wtorek, 22 października 2013

Grzegorz Kwiatkowski, "Radości", Biuro Literackie, Wrocław 2013.

Poezja Grzegorza Kwiatkowskiego stanowi odpowiednik treści ważnych, acz tutaj są to treści niedługie, ujęte w lakoniczne urywki myśli, prowokujące do niepoprzestawania na ich pobieżnym przejrzeniu i odprawieniu z kwitkiem zatytułowanym „na makulaturę”, ale do postawienia pytania z gatunku pytań niebanalnych, z rodzaju tych, przy formułowaniu których budzi się w nas nieznany instynkt wnikliwych obserwatorów pojedynczych ludzkich egzystencji, pytań na temat losu człowieka. Kwiatkowski stawia przed odbiorcą na pozór proste słowa, zwyczajne opowieści o nie mniej zwyczajnych ludziach, aczkolwiek też o ludziach niezwyczajnych, treści, przy których odbiorze kiełkuje jednak w czytelniku chęć krótkiego chociażby zatrzymania się i zastanowienia się nad losem niedobitków orkiestry narodowej grającej dla drobiu i dla żab (s. 12), nad panem Fryderykiem dostojnie stąpającym po rynku (s. 13), nad   Ernstem Beckerem-Lee – zmarłym tragicznie skoczkiem (s. 8), nad Dorą Drogoj, pozbawioną swojej głowy przez obcięcie.  
Gdzie schowała się pośród odcinanych głów radość, gdzie zapewniła sobie wygodne miejsce? A może ona gra drugie skrzypce, skrzypce szyderczo śmiejące się swoją muzykalnością z ojca odwiedzającego burdel, by nie wykorzystywać rodzonej córki; śmiejące się z okaleczonych, zamordowanych, nad którymi jednak wciąż postępująca jasność zwiastuje nadchodzący przecież zgodnie z harmonogramem dzień, innego harmonogramu wszak nie posiadamy.
Śmierć i ohyda życia, nad którą należy przejść z uniesioną głową, to motywy przewodnie tomiku Kwiatkowskiego, nie ma tu miejsca na egzystencję powitaną i pożegnaną ogromnym uśmiechem, jedynie ciemne sprawki, nie zawsze chowane po kątach, zmarnowani ludzie, ciągnący swoje obowiązkowe życie przemoknięte pesymizmem, i wciąż „trupy”. To słowo pojawia się tak często, aż odnosi się wrażenie, że ów nadmiar pora zastąpić innym, mniej oczywiście kojarzącym się z martwymi, wrzucanymi do piachu ciałami, wyrazem. Czy nie lepiej byłoby właśnie tak:

d e k r e t

prezydent państwa S.
po namowach tysięcy obywateli
wydał dekret
unieważniający śmierć

z dnia na dzień cmentarze zmieniono
w zieleniące się parki
zaś hospicja i szpitale
w przedszkola

stojąc na rynku
jednego z miast państwa S.
przyglądamy się
twarzom mieszkańców:
nie widać na nich strachu
ani śladów po nieprzespanej nocy

na pobliskim murze
ktoś napisał:
niegroźne zachody słońca (s. 11)


Podobnie jak podmiot liryczny w tytułowych Radościach wraca we wspomnieniach do dzieciństwa, by znów chować w czarnej ziemi zdechłe sarny, tak wracać trzeba będzie do tomiku Radości Grzegorza Kwiatkowskiego, bo jedna wizyta to stanowczo za mało. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz