Władze zakładu dla obłąkanych Sharston mylnie pojmują swoją
misję. Zamiast leczyć wyłącznie chorych psychicznie, zagarniają dla swojego
więzienia również tych, którym przydarzyło się małe wykroczenie lub
nieplanowany, nieszkodliwy dla otoczenia incydent. Uspokajają niepokornych, przetrzymywanych
w dusznych pomieszczeniach, raz, a dobrze, przy pomocy krzyków i bicia. Zdrowi
stają się tutaj chorymi i jak ci drudzy wegetują od dnia do dnia, przez
jednakową codzienność. Nagrodą za niewychylanie się jest uczestnictwo w
piątkowych tańcach na olbrzymiej sali balowej wypełnionej brzmieniem muzyki
klasycznej, i właśnie tam, w miejscu, gdzie życie człowieka zdusza się jak
kawałek papieru, John spotyka Ellę.
Historia ich miłości, rozgrywająca się w 1911 roku, stanowi główny
wątek powieści, to jej finału wypatruje najbardziej czytelnik. Melodramat na
papierze, od czasu do czasu trącany nieosiągalnym na dobre powiewem wiatru z
wrzosowisk.
Jednak o wiele bardziej fascynuje historia doktora Charlesa
i podjęty w niej temat eugeniki, szkoda że nie rozwinięty szerzej. Oddany
muzyce klasycznej Charles, dla którego zakład stał się prawdziwym rajem, ma większe
ambicje: przyczynić się do rozwoju nauki i rozsławić szpital, negując poglądy,
jakoby chorych należało poddawać sterylizacji celem zapobieżenia katastrofie narodowej,
czyli ich rozmnażaniu się, i udowodnić, że muzyka to element korzystnie
wpływający na podopiecznych, pomocny w ich powrocie do normalnego życia, a
następnie, w nagrodę za dobre wykonanie zadania, uścisnąć rękę Churchilla –
zwolennika sterylizacji Brytyjczyków.
Ruch eugeniczny przyciągał też inne osoby z politycznej
półki.
Brak inicjatywy, brak
kontroli i całkowita nieobecność właściwego postrzegania są przyczynami
skrajnej nędzy o wiele istotniejszymi niż te rzekome natury ekonomicznej. Jak
proponują Państwo rozwiązać ten problem? - czytamy zacytowany przez autorkę fragment.
Zaproponowałabym jego twórcy skupienie się na własnej całkowitej
nieobecności właściwego postrzegania. Takim komentarzem należałoby poczęstować
też autorów kolejnych absurdalnych poglądów: najlepsi sędziowie i adwokaci byliby bez wątpienia także najlepszymi
sportowcami, członkowie źle opłacanej
klasy [społecznej] są przeciętnie z
natury mniej zdolni niż ci lepiej opłacani, a czytanie zdaje się niebezpieczne dla kobiecego umysłu (rozumiemy, że
w przypadku męskich umysłów takie niebezpieczeństwo absolutnie nie istnieje, i
nie przyjmujemy tego do wiadomości).
To nie jest sala balowa Titanica, ale sala balowa samowystarczalnego
statku Sharston, na którym kobiety zajmują się praniem, a mężczyźni pocą się na
polach – choć może to jedyna odrobina wolności, i przy kopaniu grobów dla
przyszłych odeszłych. Gdy praca cichnie, biedakom dostarcza się odrobinę muzyki
klasycznej, jedzenia, spania, okien bez widoków, czekania na kolejny piątkowy
wieczór. Zatonięcie łajby dla niektórych oznaczałoby wyzwolenie.
Gdy ludzi z dołów
opuszczają dusze, kończą tutaj [w szpitalu psychiatrycznym]. Ale gdy z ludźmi z góry dzieje się to
samo, robią się niebezpieczni.
Momentami ma się ochotę na podrasowanie stylu, ale mimo to Anna
Hope wykonała niezłą robotę, połączyła historię z fikcją, a gdy przyszła pora,
może podobnie jak Virginia Woolf (w filmie Godziny),
zastanawiała się, kogo uśmiercić, w wyniku czego osiągnęła należyty efekt –
zdeptanie człowieka w całej pełni. Nawet nie tego jednego. Niektórzy czytelnicy pewnie oczekiwaliby bajkowego zakończenia, ale widać nie tym razem… Efekt nie byłby tak
mocny.
Rzeczywisty West Riding of Yorkshire funkcjonował od 1888 do
2003 roku. Autorka wyjaśnia, że nie odtworzyła wiernie warunków w nim
panujących, a do napisania książki skłonił ją fakt, że w zakładzie od 1909 roku
do 1918 przebywał jej prapradziadek. Wymysłem nie jest też wspaniała sala
balowa, cmentarz ze zbiorowymi mogiłami i niestety, nie są nim propozycje
selekcji ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz