wtorek, 13 sierpnia 2013

Eustachy Rylski "Warunek", Świat Książki, Warszawa 2005.

Nareszcie trafiłam na lekturę nietuzinkową, ponieważ oto na jej kartach powrót do lat 1812-1813, a więc swego rodzaju wyjątek, jeśli wziąć pod uwagę tematykę obecnej literatury polskiej. Główni bohaterowie Warunku  to dwaj oficerowie Wielkiej Armii, dla których na moment wojna przestała być priorytetem, a stał się nim dla obydwu walczących po tej samej stronie barykady własny honor. Zapewne nie byłoby błędem nazwanie powieści Eustachego Rylskiego historyczną, ale jednak należy podkreślić, że w zasadzie niewiele tu z samej wojny. Prym przyjmuje nie historia wojenna, a właśnie historia osobista dwójki żołnierzy, których losy, niezależnie od woli samych zainteresowanych, zostały połączone. Dwaj, mówiąc delikatnie, nieprzepadający za sobą mężczyźni, a po niedługim czasie dezerterzy na skutek okoliczności, w jakich znaleźli się z własnej winy, wkrótce stają się nierozłącznymi partnerami w ciężkiej przeprawie, która czeka ich przed powrotem do domu jednego z nich, tj. do domu Rangułta. A i akcja, mająca miejsce w posiadłości wyżej wymienionego, o której traktuje trzeci rozdział, do nudnych nie należy.
Rylski świetnie szkicuje charaktery postaci, powoli, z umiarem, by kroczek po kroczku roztoczyć  przed czytelnikiem coraz rozleglejszą ich mapę. Czytający zastanawia się, jakie karty posiadane przez Rangułta i Hoszowskiego jeszcze zostaną odkryte.
Książka pozwala na przeniesienie się do dalekiej przeszłości, a jednocześnie skłania do zadania sobie pytania, gdzie leży granica walki o ojczyznę i walki o własny honor.

W 2006 r. powieść została nominowana do nagrody NIKE, a ja jako niedoinformowana czytam, albo raczej przeczytałam ją oczywiście po czasie, ale było warto.

Sam autor w wywiadzie dla „Książek. Magazynu do czytania”[i] wyznaje: [Warunek, jak i inna jego książka  - Stankiewicz. Powrót] przyniosły mi umiarkowaną popularność, tłumaczenia i trochę pieniędzy, ale nie łączy mnie z nimi nic poza kontraktem, jaki z nimi zawarłem: ja je napiszę, a one postarają się przetrwać”. Najbardziej zaś Eustachy Rylski ceni swą książkę Po śniadaniu, zawierającą szkice na temat literatury, uznaną przez krytyków za esej.

Wracając natomiast do Warunku, zostało mi w pamięci jedno bardzo interesujące zdanie:

„Bo kto to na wojnie o wojnie gada, oprócz tych, którzy nigdy jej nie zakosztowali” (s. 18).

Ten krótki fragment przypomniał mi scenę z filmu Łowca jeleni, gdzie główny bohater Mike pyta żołnierza, który właśnie wrócił z Wietnamu, jak tam było, a ten na ponowione pytanie odpowiada mu jednym, nieeleganckim wyrazem. No i ten wyraz tłumaczy wszystko.




[i] Donata Subbotko, Eustachy Rylski, „Książki. Magazyn do czytania”, 2012, nr 3, s. 72-73.

4 komentarze:

  1. Mówiąc szczerze, sam bym po tę książkę nie sięgnął, nawet po przeczytaniu Twojej recenzji... Gdyby nie ten cytacik. Bardzo celny. Na razie mam kolejkę lektur, ale wrzucam na listę wartych przeczytania.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałem i wrażenia z lektury spisałem i opublikowałem: http://klub-aa.blogspot.com/2013/10/napoleonski-noir.html.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, czytałam recenzję.
      Ale co do charakterystyki bohaterów, szczególnie dwóch głównych, to wydaje mi się, że ten niedobór opisu psychiki, o którym piszesz, potęguje tajemniczość postaci. Niby wiadomo jacy są, ale w rzeczywistości nie wiadomo nic i to jest najciekawsze. Fakt, niedomówienia się zdarzają i to często, jednak właśnie ten „przymus” dopowiadania sobie reszty jest, jak dla mnie, najciekawszy. Gdyby wszystko było wyjaśnione od A do Z, to nie byłoby się nad czym zastanawiać.
      Choć może po ponownym przeczytaniu książki zmieniłabym nieco zdanie. Ostatnio zauważyłam, że jedno zapoznanie się z tekstem to w pewnych wypadkach za mało. To coś podobnego jak zobaczenie po raz pierwszy jakiegoś obrazu, albo go natychmiast skreślasz albo odwrotnie, a potem myślisz, że może jednak postawiłeś ocenę zbyt pochopnie. Niestety książka to nie obraz, czytanie zajmuje zbyt dużo czasu, zwłaszcza gdy tekst ma 500 stron i miejscami jest nudny.
      A co do "Warunku", to nie wykluczam, że jeszcze kiedyś do niego wrócę, może nawet nie po to by „zweryfikować” swoją ocenę, ale żeby po prostu przeczytać dobrą książkę.

      Ale mnie też zainteresowały dwie książki zrecenzowane na Waszym blogu przez niejakiego Ambrose, "Niespokojne morze" i "Haori". Problem w tym, że nasze biblioteki mają bardzo ubogie zaopatrzenie… więc będę musiała szukać gdzie indziej.

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. W naszej bibliotece jest akcja „Poleć książkę”. Mówisz co jest warte kupienia i kupują. No, ale to dotyczy tylko nowości. Starsze rzeczy czasem za grosze można kupić w sieci. Albo za darmo na chomiku ;) A Ambrose jest specjalistą od ambitnych lektur :) Ja ostatnio szukam lżejszych rzeczy. Za wyjątkiem wyjątków oczywiście. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń