czwartek, 13 kwietnia 2017

Anna Hope, "Sala balowa", Świat Książki, Warszawa 2017


Władze zakładu dla obłąkanych Sharston mylnie pojmują swoją misję. Zamiast leczyć wyłącznie chorych psychicznie, zagarniają dla swojego więzienia również tych, którym przydarzyło się małe wykroczenie lub nieplanowany, nieszkodliwy dla otoczenia incydent. Uspokajają niepokornych, przetrzymywanych w dusznych pomieszczeniach, raz, a dobrze, przy pomocy krzyków i bicia. Zdrowi stają się tutaj chorymi i jak ci drudzy wegetują od dnia do dnia, przez jednakową codzienność. Nagrodą za niewychylanie się jest uczestnictwo w piątkowych tańcach na olbrzymiej sali balowej wypełnionej brzmieniem muzyki klasycznej, i właśnie tam, w miejscu, gdzie życie człowieka zdusza się jak kawałek papieru, John spotyka Ellę.
Historia ich miłości, rozgrywająca się w 1911 roku, stanowi główny wątek powieści, to jej finału wypatruje najbardziej czytelnik. Melodramat na papierze, od czasu do czasu trącany nieosiągalnym na dobre powiewem wiatru z wrzosowisk.
Jednak o wiele bardziej fascynuje historia doktora Charlesa i podjęty w niej temat eugeniki, szkoda że nie rozwinięty szerzej. Oddany muzyce klasycznej Charles, dla którego zakład stał się prawdziwym rajem, ma większe ambicje: przyczynić się do rozwoju nauki i rozsławić szpital, negując poglądy, jakoby chorych należało poddawać sterylizacji celem zapobieżenia katastrofie narodowej, czyli ich rozmnażaniu się, i udowodnić, że muzyka to element korzystnie wpływający na podopiecznych, pomocny w ich powrocie do normalnego życia, a następnie, w nagrodę za dobre wykonanie zadania, uścisnąć rękę Churchilla – zwolennika sterylizacji Brytyjczyków.
Ruch eugeniczny przyciągał też inne osoby z politycznej półki.   

Brak inicjatywy, brak kontroli i całkowita nieobecność właściwego postrzegania są przyczynami skrajnej nędzy o wiele istotniejszymi niż te rzekome natury ekonomicznej. Jak proponują Państwo rozwiązać ten problem? - czytamy zacytowany przez autorkę fragment.

Zaproponowałabym jego twórcy skupienie się na własnej całkowitej nieobecności właściwego postrzegania. Takim komentarzem należałoby poczęstować też autorów kolejnych absurdalnych poglądów: najlepsi sędziowie i adwokaci byliby bez wątpienia także najlepszymi sportowcami, członkowie źle opłacanej klasy [społecznej] są przeciętnie z natury mniej zdolni niż ci lepiej opłacani, a czytanie zdaje się niebezpieczne dla kobiecego umysłu (rozumiemy, że w przypadku męskich umysłów takie niebezpieczeństwo absolutnie nie istnieje, i nie przyjmujemy tego do wiadomości).   
To nie jest sala balowa Titanica, ale sala balowa samowystarczalnego statku Sharston, na którym kobiety zajmują się praniem, a mężczyźni pocą się na polach – choć może to jedyna odrobina wolności, i przy kopaniu grobów dla przyszłych odeszłych. Gdy praca cichnie, biedakom dostarcza się odrobinę muzyki klasycznej, jedzenia, spania, okien bez widoków, czekania na kolejny piątkowy wieczór. Zatonięcie łajby dla niektórych oznaczałoby wyzwolenie.

Gdy ludzi z dołów opuszczają dusze, kończą tutaj [w szpitalu psychiatrycznym]. Ale gdy z ludźmi z góry dzieje się to samo, robią się niebezpieczni.

Momentami ma się ochotę na podrasowanie stylu, ale mimo to Anna Hope wykonała niezłą robotę, połączyła historię z fikcją, a gdy przyszła pora, może podobnie jak Virginia Woolf (w filmie Godziny), zastanawiała się, kogo uśmiercić, w wyniku czego osiągnęła należyty efekt – zdeptanie człowieka w całej pełni. Nawet nie tego jednego. Niektórzy czytelnicy pewnie oczekiwaliby bajkowego zakończenia, ale widać nie tym razem… Efekt nie byłby tak mocny.
Rzeczywisty West Riding of Yorkshire funkcjonował od 1888 do 2003 roku. Autorka wyjaśnia, że nie odtworzyła wiernie warunków w nim panujących, a do napisania książki skłonił ją fakt, że w zakładzie od 1909 roku do 1918 przebywał jej prapradziadek. Wymysłem nie jest też wspaniała sala balowa, cmentarz ze zbiorowymi mogiłami i niestety, nie są nim propozycje selekcji ludzi.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz