wtorek, 7 listopada 2017

Claire Fuller "Lekcje pływania", 2017

Kiedy Ingrid Coleman zaczyna brać udział w warsztatach  pisarskich Gila – wziętego pisarza – mimo że zajęcia z nauką pływania mają niewiele wspólnego, wypływa na głęboką wodę. Przystojny nauczyciel, o którym krążą plotki, że miał romans z żoną zastępcy rektora uczelni, z jego sekretarką, a nawet że jest homoseksualistą albo że szuka ofiar wśród swoich studentek, burzy plany, które  Ingrid snuła wspólnie z przyjaciółką Louise (spokojnie, to nie duet Thelma i Louise w reż. Ridleya Scotta). A jest ich wiele: wyzwolone studentki postanawiają odrzucić wszystko, co mogłoby je krępować,  a więc mężczyzn, dzieci i domy, nie mieć żadnych zobowiązań i natychmiast po ukończeniu studiów wyruszyć w podróż, żeby zerknąć, co zaoferuje świat. Skandal (romans studentki z nauczycielem) nie tyle wisi w powietrzu, co materializuje się w zastraszającym tempie, kiedy Ingrid zamiast poznawać życie u boku przyjaciółki, poznaje je dzięki skutecznym zabiegom Gila. Kilkanaście lat później Gil odkrywa w gromadzonych przez siebie książkach listy od zaginionej Ingrid, adresowane do niego. A te obnażają przed czytelnikiem gorzką prawdę o związku młodej dziewczyny i niemłodego nauczyciela akademickiego.


Lekcje pływania, jak to z pływaniem bywa, mają swój dobrze wyrobiony rytm – wydarzenia teraźniejsze przeplatają się z przeszłymi – autorka ilustruje niewidoczne dla świata sekrety bycia żoną znanego pisarza. Składać hołdy jakiemuś artyście tylko dlatego, że jest sławą, to nieco żenujące. Ale oto przed nami ów wielki wspaniały,  przed którym na wieczorach autorskich ustawiają się kolejki miłośniczek jego książek, a głównie miłośniczek jego najbardziej znanego dzieła (na wspomnienie treści którego płoną ze wstydu policzki dzieci pisarza), by tylko superartysta XXI wieku wyrył swoim niewiecznym piórem ślad w ich dopiero co nabytym egzemplarzu książki, a najlepiej (jak wynika z wyznań niektórych oczekujących) poczynił dalsze podchody, prowadzące do zacieśnienia więzów damsko-męskich. A tuż przy nim albo nieco w oddali jego żona – szara myszka – ta, którą uwiódł w jej czasach studenckich i jednym namiętnym latem zamknął całą resztę jej studenckich lat, a raczej lat niedokończonych.

Zwykle byłam zbyt zajęta przy dziewczynkach, żeby chodzić z Tobą na większość Twoich spotkań z czytelnikami. „Nie będzie ci się podobało”, mówiłeś zwykle. I dodawałeś: „Pełno na nich nudnych, zapatrzonych w książki ludzi, sterczących wokół i gadających zbyt długo o sobie samych”. Udało mi się kiedyś wyrwać na jeden z Twoich wywiadów w telewizji: dziesięć minut z Tobą, zasiadającym wygodnie w fotelu, i z gośćmi na widowni w telewizyjnym studiu na żywo. Przed Tobą na stoliku szklaneczka whiskey.
[…] Oczarowałeś wszystkich: pracowników studia, publiczność, rektora prowadzącego wywiad (i mnie); wszyscy śmiali się lub cichli na zmianę, przysłuchując się każdemu wypowiedzianemu przez Ciebie słowu. Byłam taka z Ciebie dumna! Zachwycali się Tobą, Twoją książką, Twoimi historyjkami i Twoim wyglądem.

Trzeba przyznać, że Claire Fuller nieźle opisała tę właśnie sytuację, która przypomina scenę z filmu Sylvia – gdy kobiety obecne na odczycie Teda Hughesa, bo żeńska część przeważa, z zachwytu składają ręce, słuchając w skupieniu wygłaszanego przez poetę wiersza, a z tyłu przy drzwiach stoi Sylvia Plath i obserwuje „ceremonię” uwielbienia. Poza tym Lekcje pływania motywem żony pisarza trochę przyrastają do znakomitej książki Philipa Rotha Cień pisarza, choć obydwa teksty znacznie się od siebie różnią, ale problem ten sam.

Fuller w zasadzie daje lekcję przedmałżeńską. Wymienia wszystkie pułapki, jakie czyhają na żonę pisarza –w wypadku, gdy pisarz, albo inna znakomitość, okazuje się kobieciarzem – pułapki, jakie czyhają na kobietę, a właściwie jedną pułapkę. Znalezienie się w niej, poprzedzone uroczymi scenkami, nie zawsze gwarantuje kontynuację idylli w przyszłości. Zabawa się kończy, a zdobycz musi spojrzeć prawdzie w oczy i w napięciu wyczekiwać kolejnej nieoczekiwanej niespodzianki. Zdobywczyni nagrody Desmonda Elliota umiejętnie, choć może płynąc po trochę płytkiej wodzie, przedstawia zagubienie Ingrid, przemawiając głosem samej bohaterki, która wprost, bez owijania w bawełnę kolejno przypomina wszystkie przekroczone przez Gila granice, a z drugiej strony autorka zmusza do zastanowienia, czy ten niegodziwiec Gil istotnie zasłużył na karę, jaka go poniekąd spotkała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz