Na początek należałoby wspomnieć, że piszę ten tekst w chwili, gdy Poznań wygląda jak miasto odbudowywane po wojnie dziesięcioletniej. Dostanie się do centrum przypomina starania ślimaka, który mimo podłączonego napędzania na cztery koła notorycznie dociera do celu z maksymalnym opóźnieniem. Żółwiata sygnalizacja świetlna może doprowadzić człowieka do palpitacji serca, a zatłoczone autobusy powodują, że odechciewa się żyć. A'propos autobusów, podobno Lech Poznań w ostatni weekend miał szansę świętować jubileusz 370. albo 270. bramki (nie jestem pewna) - o czym głośno poinformował jeden z kibiców tegoż klubu pozostałych fanów piłki nożnej w jednym z miejskich autobusów. Niestety jako niedoinformowana nie napiszę, czy zagorzali kibice opróżnili większą ilość butelek piwa niż zazwyczaj, czy też nie przekroczyli normy. Oczywiście mogłam coś pokręcić. Być może ta bramka ma paść w następnym meczu i, być może, to nie byli kibice Lecha Poznań, w każdym razie byli obwieszeni biało-niebieskimi szalikami.
Tyle o Poznaniu, z którego niedługo się wynoszę (Wielki czas!).
Tak więc na początek... o polityce...
Ostatnio pożyczyłam pewnej osobie antologię opowiadań Swoją drogą. Po jej lekturze moja znajoma oddaje mi książkę, opowiada, co sądzi o kolejnych tekstach. "Ten w porządku, tamten gorszy", etc., i kiedy dochodzi do końca książki, mówi: "A tego opowiadania Marty Mizuro nie czytałam. Jak przeczytałam tytuł - o posłach, to nawet nie zaczęłam".
Tytuł brzmiał Posłowie. Cóż, polityka - ważna rzecz, może więc nie taka daleka droga od posłowia do sejmu. I jedno, i drugie ma swoje prawa.
PS: Może na taki nie wygląda, ale tak ogólnie to jest blog literacki. Informuję, w razie wątpliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz