czwartek, 30 maja 2013

Antonio Muñoz Molina "Beltenebros" DOM WYDAWNICZY REBIS 2000

Powieść Antoniego Muñoza Moliny - Beltenebros, nazwałabym prozą hermetyczną, w znaczeniu szczelną, tj. taką, w której każdy wątek dokładnie powiązany jest z sąsiadującym i nie da się pomiędzy nie nic więcej wstawić; prozę całkowicie zapełnioną, a zapełnioną słowami głównego bohatera Darmana. Być może mniej zauważa się to w końcowych rozdziałach, gdzie akcja biegnie szybciej, co nie znaczy, że w rozdziałach początkowych akcja się ślimaczy (oczywiście tak pomyślą czytelnicy preferujący literaturę łatwą i przyjemną). Darman opowiada swoją historię w specyficzny sposób, niczym lekarz przeprowadzający analizę niektórych fragmentów swego dawnego życia oraz analizę ludzi, z którymi zetknął się w przeszłości, jak gdyby chciał lepiej ową przeszłość zrozumieć lub lepiej zaprezentować ją czytelnikowi. A wspomniana przeszłość nierozerwalnie łączy się z teraźniejszością.
Darman – zawodowy morderca – otrzymuje zlecenie zabicia kolejnego człowieka w „swojej niewątpliwej karierze”, lecz po dogłębnym zapoznaniu się z życiem przyszłej ofiary, okazuje się, że ta nie jest mu tak całkiem obca. A kiedy do do fabuły zostaje wmieszana kobieta, za którą mężczyźni płacą tylko po to, żeby ją zobaczyć, wszystko zaczyna się supłać. Darman, starając się za wszelką cenę rozwiązać supełki i poznać prawdziwą tożsamość obiektu westchnień wielu mężczyzn, tożsamość osoby, która kogoś mu przypomina, a której kochanka powinien pozbawić życia, odkrywa całkiem nieprzewidywalną prawdę, związaną z nim samym.
Jedyna w swoim rodzaju tajemnicza atmosfera, dostępna być może tylko w „realiach Hiszpanii epoki frankistowskiej”, jak informuje opis na okładce, ponieważ istotnie realia kojarzą się z ciemnymi barami, mafijnymi porachunkami, palonymi powoli cygarami, z facetami w garniturach w lakierkach na wysoki połysk oraz z ukrytym w kieszeni marynarki pistoletem; a w tle tego wszystkiego wielka miłość. Walka  o władzę i pieniądze. Atmosfera absolutnie nieprzystająca do polskich realiów (całe szczęście), ale może dlatego taka wciągająca.

Znakomity styl, nie wspominając o tym, że drugie zdanie powieści liczy ponad 100 słów, tj. połowę strony. 

niedziela, 12 maja 2013

"Rozkład jazdy. 20 lat literatury Dolnego Śląska po 1989 roku", pod red. Jacka Bieruta, Wojciecha Browarnego, Grzegorza Czekańskiego, Fundacja na rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza, Wrocław 2012.





Rozkład jazdy to tytuł nieco ryzykowny, jeśli wziąć pod uwagę potencjalnych czytelników, tj. osoby zainteresowane bądź związane w jakikolwiek sposób z  literaturą lub też niezainteresowane, a zmuszone w jakikolwiek inny sposób do pogłębienia swojej wiedzy na tematy współczesnego pisarstwa. Fraza, jakby nie było, w sam raz dla kontrolerów biletów, pracowników PKP, PKS-u czy MZK. Już słyszę pogłoski obiegające dworce autobusowe i kolejowe: "Świetnie, nowy rozkład jazdy, słyszeliście? Tylko o czym oni, do licha, piszą na prawie 800 stronach". Nowy i, być może, tym razem zaspokajający potrzeby wszystkich klientów jednego z powyższych przedsiębiorstw. Niestety, zmartwią się klienci PKP, PKS-u czy MZK, ponieważ Rozkład jazdy nie gwarantuje lepszych niż obecne połączeń międzymiastowych ani też miejskich, gwarantuje za to pewnego rodzaju nowość w zakresie dzieł naukowych poświęconych zagadnieniom literackim, o czym informuje podtytuł: 20 lat literatury Dolnego Śląska po 1989 roku, zapisany drobnym druczkiem, identycznym jak ten na ulotkach reklamowych, zachwalających prezentowane nań towary czy usługi, drukiem ukrywającym za pomocą swego maciupeńkiego rozmiaru informacje prawdopodobnie najważniejsze, acz niekorzystne dla nabywców. Podobnie historia wygląda z  omawianą tu książką; informacja najważniejsza została przedstawiona tak, że zakładam, iż mało kto zwróci na nią uwagę, nie pomijając moli książkowych z wadą wzroku, a podobnie do informacji o niskorozmiarowej czcionce na ulotkach reklamowych jest to informacja jak najbardziej użyteczna, co więcej niezbędna. Takie nadanie tytułu posiada jednak swoje uzasadnienie. Jako że książkę przygotowała Fundacja na rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza, tak też ów oryginalny tytuł pochodzi z wiersza wymienionego wyżej poety.
Jednak nie tylko tytuł budzi pewnego rodzaju kontrowersje, albowiem również wnętrze książki odbiega od ogólnie przyjętych norm. Nie znajdziemy tu kolejnych szkiców poświęconych danym autorom, utrzymanych w jednakowej konwencji; obok rzeczowych artykułów wskazujących na elementy najważniejsze w twórczości poszczególnych pisarzy, dostępne są również artykuły bardziej niż literackie szkice przypominające felietony o oryginalnym swoistym stylu oraz wywiady z niektórymi twórcami. Dodatkowym walorem jest umieszczenie na początku każdego rozdziału fragmentów tekstów omawianych artystów, dzięki czemu czytelnik zyskuje możliwość, przynajmniej w niewielkim stopniu, zapoznania się z twórczością autora, któremu poświęcono dany rozdział, co niewątpliwie stanowi ułatwienie, przede wszystkim wówczas gdy nazwisko omawianej osoby nic nam nie mówi, gdyż obok tak znanych nazwisk jak Marek Krajewski, Olga Tokarczuk czy Michał Witowski pojawiają się również się nazwiska mniej znane, a niewątpliwie zasługujące na uwagę. Dodam, że antologia zawiera nie tylko przybliżenie sylwetek kilkudziesięciu osób, ale także omówienie życia literackiego większych miast Dolnego Śląska i artystów z nimi związanych oraz szkice poświęcone czasopismom wydawanym w omawianym tu rejonie.
Redaktorzy antologii to trzej panowie (nie licząc psa, chciałoby się powiedzieć), tj. Jacek Bierut, Wojciech Browarny oraz Grzegorz Czekański, nie licząc innych autorów, którzy również przyczynili się do powstania Rozkładu jazdy, od Pawła Bernackiego poczynając a na Justynie Zimnej kończąc.
Nudzić się grubym tomiskiem raczej nie można, gdyż jeśli nawet dawka szkiców, nawet tych, które czyta się jak dobre opowiadanie, przewyższa możliwości naszego umysłu, zawsze możemy odetchnąć przy którymś z fragmentów prozy bądź wiersza; takiego jak na przykład ten:

Skoro masz mi coś do powiedzenia,
To mów teraz:


         Gdyby było inaczej
         Nie musiałbym cię grzebać
         W odświętnej marynarce
         I lakierkach na wysoki połysk.


(Krzysztof Śliwka, s. 568)     


Swoją drogą, świetne.


Na pytanie autorów, czy pozycja, która ukazała się na rynku minionego roku, jest prekursorska, daję odpowiedź twierdzącą. Moim zdaniem tak, podobnie jak zdaniem zadających powyższe pytanie retoryczne. Owo prekursorstwo sprowadza się przede wszystkim do tego, że dzieło zupełnie odbiega od innych pozycji naukowych, jakie do tej pory trafiły w moje ręce. Oczywiście zamieszczonych w książce artykułów nie można uznać za wystarczające, ponieważ solidniejsze omówienie dorobku każdego pisarza wymagałoby wielu badań i każdemu z twórców należałoby poświęcić osobną książkę.