W opowiadaniu Śmierć
urzędnika Antoniego Czechowa główny bohater Iwan Dmitrycz Czerwiakow
podczas oglądania operetki kichnął, parskając przy tym na siedzącego tuż przed
nim dyrektora departamentu komunikacji. Dmitrycz tak się przejął tym, że swoim
nietaktownym postępkiem mógł zrazić do siebie urzędnika, że przepraszał go dwa
razy, ale mimo przyjęcia przeprosin przez urzędnika i natychmiastowego puszczenia w niepamięć całej
sprawy, „winowajca” wciąż obawia się najgorszego, dlatego
następnego dnia ponownie spieszy przeprosić poszkodowanego, po czym jeszcze
bardziej strwożony, że popełnił większy od poprzedniego występek, kolejnego
dnia znów pędzi z przeprosinami, aż zirytowany jego najściami dyrektor wypędza
go, a zdruzgotany Dmitrycz umiera.
Ta groteskowa sytuacja poniekąd przypomina wydarzenia ze Zgiełku czasu, choć nie tak tragiczne w
skutkach, a może jednak jeszcze tragiczniejsze - dotyczą przecież niemal równie
absurdalnego, ale cięższego przewinienia niż kichnięcie, przewinienia wpisanego
do zawieszonego na rosyjskim nieboskłonie „zeszytu wykroczeń nieprzyjaciół
komunizmu” towarzysza Stalina, za panowania którego ponoć „nawet jabłonie rosły
odważniej” – przyjąwszy, że owe jabłonie to nie rosyjski lud. Mianowicie towarzysze
Stalin, Mołotow, Mikojan i Żdanow z loży rządowej oglądają Lady Makbet mceńskiego powiatu, do której muzykę skomponował Dmitrij
Dmitrijewicz Szostakowicz, ale orkiestra zajmująca miejsce w loży reżyserskiej – tuż pod rządową,
ze zdenerwowania gra coraz głośniej i niezgodnie z pierwotnym zamierzeniem, aż
rządzący, którym pewnie od hałasu puchną uszy, jeden po drugim, opuszczają teatr.
Niezaprzeczalnym staje się fakt, że muzyka Szostakowicza rozdrażniła władzę; wkrótce też
zostaje uznana za niepodążającą ścieżką sztuki radzieckiej, a dodatkowo w
„Prawdzie” pojawia się krytykujący ją artykuł Chaos zamiast muzyki, w którym chaosem, a dalej kwakaniem,
wzdychaniem i sapaniem określono kompozycje Szostakowicza i dodano przestrogę,
że cała jego zabawa „może się źle skończyć”. Z repertuaru zostają usunięte opery
i balety tego „bezpartyjnego bolszewika”, któremu dodatkowo odbiera się źródło
utrzymania i któremu wmawia się, że był świadkiem rozmowy o zamachu na życie
Stalina. Dotychczasowi piewcy talentu Szostakowicza raptem odwracają się od
niego i z przymusu przyklaskują, a jeśli nie przyklaskują, to na pewno zgadzają
się z państwową krytyką, bo nie wypada inaczej w kraju, gdzie, jak może
wszędzie, „najstarszym marzeniem artysty jest pomóc rozkwitnąć duszom”, ale
gdzie też inżynierowie owych rosyjskich i uległych w tamtym okresie dusz czynią
sztukę jałową, czemu trzeba się poddać ze względu na bezpieczeństwo własne i bliskich.
Wszystko to staje się dla kompozytora podstawą do podjęcia
radykalnych środków. Groźba, która nad nim zawisła, czyli przeczucie, że NKWD
lada dzień pojawi się w jego domu, każe mu przyjąć stan gotowości, dlatego żeby
nie dopuścić do spotkania mundurowych ze swoją żoną i z córką, każdej nocy
przez kilka kolejnych dni, ze spakowaną walizką przy boku, czeka przed windą na
ich przybycie. Przedsięwzięte środki zapobiegawcze, nie bezpodstawne jak w Śmierci urzędnika, okazują się jednak na
razie niepotrzebne. Ale to nie koniec historii twórcy muzyki do filmu Turbina 50 000.
Nieprzychylność górnodowodzących nieco blaknie, gdy pewien
dziennikarz określa kolejny utwór kompozytora – V Symfonię, „twórczą odpowiedzią radzieckiego artysty na słuszną
krytykę”, ale dopiero VII Symfonia,
której „antyfaszystowskie przesłanie [ponoć] rozbrzmiało na całym świecie”,
rzeczywiście pozwala mu wrócić do łask, a przynajmniej kontynuować proces twórczy,
choć pod czujnym okiem „partyjnych biurokratów i potulnych muzykologów”, a w
konsekwencji stawia przed nim większe cele – wierne, mało stanowczo odrzucane
przez Szostakowicza, służenie komunistycznej władzy z pierwszego z
„uprzywilejowanych” rzędów, a niechby i niezgodnie z samym sobą, a niechby i
niezgodnie z prawdą – byle, zgodnie z zarządzeniem, uczynić kraj matką wszystkich odkryć i wynalazków –
„po pierwsze dlatego, że to Rosja, gdzie urojenia są na porządku dziennym”, a przy okazji oczyścić potężny naród z wad, chociaż, mimo usilnych zabiegów, nie dało się
nigdy wyeliminować z Rosjan prawdziwego rosyjskiego smutku, a tej właśnie starej
rosyjskości nienawidzi władza i na jej miejsce wmusza nową optymistyczną
radzieckość, dlatego również Szostakowicza
należało uczynić radosnym, dlatego jego muzyka musiała też dawać radość, choćby
i przymusową, i musiała charakteryzować się prostotą i realizmem. Zapobiegliwa
władza uświadamia światu, że obywatele, z Szostakowiczem na czele, są absolutnie zgodni z jej ideami.
Bohater podpisuje swoim nazwiskiem podkładane mu pod nos artykuły, czyta
napisane za niego teksty, zdradza siebie, własną muzykę, ideały i w tym
wszystkim nie jest w stanie nawet wyskoczyć na terenie wolnej Ameryki –
jedynego ratunku – z okna w przygotowaną przez Amerykanów sieć, by zyskać
amerykańską wolność. To ciągłe poddawanie się naciskom, uleganie, wybieranie
między mniejszym złem, wyrzucanie sobie nieumiejętności sprzeciwienia się
wykańcza kompozytora; wloką
się za nim samobójcze myśli, ale nigdy nie zdobędzie się na ten krańcowy
krok. „Odwaga siedzi na krześle podszytym strachem” – jak pisał Hłasko, tymczasem
w komunistycznej Rosji „tchórzostwo to kariera na całe życie […] wymaga
nieustępliwości, wytrwałości, niechęci do zmiany – co w pewien sposób czyni z
niego rodzaj odwagi”. Szostakowicz całkowicie zatraca własne sumienie, kiedy
Stalina zastępuje kolejny władca. Uświadamia sobie, że śmierć, którą
gwarantowałoby mówienie prawdy, byłaby lepsza niż życie, które zaczyna mu
zagrażać, bo „żywych da się jeszcze upodlić”. Ucieka w rodzinę, miłość, muzykę,
broni się ironią.
Czasem zastanawia się tylko: „Czy naprawdę koniecznie trzeba
było zabijać tych wszystkich inżynierów, generałów, naukowców, muzykologów? Czy
koniecznie trzeba było w imię rewolucji zsyłać miliony do obozów, robić z ludzi
niewolników i zmuszać ich, by zapracowali się na śmierć, stosować terror,
wymuszać fałszywe zeznania […]”
Julian Barnes, który twierdzi, że „żeby pisać, musisz
przekonać samego siebie, że jest to nowa droga nie tylko dla ciebie, ale i dla
całej historii[i], zgodnie z własnym wskazaniem dał historii
powieści nową drogę – historię opartą na biografii znanego rosyjskiego
kompozytora, uznawanego za największego symfonika XX wieku. Brytyjski
powieściopisarz stworzył wirtuozerski pokaz odwagi życia w warunkach
przekraczających możliwości ludzkiej psychiki.
Lektura absolutnie wyjątkowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz