Niesamowite, z
jaką łatwością Patrick Süskind w krótkim opisie spadania połączył ze sobą trzy
prawidłowości fizyki, czyli I prawo Galileusza, dotyczące czasu przebytej drogi,
II prawo Galileusza, dotyczące prędkości przebytej drogi, oraz prawo siły
ciężkości; choć nie tego oczywiście dotyczy książka, ale taki zarys procesu
spadania z podtekstem fizycznym (w znaczeniu fizyki jako nauki) znajduje się w
pierwszym rozdziale książki.
Narrator stosunkowo krótkiej powieści przedstawia historię pana Sommera, ujętą z
perspektywy własnego dzieciństwa – w ten sposób można by streścić tekst; można
by, lecz wówczas byłoby to streszczenie zbyt ogólne, albowiem narrator pierwszoosobowy,
a zarazem bohater, tyle samo miejsca, o ile nie więcej, poświęca opisowi
swoich przeżyć, nawiasem mówiąc niezmiernie ciekawych, ograniczając jednak informacje,
które mogłyby przyczynić się do dokładniejszego poznania historii pana Sommera.
Bo czego właściwie dowiadujemy się na temat tytułowego bohatera? Otóż wiemy, że
pan Sommer prawie nieustannie chodzi, z nikim nie zamienia słowa, poza kilkoma
zdaniami wypowiedzianymi w biegu, prawdopodobnie cierpi na klaustrofobię, i właściwie to koniec informacji.
A tu, w tym miejscu, chowa się punkt główny powieści, jak sugeruje tytuł. Tak
więc albo autor nadał niewłaściwy tytuł, albo, co jest niestety prawdopodobnie
jedynym odpowiednim wyjaśnieniem, opowiadający
przekazał zapamiętane wydarzenia z przeszłości z punktu widzenia obserwatora, a
po części postronnego uczestnika, i nadanej sobie roli zmieniać nie zamierzał.
Tyle jedynie ma do powiedzenia, ile zobaczył, nie jest narratorem
wszechwiedzącym, a więc jego wiedza jest, jak dla mnie, zbyt ograniczona, bo
kiedy powieść się kończy, czytelnik (tzn. ja, inni być może nie) czuje pewien
niedosyt. Dobra, pisarz powiedział kilka słów o panu Sommerze, ale tylko kilka;
stanowczo zbyt mało i tym sposobem ukazał postać pana Sommera zanadto ogólnikowo. Te parę ujęć,
w których został zaprezentowany pan Sommer, nie zaspokaja ciekawości odbiorcy,
więc ja bardzo proszę pana Patricka Süskinda, żeby zechciał zamienić się na
jakiś czas w narratora wszechwiedzącego i żeby ukazał postać pana Sommera z
zupełnie innej perspektywy. Oczywiście, rozumiem, że niektórym wystarcza taka
zdawkowa prezentacja, ale mnie niestety nie. Więc, mówiąc szczegółowo: chcę poznać
biografię pana Sommera, dowiedzieć się, jaki był cel jego nieustannego
chodzenia, chcę poznać biografię żony pana Sommera, poznać biografię małżeństwa
Sommerów, a ogólnie rzecz biorąc, najlepszym wyjściem byłoby przeprowadzenie przez
autora analizy postaci bez pomijania najdrobniejszych
szczegółów. Gdyby więc Patrick Süskind przypadkiem trafił na tę recenzję, jeśli
można te wypociny nazwać recenzją, i jeśli, co mało prawdopodobne, zna język polski,
co jeszcze mniej prawdopodobne (oczywiście w żadnym wypadku nie kwestionuję tu faktu, że autor może znać nasz skomplikowany sposób wysławiania się), niech łaskawie weźmie pod uwagę
moje uwagi. Apeluję również do wydawnictwa Świat Książki, aby z łaski swojej
skontaktowało się z wyżej wymienionym i w jego ojczystym języku, najlepiej za
pośrednictwem jego agenta, przedstawiło mu moje skromne żądanie.
Panie Süskind,
napisać książkę to naprawdę nie jest nic trudnego, o czym Pan oczywiście
doskonale wie, jako że jest Pan autorem Pachnidła, znanego bestsellera, dodam
(tzn. mnie akurat nieznanego, a l e jak na razie znanego z nazwy).
A ponadto
polecam książkę wszystkim, bez ograniczeń wiekowych. Świetna lektura z
ilustracjami autorstwa Jeana-Jacquesa Semplé (ech, te francuskie literki ze znaczkami!).
Jeden dzień w zupełności wystarczy, by
zapoznać się z nią od początku do końca. Co prawda, czytając powieść, odnosi się
wrażenie, jakby momentami dorosły narrator przybierał postać narratora niepełnoletniego,
czyli małego chłopca; ale to drobny detal, pomijając oczywiście wątek pana
Sommera, który, jak już wspomniałam, uważam za niedomknięty.
*Tekst pisany w godzinach
wieczornych, tak więc informuję, że w tych
godzinach nie odpowiadam za popełnione nieumyślnie błędy logiczne i inne. Jednym
słowem, a raczej sześcioma słowami: tego może nie dać się czytać.
Sprawdzę ten tytuł w mojej bibliotece :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń