Być może dlatego, czytając Się, od razu odnosi się wrażenie, że
bohaterem opowiadań jest sam autor. Mamy wędrowca, gitarę, puste drogi, parę
przypadkowych osób. Mamy człowieka, który nic nie tłumaczy, a jednocześnie sam
sobie próbuje wytłumaczyć wszystko. Owo „wszystko” zawiera się w monologach Się.
Każdy aspekt życia urasta do niewyobrażalnych granic, które trzeba zbadać od
początku do końca, aby się dowiedzieć, że nadal stoi się w tym samym
miejscu. Jak gdyby prozaik zamierzał zawrzeć
w zdaniach całe życie, streścić cały jego sens. Tylko komu się to udało?
Teksy Stachury emanują niedającym się opisać
spokojem. To jedno słowo ciśnie się na usta i
wyprzedza wszystkie inne.
„[…] trudno jest żyć – to zawsze możemy powiedzieć,
umarłych nie raniąc, nie będąc wobec nich, wobec pamięci o nich niedelikatnymi […]”.
Być może. Jednak pamięć o Edwardzie Stachurze
wciąż niezmiennie utrzymuje się w jego tekstach, nie raniąc poety, nie będąc
wobec niego niedelikatną. Się stanowi pomnik pamięci. To może się wydawać
nieprzeciętne, to może się wydawać banalne, dla niektórych nawet bezsensowne,
ale to zawiera myśli. Myśli – może jedną z najważniejszych rzeczy, których nie
musimy nikomu oddawać, a jeśli to czynimy, to tylko dla przyjemności, dla
wyrażenia swoich poglądów, dlatego żeby nie wydawać się nudnymi, żeby coś jednak
jeszcze powiedzieć… odpowiedzieć. Tymczasem Stachura raczej nie rzucał słów na
wiatr, zdaje się, że przelewał je na papier, może się wydawać, że wyłącznie one były dla niego
ważne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz