się rozejrzeć dokoła. Ja jestem tego
najlepszym dowodem.” : Łatwo się mówi. A.
s. 27: GRUBA ŚMIECISZ!
(ten raczej nie odnośnie do książki)
s. 83: Przy słowach z Księgi Bokonona, tj. księgi
bokononistów:
„Płochy za młodu byłem i rozpustny:
Grałem, hulałem, ściskałem dziewczęta,
Taki za młodu był święty Augustyn.
Św. Augustyn
Został potem świętym;
Więc – jeśli ze mną zdarzy się to samo –
Nie zemdlej, Mamo! „ : PRZEŚWIETNE,
IRONICZNE JAK DIABLI! (nie zachwycił mnie do tego stopnia ten wierszyk, ale
gusta są różne)
s. 101: Przy kolejnym wierszyku: TE WIERSZYKI SĄ NIEMOŻLIWE… BRAWO VONNEGOT
s. 106: Przy słowach: „W rubryce <<zawód>>
napisał <<Życie>>
W rubryce <<obecne
zajęcie>> napisał <<Umieranie>>" : Cholernie prawdziwe!
s. 196: Przy kolejnym wierszyku: Brawo pacyfizm!
s. 219: Absolutnie
genialny koniec! Dokładnie!
s. 223: DORIAN LYNCHPRIESTWORM PESYMISTYCZNA, MEGAIRONICZNA
I GENIALNA POWIEŚĆ! (dalej podpis nieczytelny)
Nie jestem pewna, czy wszystkich wpisów dokonała jedna osoba,
te na temat „grubej” są napisane innym charakterem pisma, więc proszę nie brać ich
pod uwagę.
No i w tym momencie moja rola powinna się skończyć. Powieść
godna polecenia, wyposażona w fikcję, doprawiona komizmem; chociaż nieco bardziej wciągnęła mnie pierwsza
część (ponieważ podzieliłam sobie książkę na części), drugi
odcinek mniej mnie zainteresował, gdyż zahacza zbyt mocno o powieść przygodową,
a to nie mój typ od jakiegoś czasu. Muszę jednak dodać, że pomimo iż fragmenty
wymienione wyżej do mnie nie przemówiły, to znalazłam dwa inne, nad którymi
warto się na moment zatrzymać:
„Nieraz się zastanawiam, czy on nie urodził się już martwy.
Nigdy nie spotkałem człowieka, który tak mało interesował się życiem. Czasem
myślę, że to największe nieszczęście naszego świata: wśród ludzi zajmujących
najwyższe stanowiska mamy zbyt wieku nieboszczyków” (s. 57).
„Według mnie dojrzałość polega na tym, że człowiek wie,
gdzie kończą się jego możliwości” (s.152).
Drugi cytat nazbyt pesymistyczny, a trzeba zaznaczyć, że sam
autor uznał się za „totalnego pesymistę”, więc być może jest to właśnie myśl
zrodzona z pewnego negatywnego postrzegania świata.
Jeśli chodzi o okładkę, to nie bardzo rozumiem, jak ma się do treści książki; chyba tylko ten kot jest tu na miejscu, i lód, na którym siedzi.