poniedziałek, 30 czerwca 2014

Ludwik Bohdan Grzeniewski, "drobiazgów duch wspaniały i powietrzny...", Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973

Literatura - tu sprawdza się nawet stare prognozy pogody…


Tytuł książki Ludwika Bohdana Grzeniewskiego, „drobiazgów duch wspaniały i powietrzny…” może zmylić czytelnika i narzucić mu podejrzenie, że tych kilka tytułowych słów stanowi nawiązanie do poezji Michała Aleksiejewicza Kuźmina. Podtytuł: Szkice o  realiach literatury w pewnym stopniu rozjaśnia sprawę zawartości lektury, lecz wciąż niewystarczająco. Ostatecznym ratunkiem staje się zapoznanie się z treścią dzieła, po które, chcąc nie chcąc, byłam zmuszona sięgnąć, a właściwie zamówić, ponieważ teksty czytane z przymusu lub długo poszukiwane często drzemią sobie spokojnie w bibliotecznych magazynach do czasu, aż jakaś nawiedzona dusza zostanie skazana na zainteresowanie się nimi. A szkoda, ponieważ gdyby owe „archaiczne” księgi leżały zwyczajnie na półkach, niewykluczone, że byłyby częściej zauważane. Tymczasem tkwią w niedostępnym miejscu i człowiek nie znajduje sposobu, żeby się do nich dostać, a co więcej nie ma pojęcia o istnieniu większości z nich. Chociaż! Jedna, jedyna rada polega na zostaniu pracownikiem biblioteki i wtedy… hulaj duszo wśród starych szpargałów, wiecznie skrywanych przed światem, a niekiedy niezwykle interesujących. Może dobre wyjście stanowiłoby założenie Biblioteki Książek Nieczytanych/ Zapomnianych, w której wszelkie wydzielające dziwny zapach karty byłyby jawnie dostępne, zamiast skrywać się w nie wiadomo gdzie znajdującym się magazynach. A nuż trafiłaby się któremuś pasjonatowi książek jakaś fascynująca lektura, niczym ślepej kurze ziarno?

Jednak, jak to zwykle bywa, odbiegam od tematu… podczas gdy duch wspaniały i (nie wiem czemu) powietrzny (nie rozeznaję o jakim duchu mowa, ponieważ nie zabrałam się do interpretacji wiersza Kuźmina) czeka.
Szkice, jak wyjaśnia autor, pisane były w latach 1966-1972 (poza jednym, napisanym wcześniej). Dodam, że autor to znany poeta i prozaik, twórca wielu szkiców i esejów, m.in. Warszawy w „Lalce” Prusa czy Warszawy Aleksandra Gierymskiego.
Tym razem książkę napisałem szkicami, a nie szkice zebrałem w książkę. Stąd spójność obok tematycznej różnorodności. Stąd podział na części: cztery razy po dziewięć.

W tym momencie niemal wszystko wydaje się jasne, jednak podział na części ominę, ponieważ szkice zamiast w rozdziały rysują mi się tu w jedną wielką całość.
Początek książki traktuje o literackich omyłkach, choć nie brak mowy o nich również dalszych tekstach.

Gafy układają się w świecie literatury jak archipelagi wysp na ziemskich oceanach – czytamy na stronie ósmej – Wielkie i małe, ciągną się łańcuchami, formują w przedziwne konstelacje, implikują wzajemnie jak Mozambik z Madagaskarem. Ileż radości daje ich wykrycie. Oto John Smith, który może przyganić Szekspirowi; oto Jan Kowalski wykrywający gafy w dziełach wieszczów. Ogromna, jakże ludzka pociecha, że nawet słońca nie są bez plam.

Grzeniewski, który, zdaje mi się, sam specjalizował się w wykrywaniu pisarskich omyłek, może poszczycić się szeroką wiedzą na temat owego „archipelagu gaf literackich”. A trzeba przyznać, że niemało ich w literaturze i nie jedynie u mniej poczytnych twórców, ale także u pisarzy większego kalibru.
Na początek Grzeniewski wspomina o pomyłkach Homera, który np. w Iliadzie uśmierca podczas bitwy Pylajmenesa, a następnie w jednej ze scen wskrzesza go. Z kolei Szekspira raczej nie pasjonowała geografia, historia czy filozofia, jak przypuszcza autor, a dowodem na to jest chociażby umieszczenie w Juliuszu Cezarze zegara. Mickiewicz z kolei uczynił ze zjawisk przyrody istny kogel-mogel. W jego Panu Tadeuszu przyroda kpi sobie z pór roku i wyprawia, co jej się żywnie podoba, począwszy od szparagów występujących w czasie żniw. Natomiast Sienkiewicz nie zdawał sobie sprawy m.in. z tego, że w czasie oblężenia Jasnej Góry w 1655 r. obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej nie było w klasztorze. Niewybaczalnym dla niektórych może okazać się fakt, że kolejny powieściopisarz – Prus, umieścił w Faraonie (który bodajże zawiera największą ilość błędów) platynę i pomarańcze, odkryte dopiero w XVIII wieku, a z kolei Flaubert nie wiedział, że za czasów Hannibala wielbłądy nie spacerowały w Kartaginie.

Co poza tym?

Niegdyś – powiedziała Agata Christie na zakończenie obrad – pisanie i czytanie powieści kryminalnych było rozrywką. Dzisiaj dziedzina ta wymaga wszystkowiedzących autorów i czytelników nie nazbyt biegłych w nauce (cyt. za Grzeniewski, s. 16).  

Świetnie powiedziane. Nie zaszkodziłaby owym artystom, jak sugeruje Grzeniewski, również znajomość ptasich obyczajów. Ta dziedzina życia, mimo że w zasadzie tak  prosta, staje się niezwykle trudna, gdy dotknie jej człowiek z lichą wiedzą o stworzeniach latających. Grzeniewski poświęca dużo uwagi temu problemowi, ale nie stroni także od innych.
Pisze m.in. o „woltyżerkach publicystów”, w odniesieniu do Chłopca z Biblią Borowskiego, oraz o Oziminie Berenta, z której usunięto trzecią figę. Wspomina o własnym szkicu Krótki suplement do „Żywego wiązania”, zamieszczonym we „Współczesności”, a poświęconym pomyłkom znajdującym się w książce Igora Newerlego. Wyjaśnia, kto przejął od księcia Kazimierza Poniatowskiego pomysł z wanną – podarunkiem dla Agnieszki Truskolaskiej. Zastanawia się, co zostałoby jeszcze ze spuścizny Mickiewicza, gdyby nie pewien wrześniowy dzień roku 1855, podczas którego poeta puścił z dymem wiele swoich notatek. A ponadto mowa także o zwyczaju łuskania pestek słonecznika, o ulicach wysypanych jego łuskami oraz o słonecznikowych polach.    
Najwięcej miejsca zajmują jednak szkice poświęcone Lalce oraz jej, wspomnianemu już, autorowi. Mamy więc tekst o „niewłasnych” pomyłkach Prusa, dociekania nad pierwowzorem postaci Ochockiego, podrozdział o Chałubskim i Baranowskim – dwóch lekarzach z powieści, istotnie znanych autorowi Lalki. Dalej rozważania nad tym, czy Rzecki mógł jechać z Pragi do Warszawy zwiniętym mostem, któremu to problemowi Grzeniewski poświęcił zapewne niemało czasu, podobnie jak wiele godzin musiał stracić, by dowiedzieć się, jak wyglądał stan pogody w Wielką Środę 17 kwietnia 1878 r. Albowiem tego dnia:

[…] panna Izabela już siedziała w otwartym powozie wraz ze swoją nieodstępną towarzyszką, panną Florentyną. Po Alei chodziły wiosenne powiewy roznosząc tę szczególną, surową woń, która poprzedza pękanie liści na drzewach i ukazanie się pierwiosnków; szare trawniki nabrały zielonkawego odcienia; słońce grzało tak mocno, że panie otworzyły parasolki. – Śliczny dzień – westchnęła panna Izabela patrząc na niebo, gdzieniegdzie poplamione białymi obłokami (cyt. za Grzeniewski, s. 100).

Tylko czy na pewno słońce grzało?
Badania sięgają zenitu (ale jeśli dla badacza literatury tego typu wiedza jest istotna, nie mam nic przeciwko…)
Mimo powieściowych błędów Grzeniewski przyznaje, że Lalkę czyta się wielokrotnie i nie należy w swym twierdzeniu do wyjątków.

Ilekroć był zaziębiony lub poboliwały go zęby, albo się kochał nieszczęśliwie, Jacek stosował przeciwko dolegliwościom ciała i duszy lekturę tej powieści. Lek nie zawodził. Arcyproza Prusa działała skuteczniej niż proszki aspiryny. Ostudzała gorączkę, uspokajała nerwy, regulowała bicie serca (Wokulski Stefan Godlewski)[i].

[…] książki jego towarzyszyły mojej młodości, a i dziś, gdy mi smutno lub nudno, najlepszym jest dla mnie lekarstwem zażycie paru rozdziałów "Lalki" (Antoni Słonimski)[ii].

A jak wspomina się bohatera głównego – literata zapewniającego lek na bolączki w postaci kolejnych części sztuki poskładanej ze słów? Aleksander Głowacki został zapamiętany jako miły pan w ciemnych okularach, rozdający dzieciom cukierki. „Taki niepozorny, zasuszony dziadek o wyglądzie zakrystianina…” , z poczuciem humoru i… ciętym językiem. Miły pan, którego pisarki pytały o zdanie odnoście do swoich tekstów, a pośród nich autorka Trędowatej.

Szkice Grzeniewskiego?
Hmm… Po tej lekturze zastanawiam się, jak się dostać do archiwum bez posiadania odpowiedniego wykształcenia.

A błędy literackie i inne? Nie ma człowieka, który ich nie popełnia.  





[i] cyt. za Grzeniewski, s. 174
[ii] tamże