niedziela, 22 września 2013

Rozważania poniekąd nie-dzielne / Odezwa do dyskutantów


                                                                            Niniejszym zamieszczam odezwę w wykonaniu Gombrowicza, skierowaną do dyskutantów, a ja jako przeważnie niedyskutująca (co najwyżej w Internecie, za pomocą słowa pisanego i tylko wówczas, gdy się z czymś absolutnie nie zgadzam, choć przyznam, czasami żałuję, że wyraziłam sprzeciw, bo być może tylko całkiem niechcący nadepnęłam komuś na odcisk i nic więcej z tego nie wynikło) naprawdę podziwiam osoby, którym natura nie poskąpiła umiejętności prowadzenia dyskusji.
Oto   i odezwa:

Pragnę zastanowić się z Wami nad tą sprawą, gdyż z przykrością widzę, że dyskusja należy do tych zjawisk w kulturze, które na ogół nie przynoszą nam nic prócz upokorzenia, które nazwałbym „dyskwalifikującym”. Pomyślmy, skąd się bierze ten jad hańby, którym nas poi dyskusja. Zabieramy się do niej sądząc, że ma wyświetlić, kto ma rację i jaka jest prawda – wobec czego primo określamy temat, secundo ustalamy pojęcia, tertio dbamy o ścisłość wysłowienia i quarto o logikę wywodu. Po czym wytwarza się wieża Babel, mętlik, chaos słów i prawda tonie gadaninie.
[…] Jeżeli powiedziałem, że dyskusja należy o zjawisk „dyskwalifikujących”, to oczywiście mam na myśli tylko dyskusje dotyczące spraw wzniosłych i oderwanych, nikt bowiem nie narazi się na wstyd ani na śmieszność, rozprawiając na temat przyrządzenia zupy kartoflanej. Lecz śmieszność jest następstwem nie tylko tego, iż dyskusja nie może sprostać swojemu zadaniu – rodzi się ona stąd przede wszystkim, że my sami dopuszczamy się pewnej mistyfikacji, która właśnie staje się tym bardziej drastyczna im większa jest waga tematu. Mianowicie udajemy przed innymi i przed sobą, że idzie nam o prawdę, gdy w rzeczywistości prawda jest jedynie pretekstem do naszego osobistego wyżycia się w dyskusji, dla naszej,  krótko mówiąc, przyjemności. Gdy gracie w tenis, nie usiłujcie wmówić w nikogo, że idzie wam o coś innego poza grą – ale, gdy przerzucacie się argumentami, nie chcecie przyznać, że prawda, wiara, światopogląd, ideał, ludzkość albo sztuka stały się piłką, i w gruncie rzeczy ważne jest tylko kto kogo pokona, kto zabłyśnie, kto się wykaże w owym starciu, tak mile zapełniającym południe.
Czy więc Dyskusja służy Prawdzie, czy Prawda – Dyskusji?

(W. Gombrowicz, List do członków Klubu Dyskusyjnego w Los Angeles [w:] Dziennik 1953-1956, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 114-115)

I sprzeciwić się Gombrowiczowskiej wypowiedzi do pewnego stopnia nie można, ale zapomina pisarz, że dyskusja jest jedną z podstaw stosunków międzyludzkich, jedną  z form dialogu, niezbędną w świecie.

Tak się wczoraj zastanawiałam nad pewną podsuniętą mi myślą, według której na poznanie prawdy o dyskutowanej rzeczy decydujący wpływ może mieć wypowiedź jakiegoś autorytetu – a konkretnie został polecony mi autorytet w postaci najlepiej jakiegoś profesora. No cóż, niestety nie zgadzam się z tak postawioną sprawą, bo nawet człowiek o tytule profesora, posiadający dyplom uprawniający go do wykonywania określonego zawodu, kształtujący młode, niedouczone umysły, a niechby i uznawany za autorytet, nie zmusi mnie do przejęcia swojego sposobu postrzegania danej sprawy, jeśli ja mam o owej rzeczy zupełnie inne zdanie. Tyle odnośnie do autorytetu. Ale podam jeszcze przykład, oto nasz wieszcz narodowy, Mickiewicz, swego czasu  wykładowca na College de France, zwolniony z tegoż stanowiska za poglądy jakie głosił, a wiążące się z naukami Andrzeja Towiańskiego – twórcy sekty, która najwyższym kultem darzyła Napoleona. I gdyby Mickiewicz zaczął owe założenia, odwołujące się do Napoleona, wpajać słuchaczom na uczelni, to zastanawiam się, jaka część młodzieży istotnie by mu uwierzyła i również zaczęła czcić Napoleona niczym samego Boga, i jakie przyniosłoby to skutki, a jaka część uznałaby, że Mickiewicz postradał zmysły. To dowodzi tylko tyle, że nie ma ludzi nieomylnych.

Cóż, dystans do samego siebie przede wszystkim, ale też do innych.
Zgadzać się z każdą rzeczą, jaką się usłyszy, to taktyka dziecka.

No i, chcąc nie chcąc, sama wdałam się w dyskusję - w zjawisko zdaniem autora Ferdydurke upokarzające, w dyskusję sama z sobą.  

A na zakończenie dowód, że to co ma początek w jednym miejscu, niekiedy również w tym samym miejscu może mieć swój koniec:

MOŻE JUTRO TA DAMA SAMA DA TORTU JEŻOM.


Instrukcja: Czytaj od początku do końca, a potem od końca do początku.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz