piątek, 15 sierpnia 2014

T. T. Thomas, "Ja - James Dean. Prawdziwa historia największego idola Ameryki lat 60.", Warszawa 1991.

Jego głębokie pragnienie sławy przemieniło go w ciągu niemal jednej nocy z prostego chłopaka z farmy w wytrawnego aktora i artystę. Jego nieustępliwe poszukiwanie miłości zjednało mu wielu przyjaciół, ale nie uwolniło od samotności. Jego gwałtowna natura pchała go od jednego szaleństwa do drugiego, aż w końcu doprowadziła do zguby – czytamy notę wydawcy. 


Życie Jamesa Deana było tak samo lakoniczne jak książka o nim, autorstwa T. T. Thomasa. Droga do sławy aktora, który zbyt wcześnie zakończył swoje życie, ginąc w wypadku samochodowym, nie wyglądała jednak wcale tak prosto, jak mogłoby się wydawać. Ciągłe wypatrywanie odpowiednich drzwi, które zaoferują mu drogę do kariery, stało się pasmem bolesnych doświadczeń, a niepowodzenia zwiększyły poczucie braku wiary w siebie i  przyczyniły się do depresji. Żaden odniesiony sukces nie stanowił dla Deana szczytu ambicji. Każde osiągnięcie, nieważne w jakiej dziedzinie, skreślał, zanim na dobre się rozpoczęło. Odwiecznym rywalem stała się dla niego przeszłość, dlatego wybierał strach, wychodząc mu naprzeciw. Bez ustanku gnał przed siebie, ponieważ wyłącznie taka taktyka pozwala zagłuszyć bolesne, wciąż na nowo roztrząsane uczucia. Szczęście innych wzbudzało w nim nienawiść, a okaleczona psychika dawała o sobie znać na każdym kroku.

W rzeczywistości to on sam ociągał się z nawiązaniem bliskiej znajomości z kimkolwiek, gdyż czuł, że za mało ma do zaoferowania. Bał  się też, że wyjawiając prawdę o sobie, co było nieuniknione przy bliższych kontaktach, ujawni swoje zepsucie i beztalencie (s. 93).

Kiedy w końcu, po wystąpieniu w filmie Buntownik bez powodu, został dostrzeżony i z dnia na dzień zaczęły otaczać go flesze fotoreporterskich aparatów, uzmysłowił sobie, że nawet ten sukces nie stanowi klucza do wolności, nawet sława nie ma mocy wypełnienia gnieżdżącej się wewnątrz pustki. Wszelkie okoliczności towarzyszące przełomowemu wydarzeniu w życiu Deana, zamiast do radości, doprowadzały go do irytacji. Oblegający tłum chciał wielkiego Jamesa, a mały Jimmy pragnął wyłącznie wyzwolenia, nie jedynie od publiki, lecz przede wszystkim od wszechogarniającej samotności i od ciągłego poczucia winy. Za agresywnym, niepokornym Deanem nieustannie ciągnęło się bolesne wspomnienie matki, natomiast sam artysta wciąż obwiniał się o jej śmierć. Niechciany przez ojca tłukł się w blasku kamer, zaś poznawane kobiety pogłębiały tylko jego niegojące się rany, ponieważ żadna z owych kobiet nie potrafiła obronić go „przed złem”, a tym bardziej ta, która była wiernym odbiciem pani Dean.
 „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść” – śpiewał Grzegorz Markowski. Dean zawsze schodził z niej przedwcześnie, a za ostatnim razem postarały się o to estradowe deski ulicy, stawiając przed nim znak STOP i spychając go do miejsca przeznaczonego dla widzów.
Kim był Jimmy Dean? Nie mam pojęcia. Obserwowanie człowieka za szybą ekranu to zbyt mało, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, słuchanie informacji o nim to również zbyt mało, nawet przeczytanie powieści biograficznej wnosi niewiele więcej.

Kim w takim razie był James Dean, posiadający też drugie imię - Byron, nadane mu przez matkę w nadziei, że jej syn wyniesie choć trochę z artystycznego talentu wielkiego Byrona?

Nie sądźcie mnie jako Jamesa Byrona Deana. Jestem tym, kogo chcieliście we mnie zobaczyć, postaciami, które grałem. Jestem młody, samotny i zagubiony. Jestem częścią każdego z was, was, którzy mnie znacie (s. 137).     

Jeśli powołać się na Epilog książki, to nie życie, a śmierć przyniosła bohaterowi filmu Na wschód od Edenu popularność. Po wypadku szczątki samochodu, w którym zginął Dean, stały się obiektem kultu. Zaczęto tworzyć fankluby i wysyłać listy do nieboszczyka, a ich autorzy nierzadko byli przekonani, że idol, z którym się utożsamiali, wciąż żyje.

Biograficzna powieść poświęcona Deanowi mieni się kilkoma barwami. Jedna istotnie schyla się ku powieści biograficznej, druga zawiera w sobie suchy, dziennikarski ton, a trzecia dryfuje po psychologicznych falach, na których autor dokonuje analizy psychiki głównego bohatera. Naturalnie diagnoza Thomasa pozwala czytelnikowi lepiej poznać Deana, a ponadto całość jest upamiętnieniem wielkiego aktora. Jednak gatunkowa wielostronność przyczynia się do tego, że powieść traci bardzo dużo ze swej strony artystycznej. Zbyt wiele tu niedopełnienia; krótkie opisy sytuacji powodują pewien niedosyt, a narratorskie tłumaczenia uczuć Deana można by nazwać nadwyżką wprowadzoną w słusznej sprawie.


Książka została napisana dwa lata po śmierci Deana, a w Polsce ukazała się 34 lata później.  

2 komentarze:

  1. This is a topic which is close to my heart... Best wishes!

    Exactly where are your contact details though?



    Here is my webpage ... Judy neinstein

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ten temat kogoś interesuje.. Niestety znam angielski tak słabo, że musiałam skorzystać ze słownika. Jeśli chodzi o kontakt (bo o ile się nie mylę, mowa tu o kontakcie do mnie, ale nie jestem pewna) to jest u góry w zakładce. Kontaktu do Jamesa Deana niestety nie posiadam, ale to chyba oczywiste, nie tylko dlatego, że obecny jego adres to adres jakiegoś cmentarza.

      Usuń