W jaki sposób miły,
spokojny, pracowity i zdyscyplinowany mężczyzna o nienagannym
wyglądzie mógł stać się jednym z największych zbrodniarzy
wojennych? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Berndt Rieger w
swojej książce „Zawiadowca śmierci”. O nazistowskich
zbrodniach powiedziano już wiele, napisano jeszcze więcej. Wydaje
się, że ukrytych dotąd, wychodzących na jaw krzywd nigdy nie
będzie dość. Ten temat ciągle powraca, lęgnie się jak mrówki w
swoich mrowiskach, by odkryć kolejnych winnych. Franz Novak mógłby
być zwyczajnym redaktorem, mógłby zajmować miejsce przy biurku i
pisać artykuły dla świetnie sprzedającej się gazety, a wolne
chwile mógłby poświęcić ukochanym przez siebie górskim
wspinaczkom. Tymczasem Novak wolał wspinać się po szczeblach
kariery w oddziałach służb specjalnych. Książka Berndta Riegera
to analiza życia głównego bohatera. Autor krok po kroku odtwarza
kolejne posunięcia Novaka. Proste fakty zaczerpnięte z Akt
Krajowego Sądu ds. Karnych we Wiedniu oraz z innych dokumentów
ukazują poczynania nieżyjącego już Franza Novaka, który wywiązywał się ze swojego
zadania znakomicie. Upychał do wagonów tysiące niewinnych ludzi i
patrzył, jak się duszą, tłoczą, umierają, jak ze strachu tracą
zmysły, jak ich krew leje się strumieniami.
Jaką wartość ma wypełnianie obowiązku wobec życia setek tysięcy bezbronnych ludzi?
Praktycznie żadnej. Tym bardziej zastanawiają słowa samego Novaka:
„Samych tych ludzi oczywiście żałowałem, ale to była
konieczność. Kto mógłby się wtedy z tego wykręcić?”. Nie
sposób przejść obojętnie obok takich słów, płynących z ust
samego mordercy. Berndt Rieger nie ma żadnych wątpliwości co do
tego, kim był Franz Novak. Autor podaje wszelkie dowody, świadczące
o winie człowieka postawionego na ławie oskarżonych. Rieger wydaje sąd,
a czytelnik, chcąc nie chcąc, musi przyjąć do wiadomości
przedstawione przez autora kolejne bestialstwa dokonywane na
człowieku przez innego człowieka. Dokonywane na każdym człowieku,
z którym praktycznie Franz Novak nie miał nic wspólnego. Wciąż
pozostaje tylko jedno pytanie. Dlaczego?
Skąd brali się ludzie
gotowi zabijać bez ważnej przyczyny? Kiedy rasa, kolor skóry czy
odmienne poglądy przestaną mieć znaczenie? Kiedy tolerancja wyjrzy
na światło dzienne?
Obozy koncentracyjne
pozostały miejscami, które należy zwiedzić, groby - miejscami które
trzeba odwiedzić i zapalić znicz, a pomniki – kamieniami, na
których należałoby przynajmniej od święta położyć kwiaty. A
my pozostaliśmy ludźmi. Nie ma innej opcji. O tym przypomina
„Zwiadowca śmierci”. Nietolerancja to nie wymysł, to zjawisko, które ponad pół wieku temu wzbudziło potrzebę zabijania. Odległe
czasy. Zastanawia więc jedno. Po co na okrągło o tym mówić? Może
po to, żeby można było wyobrazić sobie siebie samego pod postacią Franza Novaka i
zastanowić się, skąd bierze się brak poszanowania dla odmienności?
Nietolerancja wciąż żyje. Nie widać jej w dziennym świetle, ale
po ciemku. I czy tego chcemy, czy nie, sami możemy stać się kiedyś
jej ofiarami. Powstaje zasadnicze pytanie. Czy lepiej zginąć w
wagonie, czy stać, patrzeć i zgadzać się? Franz Novak wybrał
drugą opcję. Książka Riegera skłania nie tylko do powrotu do
przeszłości, ale także do zastanowienia się nad teraźniejszością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz