niedziela, 11 grudnia 2016

Charles Dickens, "Tajemnica Edwina Drooda", Replika, Zakrzewo 2015

Tajemnica Edwina Drooda Charlesa Dickensa to tajemnica zaginięcia młodego człowieka, który już jako dziecko przyrzeczony został Róży Bud – sierocie zamieszkującej aktualnie pensję panny Twinkleton. Ani Róża nie jest jednak zainteresowana Edwinem jako przyszłym mężem, ani młody architekt panienką, choć wokół nie brakuje innych mężczyzn, którym podopieczna Grewgiousa nie jest obojętna. Wydaje się, że skoro wszystko już ustalone, historia przebiegnie podobnie jak w przypadku Kmicica i Billewiczówny, tymczasem bohaterowie - na pierwszy rzut oka biernie podporządkowujący się powziętej lata temu decyzji - postanawiają wziąć sprawy we własne ręce, a kiedy już do tego dochodzi, Drood ginie, oczywiście (napiszę, jak zwykło się pisać) w tajemniczych okolicznościach.

Obawiam się, że to nudne streszczonko zainteresuje niewielu, nie lepiej z początkiem powieści, bo ten jest niczym jazda pociągiem z przeciągającym się wypatrywaniem mocniej posklejanych wątków (bo każda śrubka tu od czegoś innego), które na szczęście zaczynają się właściwie wraz z wsiąknięciem tytułowego bohatera.

Zdaje się, że narrator swoimi słownymi wyczynami postanowił zabawić słuchaczy, co czasami zyskuje wręcz przeciwny skutek, trafniejsze byłoby dążenie do odcięcia czytelnika od rzeczywistości, uczynienia z niego słupa, który z otwartymi ze zdumienia ustami tylko czeka na każde kolejne zdanie. Niestety autor świetnie znanej większości moli książkowych Opowieści wigilijnej raczej obrał inne środki zaradcze. Doskonale wychodzi mu natomiast charakterystyka postaci, od razu wiadomo, kogo utknąć do jakiej szufladki; nieco irytują dialogi – jakby patetycznie wygłaszane momentami mowy, przeznaczone tylko i wyłącznie dla osób trzecich, zbyt ugrzecznione. Może odrobinę męczy też wyidealizowanie ze wszech miar postaci głównej bohaterki. Ale prawie wszystko do pewnego stopnia wygładza klimat epoki wiktoriańskiej. Dickens z namiętnością reżysera wprowadza czas teraźniejszy, aż wypadałoby stwierdzić, że początkowo jego zamierzeniem było napisanie scenariusza, co też podpowiada wprowadzony na początku wykaz i opis postaci. Dodatkowo otrzymujemy lekki humor, i nasuwa się może nieuzasadniona uwaga, że książka o wiele bardziej nadaje się do głośnego niż do cichego czytania, tyle tu dialogów, a nawet wskazań, które słowa należy zaakcentować.

Czy po przeczytaniu niedokończonej powieści Charlesa Dickensa można stwierdzić, że pisarz sprawdził się jako twórca kryminałów? Wyjaśnienie nagłego zaginięcia Drooda nasuwa się zbyt szybko, ale do książki załączono trzy różne wersje ostatecznych zakończeń, więc to, które nasunęło się mnie, nie musi o niczym przesądzać. Trudno odpowiedzieć na zadane wyżej pytanie, ale jeśli ktoś jest zainteresowany, chętnie oddam książkę. Fanów Dickensa proszę o informację w komentarzu.

Co ciekawe, niektórzy, jak Artur Conan Doyle, Raymond Chandler czy George Bernard Show, wciąż pragną rozwikłać pośmiertną zagadkę, ponieważ Dickens zmarł podczas tworzenia powieści, a czytelnicy ukazującego się w odcinkach tekstu pozostali niepocieszeni. Obstawiam, że, co tu dużo mówić, bardziej brakiem dalszego ciągu Tajemnicy niż śmiercią pisarza.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz