Poniższy post tak sobie tu leży od lat kilku i dopiero teraz dał mi się we znaki. Teraz, czyli gdy przypadkiem zauważyłam, że cały czas jest tekstem w wersji roboczej. Pochodzi z roku 2014 i o niczym specjalnym, jak zwykle zresztą, nie mówi:
Ponieważ obecnie jestem zajęta Henrykiem, (przez moment zastanawiałam się, czy pisze się "Henryk" czy "Hendryk") i nieczęsto ostatnio robię coś innego, dlatego niestety raczej rzadko tu zaglądam, żeby nie powiedzieć, że nie zaglądam w ogóle. A Henryk, jak to Henryk - głowę człowiekowi zaprząta, o czym może zaświadczyć Stefan Żeromski:
"Józef opowiadał mi rzecz następującą. Był raz w zimie t. r.
w Staszowie, miał interes na poczcie, czekał tam więc. Razem z nim czekało na
przyjście poczty ze dwudziestu szewców, czeladników, sklepikarzy – czekali na <<Słowo>>. Gdy poczta przyszła, urzędnik pocztowy zaczął czytać <<Potop>> na głos… Ci
ludzie czekali tam parę godzin, oderwawszy się od pracy, aby usłyszeć dalszy
ciąg powieści. Nie darmo mówią, że naród zdaje rachunek przed Sienkiewiczem z
uczuć polskich. Jest to objaw znamienny. Sam widziałem w Sandomierskim, jak
wszyscy, tacy nawet, którzy nigdy nic nie czytają, dobijali się o <<Potop>>.
Książki kursują, rozbiegają się błyskawicznie. Niebywałe, niesłychane
powodzenie."*
Cóż, Józefowi nie wierzyć nie wypada. Dobrze tylko, że w dzisiejszych czasach poczty nie są takie zawalone, bo przyszłoby z pół dnia stracić na stanie i czekanie, żeby wysłać jeden mały list.
Niestety jest też niefortunna dla Henryka wiadomość: "Potop" już nie wzbudza sensacji... no chyba że kogoś zaleje, wówczas jak najbardziej. Ale, jak wiadomo, są wyjątki :).
A warto też przytoczyć opinię Djorde (mniejsza o nazwisko; gdyby ludzie nie wymyślali tak skomplikowanych słów, życie byłoby prostsze):
„Opowiadała mi o tym
pewna stara nauczycielka. W pierwszych latach naszego wieku objęła ona posadę
na zapadłej wsi w zachodniej Serbii. Prowadziła również wiejską bibliotekę i
wypożyczała chłopom książki do czytania. Pewnego dnia przybiegła do niej
zrozpaczona chłopka z pretensją: <<Na miłość boską, nauczycielko, cóż to za
książki dałaś mojemu mężowi? Zupełnie zwariował! Czas brać się do pracy, a on
wstaje wczesnym rankiem, książkę pod pachę i – pod gruszkę. O wszystkim
zapomniał, o domu, o bydle, o pracy. Zupełnie mi chłop zwariował!>>. Nauczycielka nie wiedziała, co począć, ale chłop nie rozstał się z książkami,
dopóki ich nie przeczytał. Były to dwa tomy "Ogniem i mieczem".**
Tak. To by było na tyle, ale nie zaszkodzi jeszcze zacytować opinii Andrzeja Stawara na temat jednego epizodu z "Quo Vadis":
Powalenie tura przez Ursusa Stawar porównuje do „chwytów
stosowanych w walce japońskiej dżudo":
[…] "Jedynym śladem realizmu jest to, że
człowiek dobiegł do byka ukosem. Natomiast trudno sobie wyobrazić powolne osadzanie
byka, jak to opisuje Sienkiewicz […] Jeden ruch łba wystarczyłby, aby go odrzucić
daleko. Cudem prawdziwym byłoby to, że Ligia wyszła cało, padając z bykiem na
piasek.”***
Ja rozumiem, że w powalenie byka, który waży np. 700 kg, raczej trudno uwierzyć, ale jak ktoś ma na imię Ursus (taki model ciągnika, zdaje się, produkowano), no to m o ż e się da. W dawnych czasach podobno takie sytuacje naprawdę się zdarzały, ale gdzieś mi się zapodział odpowiedni cytat, więc dowodu na to nie podam.
To tyle z najciekawszych recenzji, jakie znalazłam, jeśli na coś jeszcze wpadnę, dam znać.
*S. Żeromski, Dzienniki. t. 3, Warszawa 1956, s. 195.
** Djorde Zivanovic , Sienkiewicz w literaturach serbskiej i chorwackiej. [w:] Henryk Sienkiewicz. Twórczość i recepcja światowa, red. A. Piorunowa, K Wyka, Kraków 1968, s. 377-378.
*** Andrzej Stawar, Quo Vadis, Krzyżacy [w:] Pisarstwo Henryka Sienkiewicza, Warszawa 1960, s. 263-304. (hmm... zapomniałam zapisać strony)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz