Dorota Masłowska, Dusza światowa, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.
Agnieszka
Drotkiewicz pragnęła, żeby „Dusza
światowa” była pewnym głosem w sprawie,
może pewną prośbą o inny sposób rozmowy. To jest ważne, myślę, że trzeba
podkreślić fakt, iż bezmyślne multiplikowanie konfliktu naprawdę jest
niebezpieczne.
Czy ów zamysł
się spełnił? Dorota Masłowska zabiera głos w sprawie, a dokładniej w wielu
sprawach, przy akompaniamencie, albo raczej odpowiadając na pytania, dyskutując,
odnosząc się do tez pytającej, lecz jak się okazuje (czytając opinie niektórych
recenzentów) niewystarczająco nowatorsko, niewystarczająco dorośle. Nie na to
czekała opinia publiczna. Popis „własnomyślowy” w wykonaniu Masłowskiej przedstawiał
się w jej wyobraźni nieco inaczej. Jak? Nie mnie o to pytać.
Zamiast wywiadu rzeką płynącego publika otrzymała rozmowę dwóch znających się, wydaje się, że nawet lepiej niż dobrze, kobiet; rozmowę, która miejscami przybiera formę pogawędki na ważne i mniej ważkie tematy. Z poglądami autorki Wojny polsko-ruskiej można się zgadzać, można wnosić sprzeciw i dopuszczalne jest również potraktowanie ich jak mijającego nas, nic nieznaczącego przechodnia.
Zamiast wywiadu rzeką płynącego publika otrzymała rozmowę dwóch znających się, wydaje się, że nawet lepiej niż dobrze, kobiet; rozmowę, która miejscami przybiera formę pogawędki na ważne i mniej ważkie tematy. Z poglądami autorki Wojny polsko-ruskiej można się zgadzać, można wnosić sprzeciw i dopuszczalne jest również potraktowanie ich jak mijającego nas, nic nieznaczącego przechodnia.
Pomijając takie
sensacje jak chociażby ta, że Dorota Masłowska nie posiada konta na Facebooku, kojarzącego jej się z Rokiem 1984 Orwella, nie prowadzi blogu,
unika najbardziej obleganych wydarzeń kulturalnych, książek czytanych przez
wszystkich, tylko z tego powodu że wszyscy je czytają, pochłania kolejne
numery „Prześlij Przepis” czy wypowiada niezbyt
pochlebne zdania na temat czasopism typu „Viva”, trzeba uwzględnić o wiele
ważniejsze punkty zawarte w książce. Próżno szukać w tekście skandalicznych
zwierzeń, jeśli czytelnik miał na nie chrapkę. Zamiast kilkuwarstwowego tortu z
nadmiarem lukru znajdujemy wielotematyczne danie garnkowe a’la Masłowska.
Pisarka wypowiada się m.in. na temat wnętrz artystów: […] wielu twórców, których znam lub znałam, nie umiało żyć bądź nie umie żyć: ich nadwrażliwość na własną osobę, coś, co bym nazwała pokręceniem, czy też […] może „niestandardowa budowa psychiki” powoduje straszne zawirowanie w sferze osobistej i twórczość staje się produktem ubocznym, ucieczką od życia. Zresztą daleko nie trzeba szukać – ja sama byłam zawsze taką osobą (s. 42), tłumaczy, czym niekiedy pachnie pisarstwo: […] zawód pisarza mieści się chyba gdzieś między zawodem misyjnym a szarlataństwem. […] Chociaż na przykład taki Paulo Coelho, jemu jakoś udaje się figurować po obydwu stronach medalu. Strasznie szarlatani, ale koniec końców wielu ludziom te jego oszukaństwa robią bardzo dobrze. […] czują się pokrzepieni […] (s. 62-63), broni literatury łatwej, lekkiej i przyjemnej: […] nie pamiętamy, że często autorkami są panie, które mają potrzebę podzielić się jakąś swoją historią i swoje pisanie głęboko przeżywają. I że wielu innym kobietom takie opowieści są właśnie potrzebne do życia, a nie James Joyce (s. 67). Znakomicie zdaje sobie sprawę, jakiego rodzaju aspekty zamieniają człowieka w konsumenta: […] Pieniądze są groźne, Warszawa jest groźna, bo tu człowiek zaczyna myśleć takimi kategoriami jak wszyscy: mieć ładne mieszkanie, mieć komfort, spokój, ładnie wyglądać, jeździć na fajne wakacje (s. 69).
Pisarka wypowiada się m.in. na temat wnętrz artystów: […] wielu twórców, których znam lub znałam, nie umiało żyć bądź nie umie żyć: ich nadwrażliwość na własną osobę, coś, co bym nazwała pokręceniem, czy też […] może „niestandardowa budowa psychiki” powoduje straszne zawirowanie w sferze osobistej i twórczość staje się produktem ubocznym, ucieczką od życia. Zresztą daleko nie trzeba szukać – ja sama byłam zawsze taką osobą (s. 42), tłumaczy, czym niekiedy pachnie pisarstwo: […] zawód pisarza mieści się chyba gdzieś między zawodem misyjnym a szarlataństwem. […] Chociaż na przykład taki Paulo Coelho, jemu jakoś udaje się figurować po obydwu stronach medalu. Strasznie szarlatani, ale koniec końców wielu ludziom te jego oszukaństwa robią bardzo dobrze. […] czują się pokrzepieni […] (s. 62-63), broni literatury łatwej, lekkiej i przyjemnej: […] nie pamiętamy, że często autorkami są panie, które mają potrzebę podzielić się jakąś swoją historią i swoje pisanie głęboko przeżywają. I że wielu innym kobietom takie opowieści są właśnie potrzebne do życia, a nie James Joyce (s. 67). Znakomicie zdaje sobie sprawę, jakiego rodzaju aspekty zamieniają człowieka w konsumenta: […] Pieniądze są groźne, Warszawa jest groźna, bo tu człowiek zaczyna myśleć takimi kategoriami jak wszyscy: mieć ładne mieszkanie, mieć komfort, spokój, ładnie wyglądać, jeździć na fajne wakacje (s. 69).
Jak natomiast
prezentuje się w jej oczach miasto? […] miasto
jest jak teatr […] wynika z zagęszczenia, jest wymuszony nadmiarem jednostek
[…] wydaje się kompletnie absurdalny:
cały ten spektakl ubrań, gestów, systemu poruszania się. […] na wsi ubranie służy tylko do ubrania, do
tego, żeby nie było ci zimno i żeby
deszcz cię nie zmoczył – pan Wojtek chodzi w damskich spodniach i jako osoba
nic na tym nie traci. W Warszawie ludzie chodzą po parku ze swoimi psami
niewiadomojakiej rasy o imieniu Xavier Fabienne, a suka pana Wojtka nazywa się
Pies (s. 179-180). I mimo negatywnego osądu naszej stolicy Masłowska
uwielbia wtapiać się w tłum niczym światowa dusza.
Może, a nawet na
pewno, Dorota Masłowska otrzymała Nike, może, a nawet na pewno, przyznano jej Paszport „Polityki” i może… a nawet na pewno, przedstawiła swoje myśli, czy się z nimi zgadzamy, czy nie.
Kiedy czytałam jednak co niektóre bardzo ostre recenzje Duszy światowej, zaczęłam się zastanawiać, czy cały ten proces krytykowania wywiadu, nieważne wywiadu rzeki czy wywiadu morza, nie jest czymś wymuszonym, nienaturalnym (i nie dotyczy to jedynie książki Masłowskiej), ponieważ to już nie jest niezgadzanie się z czyimiś poglądami, ale ocenianie atrakcyjności ludzkich myśli, i stwierdziłam, że nie istnieje ani jedno słowo wypowiedziane przez publiczną osobę, któremu nie można byłoby wystawić należytej cenzurki. Rola recenzenta upodabnia się do funkcji belfra. Oto Jaś wywołany do odpowiedzi daje prawidłową odpowiedź, lecz niewystarczająco nowatorską, atrakcyjną i mierną oratorsko, mimo że za jej pomocą przedstawił swoje zdanie, a że komuś nie przypadło do gustu... Zupełnie jakby zadanie odpowiadającego nie polegało na prezentacji własnych przemyśleń, ale na odkrywaniu nieznanych lądów, a może na ujawnieniu powalającej wszystkich na kolana niekonwencjonalnej literackiej tezy np. z dziedziny teorii literatury. Literacki światek domaga się fenomenu. Pytanie brzmi: co nowego da nam
Masłowska? Nic? Jak to nic? Pisarka z dwoma literackimi nagrodami? Nie chowa
niczego w zanadrzu? Żadnej życiowej myśli na miarę Einsteina?
Czy oczekujący się
oby nie przeliczyli? Rola pisarza nie polega na wypowiadaniu błyskotliwych zdań, dotyczących własnych osobistych doświadczeń czy przemyśleń, ale na pisaniu
książek. Pisarz nie musi udowadniać, że posiadł bardziej intrygujące poglądy na
świat ani też że jest lepiej poinformowany od swoich kolegów/koleżanek po
fachu, że trzyma ukryte w szufladzie skuteczniejsze rady reformatorskie na
Polskę, na kulturę, socjologię, służbę zdrowia, etc., że potrafi uzasadnić swoje
racje nietuzinkowymi argumentami, ponieważ nawet nie musi takimi dysponować.
Jednak nie można zaprzeczać, że każda książka może podlegać ocenie, nawet telefoniczna. Niestety...
W każdym razie Dusza światowa to już nieco przestarzała nowość, albowiem 22 maja nakładem Wydawnictwa Literackiego ukaże się Jak zostałam wiedźmą. Opowieść autobiograficzna dla dorosłych i dzieci - pierwsza książka dla dzieci autorki Pawia królowej.